Rozdział 6

4 1 0
                                    

Lana
Obudziłam się wtulona w nagi tors Victora, mięśnie to on ma trzeba mu przyznać. Chłopak spał spokojnie oddychając równomiernie, wstałam, ubrałam satynowy szlafrok na za duża koszulkę chłopaka i usiadłam na parapecie patrząc przez okno na oko była jakaś piąta rano, widok stąd był naprawdę ładny, chciałabym mieć go na zawsze. Wiedziałam, że Victor mnie nie skrzywdzi, on taki nie jest, taki jest jego ojciec nie on.
- Ładne widoki wiem - powiedział męski głos i dobrze wiedziałam do kogo należał.
- tak, są piękne - odpowiedziałam dalej patrząc przez okno - nic mi nie zrobisz prawda? - zapytałam
- nie, nie zrobię tego rudzielcu, chce, żebyś nie miała siniaków na balu - powiedział
- przecież nie przyjdę tam jako kandydatka na twoją żonę - odpowiedziałam opierając się o ścianę okna i dalej pacząc na widoki.
- Ten bal chce odwołać, chce zrobić nowy bal, na cześć mojej narzyczonej - odpowiedział
- masz narzyczona - zapytałam i na niego popaczylam
- nie..ale będę mieć - odpowiedział - wstaniesz na chwilę rudzielcu? - zapytał a ja się podniosłam
- Lana, wiem, że wydaje ci się, że od dawna cię nienawidzę, ale tak naprawdę Kurewsko cię kocham nie chcę cię tylko jako przyjaciółka, czy wroga, chce żebyś była moja żona, wyjdziesz za mnie? - zapytał a mnie dosłownie zatkało, kurwa, ale on romantyczny, jakby kurwa serio jesteśmy w jego pokoju a on pyta czy za niego wyjdę.
- Tak, tak Victor, wyjdę za ciebie - odpowiedziałam, przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował a ja oddałam.

I love you more than you thinkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz