1.1 Spacerek po zajęciach

8 0 0
                                    


"Ziemio Zakrandzka, nasza matko.
Urodziwa kraino, usłysz prędko
Nasze wołanie- ludu twojego,
Przez Ciebie do życia tu wybranego.

Góry, jeziora, ten ocean myjący brzegi,
Twoje to cuda, jak i Ojca- Srzegi.

Marszem szedł do stolicy Srzeg.
Po lewicy zamek pełen wież,
Po prawej zaś staw z kaczkami,
A te uczynił ziemi tej symbolem. Hej!

Od wojny, rozłamu, do wolności
Poprowadziłaś nas, Matko Wielka.
I choćby zatrzymał nas mur z kości,
To zwyciężymy. I umyje nas wtem Urelka.

Góry, jeziora, ten ocean myjący brzegi,
Twoje to cuda, jak i Ojca- Srzegi.

Marszem szedł do stolicy Srzeg.
Po lewicy zamek pełen wież,
Po prawej zaś staw z kaczkami,
A te uczynił ziemi tej symbolem. Hej!

Symbol Zakrandzkiej ziemi- kaczy dziób!
Heja hej! Zakrandio, miłujemy Cię!

Heja hej! Zakrandio, miłujemy Cię!

Heja hej!"

- Czy ktoś mi powie, czemu hymn nasz grają?
- Bo może przygotowują się do ceremonii zakończenia roku studenckiego.
Szła trójka studentów przez ogród uniwersytetu dengoledzkiego. Duży obszar, z wieloma budynkami, odznaczającymi się nietypowymi barwami. Władze bowiem uznały, by każdy wydział miał swój własny kolor. Ci studenci niedawno opuścili budynek ciemnozielony, oznaczający tu wydział politologii i historii. Nikt nie wie, czemu to połączono. Co do kształtu, bo ten też był ciekawy- przedmioty na tym kierunku wykładano w niemalże kopii amerykańskiego Pentagonu, choć oczywiście w pomniejszonej skali, odpowiedniej do umieszczenia go w metropolii.
Uniwersytet znajdował się w "dzielnicy uniwersyteckiej", choć da się to zrozumieć poprzez ogrom tego miejsca. Samo centrum, choć był to czarny jak smoła prostopadłościan, zdołało w sobie skryć ogromną aulę, na której spokojnie zmieściliby się wszyscy studenci, a tych było w tej chwili tam ok. dziewiętnastu tysięcy. To największa uczelnia Aliecji. Duma edukacji zakrandzkiej (samo państwo posiadało trzy uniwersytety w czołowej dziesiątce kontynentu, ale ten dengoledzki uważany był za jeden z najlepszych na świecie).
Studenci musieli przejść ogromny kompleks, czy jak to nazywali rektorzy- "wioskę uniwersytecką", aby dostać się na ulicę miasta. Swoje mieszkanie mieli w sąsiedniej dzielnicy, Egorli, bo do akademika się nie dostali. Szczęśliwie cała trójka złożyła się na mieszkanie dla trzech osób o dobrej jakości, w odpowiednim miejscu. Nie było to tanie, ale mieli fundusze i na to. A żyli tak przez pięć lat, mają więc stopnie magistrów politologii (bo akurat do tego przykładali większą uwagę). Jednak jeden z nich, Tarian Emesky, robił też historię i też z niej miał magistra. Cała trójka robiła aktualnie doktoraty, to zabiera dodatkowe trzy lata, lecz właśnie zbliżają się do terminu obrony swych rozpraw. Póki co jednak skończyli zajęcia i idą odpocząć przy piwie w mieszkaniu.
- Nie zrozumcie mnie źle- zaczął mówić ten, który zdziwił się słysząc hymn- ale brzydko im wyszło. Jeśli próbę robi ta jędza co zawsze, no to przykro mi, ale ośmy rok z rzędu będą wyłącznie fałszować "Pieśń Kaczego Dzioba" (tytuł hymnu).
- Wstrzymaj się, Naliek- rzekł Tarian zapatrzony na jasnoniebieski wydział fizyki.- Może w tym roku będzie inaczej.
- A ty jak zwykle naiwny. A czemu milczysz ty, Falerze? Powiedz, co myślisz.
- Ja powiem, że nasz wykładowca to dupek, dobra?
- Hej- zaśmiał się Naliek Buteng- nie obrażaj biednego Anglika (zaiste, wykładowca był tej narodowości).
- Właśnie- dodał Tarian- mogłeś po prostu nie wylać herbaty na tamtą biedną dziewczynę.
- Gdyby nie darłby się, to ona byłaby sucha, a ja napojony! A weźcie już...
- Toż to Anglik. Herbatę oni uwielbiają
- Zabawne, Nalieku, zabawne. Stawiasz mi następnym razem napój.
- Czemu niby ja?!
- A kto się śmiał najbardziej ze mnie?!
- Panowie, już już, spokojnie.
I tak resztę drogi odzywali się skromnie, a nikt nie ośmielił się przywołać zdarzenia z wykładu.
Po jakichś dwudziestu trzech minutach panowie wreszcie opuścili teren uczelni. Szli więc dalej, aż wreszcie ujrzeli członka rady miasta. Zawzięty to był partyjniak, nie wzbudzał szacunku miasta, lecz jakoś wciąż brał udział w rządzeniu nim. Sama Dengoleka jest jednym z trzech miast wydzielonych w Zakrandii, obok Garhotu oblewanego przez wody Morza Zielonego i położonej pod Terdutami Jutryką. Stolica zaś położona była bardziej na wschodzie kraju, choć nie miała styczności z oceanem. Miała jednak jezioro, największe w kraju, zwane Jowiszowym, do którego wpadała najdłuższa rzeka- Urelka (wspomniana zresztą w hymnie). Ta całkiem naturalnie się rozgałęzia na dwa koryta, a z jednego wypływa jeszcze jedno (przez co Urelka trzema ścieżkami wpada do jeziora). Została przez to wykorzystana jako oddzielenie okręgów miasta od siebie, a tych łącznie jest pięć. Jeden był na północnym brzegu rzeki (i tu był uniwersytet), drugi na południowym (i to dwa największe okręgi). Dwa główne rozgałęzienia tworzą trzeci okręg, z którego mosty prowadzą na nieodległą wyspę naturalną jeziora, która została tym czwartym. Ostatni tworzą drugie (południowe) rozgałęzienie z tym trzecim. To cudne miasto turystycznie, jak i pod względem chociażby jakości życia.
Wspomniany partyjniak, Sadbo Erytr, wyglądał na niepocieszonego i zdenerwowanego. Gniótł gazetę, którą pewnie wcześniej czytał.
- Co jest, panie?- spytał zdziwiony Faler
- Kongres... On... Rozwiązał... Z drogi, idę do urzędu miasta! Rozwiązał parlament... Niee...
Mężczyzna odbiegł, wciąż mówiąc do siebie. Studenci stali wryci. Doszło jednak do nich to, co mówił.
- Jak kto "rozwiązał"? Prezydent? Nie ma prawa!- oburzył się Faler Lideta.
- Spokojnie- rzekł Tarian.- Może marszałek. Może sam Kongres. Chodźmy wreszcie do mieszkania, tam sprawdzimy.
Jak zaproponował, tak zrobili, bez debaty.
W mieszkaniu włączyli telewizor, sprawdzali internet. Wszelkie wiadomości potwierdziły- marszałek rozwiązał Kongres. A że marszałkiem jest wiceprezydent, można się domyślić kto zlecił mu to zrobić. Studenci przeglądali te wieści z zainteresowaniem, jak i lekkim zaniepokojeniem. Sam marszałek od razu podał też datę nowych wyborów- te miałyby odbyć się za lekko ponad dwa miesiące. Lekko nagięta konstytucja nie została przez niego zauważona, co spotkało się z oburzeniem i studentów, ale też i dziennikarzy, jak i parlamentarzystów.
Za dwie godziny (co dałoby 17:40) sama głowa państwa miała wydać orędzie. Praktycznie wszyscy orientujący się w krajowej polityce wiedzieli co ten powie i ostatecznie wszyscy mieli rację. Krytsok Gamier, siódmy prezydent Zakrandii, któremu kończy się pierwsza kadencja, stwierdził z premedytacją przed wszystkimi, iż decyzja marszałka (wiceprezydenta) go zszokowała i że nie ma z nią nic wspólnego. Wystąpienie trwało lekko ponad trzy minuty i pogardliwie przeciwnicy prezydenta zaczęli publikować w serwisach społecznościowych tezy, że więcej czasu zeszło mu na zwracaniu się do obywateli, niż na komentarzu. Ostatecznie jednak jego najbliżsi pracownicy, jak i on sam, znali prawdziwy pogląd głowy państwa na tę sprawę.
Talian przy kawie próbował zrozumieć to, co się działo. Faler wyszedł na balkon zapalić, wciąż mając w głowie orędzie. Naliek znalazł w telewizji mecz siatkówki i szybko zapomniał o chaosie w kraju.
- Panowie- zaczął Tarian- co... co teraz będzie.
- Ojeju, no nowe wybory tam za x czasu- mruknął Buteng.
- Prezydent kłamał w żywe oczy. Raz prawie nawet się uśmiechnął.
- I co z tym zrobisz?- spytał Faler- No właśnie. Nic. Stąd milczenie.
- Czy on ma jakieś autorytarne zapędy?
- A wiesz dobrze, co mówią o nas zagraniczni. "Łeee, ta Zakrandia to dyktatura, łeee". Gamier w tym tylko pomaga, Tarian.
- No dobra- wtrącił Naliek- ale jakie są dowody na dyktaturę u nas. SPRZED tej decyzji z dziś.
- A bo ja wiem? Może to, że jedna partia jest- rzekł Faler.- Pewnie też to, że mamy zakaz wyjazdu z kraju.
- To dalej jest?
- Tak Naliek, jest dalej. No to co dodasz jeszcze Falerze?
- A co, jestem zza granicy? To oni se coś wymyślają. Nie wiedzą o nas nic. Skąd te krzyki?
Faler wyjrzał przez balkon. Po ulicy szedł niezorganizowany tłum, skandujący "GA-MIER, STUL MOR-DĘ". Rozśmieszyło to Nalieka.
- Ci tak na serio? Haha!
- Poczekaj, już widzę policję. Oho... Zejdźmy tam.
- C-co?! Czemu?!- zdziwił się Tarian
- Wszyscy z mieszkań wyszli popatrzeć.
- Idzie policja, sam mówiłeś!
- No i chuj, ja idę. Naliek, cho.
- Spadaj, idź sam.
Jak jeden z nich obiecał, tak zrobił. W minutkę się wyrobił i już był na chodniku. Spytał protestujących po co i dlaczego wyszli, a ci kazali mu "iść w cholerę". Wrócił na drzwi wejściowe do ich kamienicy, stąd wszystko obserwował, wraz z innymi mieszkańcami, jak i z Naliekiem, który jednak postanowił tam zejść. Tylko Tarian został w bezpiecznym mieszkaniu i obserwował sytuację z balkonu.
- Wiadomo jak to się skończy... Byle ci nie dali się...- mruknął do siebie.
Protest ludności trwał bezpiecznie przez jakieś trzynaście minut. Po tym czasie oddziały policji zaczęły napierać na nich "w ramach bezpieczeństwa". Uliczka była dość szeroka, dlatego uciekający tłum tworzył niewyobrażalny hałas, jak i siły publiczne miały szersze pole manewru. Wkrótce przybyły armatki wodne. Faler i Naliek ostatecznie chcieli wrócić do kamienicy, lecz wszyscy inni mieszkańcy zamknęli drzwi od środka. Dotarli do nich funkcjonariusze.
- Panie władzo- rzekł podłamanym głosem Lideta- my tylko patrzyliśmy.
- A takie postępowanie z ludźmi nie jest honorowe!- krzyknął Buteng.
- Cii, nie krzycz.
Doszło pochwili do nich jeszcze dwóch policjantów.
- Wróćcie się do kamienicy.
- Nie możemy, drzwi są zamknięte.
- Wejdźcie do środka.
- Głuchy jesteś?
W tym momencie Naliek oberwał po brzuchu pałką.
- Ej, co mi kolegę bijesz, przestępco?!
W tym momencie Faler oberwał po brzuchu pałką. Zaczęto ich pałować
- Co to ma znaczyć?! Plamicie honor munduru!- krzyczał Tarian.
W tym momencie dostał z armatki wodnej i wleciał do mieszkania. Zdołał tylko usłyszeć przyjazd samochodu, krzyki kolegów, otwarcie drzwi, wrzucenie "bagażu", krzyki znowu, zamknięcie drzwi i odjechanie pojazdu. Wyłapanie tych dźwięków było trudne, zresztą był bardzo mokry, a sam uderzył się o parę mebli.
- Dali się aresztować. Pf...
Po jakimś czasie cały internet w kraju mówił o protestach, które największą skalę miały w stolicy. Za granicą mówiono o "kolejnym wybryku totalitaryzmu niby demokratycznego".

Skuteczny systemWhere stories live. Discover now