rozdział 24

684 19 11
                                    

Trwaliśmy w uścisku dość długo. Gdy już Przestałem płakać, dwudziestoczterolatek zabrał głos.

-to nie rozwiązanie. Wypijesz, weźmiesz a następniego dnia będzie tak samo.

-nie mam nic innego- wymamrotałem mu w ramię.

Adrien westchnął

-Spróbuj

-mhm

Po chwili ciszy znów odezwał się wspólnik Vincenta

-Juz po 3 to będę jechał, odwieźć cie?

-nie wracam tam. Nie dzisiaj.- odpowiedziałem

-dobra, to chodź. Zatrzymasz się u mnie.

Zdziwiłem się ale raz się żyje

-nie chce robić problemu- moja jedna jedyna szara komurka wymyśliła coś kulturalnego. Wow.

-nie robisz, zostaniesz ile będziesz chciał

-dzięki

Adrien pomógł mi wstac i podtrzymywał mnie, bym się nie przewrócił.

Siedziałem z tyłu czarnej Mazdy Santana. Miałem otwartą szybę i rękę za oknem samochodu. Przejeżdżając obok mojego domu, zobaczyłem światło w kuchni. Pewnie Vince albo Will pracują.

Adrien zaprowadził mnie do mojej tymczasowej sypialni i powiedział żebym czul się jak u siebie.

Zasnąłem dosyć szybko. Obudziłem się o jedenastej. Glowa mnie strasznie bolala. Już miałem schodzić do kuchni i prosić o coś adriena, ale na szafce nocnej, była tabletka i szklanka z wodą. Połknąłem ją i Wypiłem całą zawartość kubka. Poszedłem pod prysznic I przebrałem się w dresy, które były w łazience.

(Bajlando, i połowa rozdziału poszla się je... ale w skorcie, zejdzie do adriena, zjedzą i przyjdzie Vincent na spotkanie a Tony bedzie w salonie przy scianie by być jak najmniej widoczny z korytarza)

Tony Monet ~ inne życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz