1.2 Idea a realia

8 0 0
                                    

Następnego dnia po starciu z policją, Tarian udał się na komisariat. Sądził, iż będzie to ten najbliższy. Mylił się jednak. Dyżurny powiedział mu jednak, iż wszystkich aresztowanych z tamtego okręgu przewieziono na komendę główną miasta. Tam też się udał z zamiarem "odebrania" towarzyszy.
W Dengolece dało się wyczuć nastrój jakby po bitwie. Nie działo się wiele, ludzie niby żyli tak jak zwykle. Emesky potrafił odczytywać coś takiego, zresztą nie pierwszy raz widział na oczy protest. Mieszkańcy zawarli jakby umowę z władzą- ci nie będą protestować, jeśli ci nie będą atakować. Sam Tarian tak to sobie tłumaczył, choć z zaznaczeniem, iż nie widzi w tym sensu. Myślał, że protesty będą się ciągnąć i ciągnąć. Idąc ulicą, zauważał miny strachu, irytacji, nienawiści.
- To trzeba zmienić- pomyślał.- No, tylko jak?
Wtem ujrzał dwa ciekawe budynki.
Jednym z nich był dość wysoki, pomarańczowy "klocek"- komenda główna. Tam zmierzał. Po drugiej stronie ulicy zaś znajdował się nieco mniejszy, szary prostopadłościan, z ciekawym, ceglanym ozdobieniem (oszczędnie wykorzystany, było go okropnie mało). Wiedział, do kogo to należało.
- Tak, przy komendzie jest siedziba partii. Hm, ale chyba nie ta główna... Nie wiem.
Popatrzył na nią chwilę, lecz szybko przypomniał o swoim celu.
Przebiegł ulicę (jakoś się złożyło, iż mały był ruch, najpewniej przez wczoraj) i już był u drzwi siedziby policji. W jej środku unosił się zapach jakby typowy dla urzędów. Mimo uśmiechu pana i pani z recepcji, Tarian spojrzał na wykładzinę. A na tej była widoczna krew.
- Tu... jest krew- rzekł student.
- Tak, po wczorajszym... "incydencie". Wie pan co? Policja przesadziła. Jeśli ma pan zatrzymanego członka rodziny, przyjaciela lub kogokolwiek innego, proszę przyjąć nasze... współczucie.
- Nie tak powinniśmy pracować- dodała pani- ale co rozkaz, to rozkaz.
- Trzebaby to zmienić...
- No będą wybory nowe. Zawsze może ktoś z wielkim planem kandydować.
- O ile go wybiorą- mruknął ponuro Emesky.- No nic, jestem tu po moich dwóch kolegów. Razem mieszkamy i studiujemy.
- Nie ma problemu. Ich godności?
- Faler Lideta, Naliek Buteng.
Po chwili Tarian dostał wytyczne na ich temat, a jeden z funkcjonariuszy udał się w stronę uwięzionych. Minęło kilka minut, a Faler wraz z Naliekiem byli już wolni. Cała trójka pokornie opuściła komisariat.
- Idioci- rzucił w ich stronę Tarian.- Po co wychodzilście wtedy na ulicę?
- A weź... Przynajmniej nas nie bili.
- Widziałem krew na wykładzinie, Faler. Kogoś bili. Szczęśliwie was to uniknęło.
- Tam byli starcy, średniostarzy, młodzi. Co ta policja robi...- mruknął Naliek.
- Mam pomysł chłopaki.
Lideta i Buteng zatrzymali się z ciekawości. Emesky po chwili odwrócił głowę w stronę budynku ZPD. Uśmiechnął się ledwie widocznie, lecz jego koledzy nie podzielali entuzjazmu. We dwóch pokręcili głowami, po czym poszli dalej, chcąc odpocząć w mieszkaniu. Szczęśliwie dziś zajęć nie mieli. Tarian chciał im to wytłumaczyć, więc dobiegł do nich i zaczął mówić.
W jego opinii, ich trójka powinna być w partii. Wywnioskował to z tego, że oni widzą jak działa państwo. Wiedział też, że obecny prezydent i wiceprezydenci mają stopnie magistra, i to kolejno z ekonomii, fizyki i pedagogiki. A oni mają zostać przecież doktorami politologii (a sam Tarian jeszcze historii). Ta trójka zresztą jest znana na uniwersytecie, jest też znana w dzielnicy. W okręgu mandatowym przypadającym na tę część miasta, panowie mieliby szansę. Niestety dla Emeskiego, jego opinie nie podpasowały Naliekowi i (przede wszystkim) Falerowi.
- Słuchaj Tarian- zaczął podirytowany Lideta- TY se możesz iść do partii, kandydować na posła. Lecz uwierz mi- nic nie zdziałasz.
- Czemu tak sądzisz? Nawet nie spróbujesz? A co z zaletami bycia w ZPD?
- Zalety jakieś są?- spytał Naliek, co wydało się Tarianowi pytaniem ironicznym.
- Oczywiście, że są. Ci często mają ochronę od strony policji, zniżki w sklepach, dodatkowe przywileje na uniwerku... W sumie... To chyba źle...
- Takie przywileje? TAKIE?! Ja chcę!
Radość Nalieka zdenerwował Falera, a Tariana zdziwił.
- Przecież nie chciałeś...
- Jak będzie mi się łatwiej żyć, to czemu nie?
- I to jest właśnie problem. Partyjniak jest wyżej od zwykłego obywatela. Wiecie co? Nie, rzućmy ten pomysł...
Tarian posmutniał i udał się do swego pokoju. Naliek dalej był optymistycznie nastawiony, za to Faler zobrazował sobie, iż noc spędziłby w mieszkaniu, gdyby tylko miał legitymację ZPD. I tak, w przeciągu niecałej godziny (licząc od wyjścia z komisariatu), z dwóch głosów "przeciw" stały się dwa głosy "za". Jednak autor pomysłu się rozmyślił. Nie chciał być klasą wyższą przez posiadanie zaledwie dokumentu.
Młodzieniec rozmyślał nad tym długo. Jeśli miałby zmienić system, musi mieć wsparcie. A jego najbliżsi przyjaciele są za utrzymaniem tego, co nie tak dawno ich skrzywdziło. Minąło parę dni, był czwartek- zakończenie roku dla doktorantów. Następnego dnia mieli mieć obrony swych prac.
Cała trójka ubrała się stosownie do wydarzenia. Wszystko toczyło się tak, jak powinno. Odśpiewano więc hymn, były jakieś wystąpienia artystyczne, nagrody, podziękowania i wiele innych. W oczy dla Tariana rzucił się niejaki Hamnus Rokion. Był to inny student z kierunku, młodszy, niezbyt dobrze sobie radzący, lecz z natury niekulturalny był. Otóż okazało się, że ten sam Hamnus obronił pracę magisterską. Znany był w środowisku akademickim, głównie poprzez swe wybryki, za które był lekko karany. Zaciekawiony Tarian postanowił mu po uroczystości pogratulować.
Udało mu się do niego podejść. Oczekiwał niemiłego słowa na początek i dokładnie to dostał.
- Ty, ja ciebie kojarzę. Emesky, tak?
- Zgadza się...?
- Ta, kto inny ma taki brzydki nos i kolegów w areszcie.
- Co? Czemu jesteś taki? W sensie... No kojarzę cię i te twoje zachowanie, no ale czemu?
- A bo tak! Wstąpienie do ZPD to był dla mnie pierdolony ratunek. Choć i tak mam znajomych w radzie miasta, rektoracie... a nawet w Kongresie.
- Rozwiązali go.
- No i? Moi "znajomi" dostaną się na kolejną kadencję. A i mnie wybiorą. Będę kandydował. Jako magister politologii, haha! Złaź, leszczu.
Odepchnął Tariana i poszedł w kierunku parkingu. Starszy jednak nie skończył rozmowy.
- Sądzisz... że nepotyzm i korupcja...
- Nie sądzę. Ja wiem, iż by żyć uczciwie, nie można być uczciwym.
- Ee... To nie ma... sensu?
- Nie szuka się sensu w Zakrandii. To całość- to fikcja. A ja jestem czarodziejem tej baśni i właśnie jadę opić sukces. Do zobaczenia nigdy, leszczu! Ha!
- Wiesz... Twoja postać, twe działania... To jest nienaturalne. Tak normalni nie postępują. Fikcją chyba jesteś ty, panie magistrze. Żegnam i powodzenia w karierze.
Tarian odwrócił się i poszedł. Nie widział, iż Hamnus pokazał mu środkowego palca.
Emesky postanowił dołączyć do kolegów w największym budynku uniwersytetu, tym czarnym, centralnym. Choć uroczystości (z powodu ciepłej pogody) przeniesiono na zewnątrz, w środku odbywały się pomniejsze imprezy, rozmawiano itd. Nalieka i Falera odnalazł w jednej z kawiarnii w środku. Wspaniała to była uczelnia, pomimo wiedzy, dostarczała i rozrywki, a ludzie się tu uczący czy pracujący, mieli do dyspozycji wiele miejsc do spotkań: kawiarnie, biblioteki, pokoje konferencyjne i wiele innych. To dodawało prestiżu.
Z kolegami Tariana rozmawiali i wykładowca historii Ernik Adsar, jak i Oliver Morrington, ten słynny Anglik, co wykładał im psychologię społeczną w ujęciu głównie światowym. Wszyscy rozmawiali jak dobrzy przyjaciele, pomimo iż Naliek szczerze nie znosiłł Adsara, a Faler Morringtona.
- Oh, Tarian. Gdzieś ty był?- spytał Lideta.
- Musiałem się rozmówić z... pewną osobą. Witam panów profesorów.
- It's nice to see you, dear Tarian.- rzekł wiadomo kto.
- Oliver, mów po naszemu. Przecież umiesz.
- Umiem umiem, po prostu angielski jest...
- Okropny, wiemy- mruknął Faler.
- Oh Lideta, co z ciebie wyrośnie.
- Najpewniej doktor-zaśmiał się Naliek.
- Dobrze, dobrze. Chodź Erniku, zostawmy ich samych. Do zobaczenia kiedyś.
- Bądźcie gotowi na jutro- powiedział sarkastycznie Adsar.
Profesorowie sobie odeszli, zaś studenci odprowadzili ich wzrokiem.
- Jak się cieszę, iż nie będę musiał oglądać tych ich zakutych mord, zwłaszcza tego Brytola.
- A ja Adsara. Brr... Słyszałem, iż kiedyś molestował kogoś.
- Weź, to fake news. Chodźmy już stąd, bo mnie zaraz coś strzeli.
- Tarian, co ci...
Szybkim marszem wyszedł z pomieszczenia, a oni, po chwili namysłu, ruszyli za nim. Dogonili go i już razem opuścili budynek, a potem i cały teren uniwersytetu. W mieszkaniu oczekiwali od kolegi wyjaśnień. Ten miał zamiar im powiedzieć.
Gdy Naliek i Faler pokornie siedzieli na kanapie, Tarian chodził po mieszkaniu, co jakiś czas wyglądając przez okno.
- No więc?- spytał podirytowany Lideta.
- Chcecie luksusu w partii?
- Jeszcze jak, Tarianie. Zapisujemy się?
Podekscytowanie Butenga sprawiło, iż jego współkolega na kanapie uśmiechnął się. Emesky stanął poważnie przed nimi i rzekł:
- Hamnus Rokion mnie obraził i poszedł pić zapewne z kolegami z ZPD. Chce kandydować do Kongresu.
- No i? Też chcesz?- zaciekawił się Faler.
- Zapisujemy się, przeprowadzimy kampanię i spróbujemy w polityce coś zmienić. Bez żartów.
- Póki zyskam przywileje- wchodzę w to.
- No dobra- mruknął Lideta i wstał.- Jak chcesz zyskać głosy? Naszymi pięknymi twarzami?
- Kto wie... Może i to jest jakiś plan. Póki co chodźmy się zapisać.
- Z tej drogi nie będzie odwrotu, ale nie rezygnujmy.- stwierdził Buteng.
- Ok, ale po obronie rozpraw doktorskich.
Na to, co powiedział Faler, pozostali przystali. Na następny dzień mieli bojowe nastawienie. Chcieli sprawić dobre wrażenie przy zapisaniu się do partii- świeżo upieczeni doktorzy, z ideą i nowymi pomysłami. W ich głowach brzmiało to przyzwoicie. Jednocześnie jednak obawiali się, iż coś może się nie udać, że ich przyzwoitość to nic dla partyjniaków. Chcieli jednak zaryzykować, bo przecież z kraju wylecieć nie mogli (takie prawo).


Skuteczny systemWhere stories live. Discover now