Rozdział 11

6 1 0
                                    

Minął miesiąc od balu a ja dalej nie mogę zapomnieć o głosie który przyprawiał mnie o ból głowy, za miesiąc miała być koronacja Victora a potem moja, o dziwo wszystko dobrze się przyjęło, właśnie wróciłam od lekarza, z dzieckiem było wszystko okay, na całe szczęście. Położyłam się na łóżku gdzie leżał Victor i go przytuliłam, chłopak jak zwykle pachniał woda kolońska która już dawno chciałam mu zabrać dla siebie, ale Vampiry pilnują swoje własności lepiej niż myślałam.
- To chłopiec - powiedziałam do chłopaka, który zaczął bawić się moimi włoskami.
- Ponoć ciąża boli was bardziej niż ludzi - powiedział dalej bawiąc się moimi włosami.
- Nie zapominaj, że jestem pół człowiekiem - powiedziałam
- Ale i tak jesteś wiedźma - powiedziałem
- Dobra dobra, jak go nazwiemy? - zapytał pacząc na mnie
- Nathaniel? - zapytałam
- okay - odpowiedział.

*9 miesięcy później*

Aktualnie leżałam w łóżku trzymając na rączkach małego synka, małego Nathaniela. Victor wraz z ojcem zajmował się organizacją koronacji oraz wesela przy okazji, głosy w głowie nie ustąpiły od 9 miesięcy, cały czas słyszałam to samo, żebym nie wychodziła za mąż za Victora, nie wiedziałam kto to był, kto to mówił, miałam to tak trochę gdzieś, musiałam się skupić na tym co tu i teraz. Leżałam w białej koszuli na sali szpitalnej, uparłam się na poród w szpitalu a nie w lesie, byłam świadoma tego, że może wdać się zakażenie a nie żyjemy w 13 wieku żeby rodzić w lesie, rodzica Victora się to nie spodobało, ale ja się uparłam i nie było można mi powiedzieć ,,nie". Spędziłam kilka dobrych dni w szpitalu czekając na poród małego Nate'a, nagle do sali ktoś wszedł, wystraszyłam się i wyczarowałam sztylet i rzuciłam a kiedy spojrzałam na osobę która chciałam zabić, był to Vic.

- Łał, ja ledwo co wszedłem a ty już chcesz mnie zabić? - powiedział. Był ubrany w garnitur, biała koszula, kamizelka i marynarka, czarne spodnie, zegarek na nadgarstku oraz sygnety, a żyły na rękach, oraz blizny na klatce piersiowej których nie widać i mała blizna na policzku dodawały mu plus sto do atrakcyjności.
- Nie wiedziałam kto to, przepraszam - powiedziałam. Victor wziął sztylet i podszedł do mnie oddając mi sztylet a ja go schowałam do torby.
- Zwykły sztylet by mnie nie zabił, tylko zranił - powiedział i dał mi buziaka a potem małemu. Nagle zaczęła mnie boleć głowa i znowu usłyszałam głosy, ale postarałam się je stłumić i nic nie mówić victorowi, nie chciałam, żeby się martwił.

I love you more than you thinkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz