Rozdział 15 - doświadczone gangusy mówią, za co biją

43 9 40
                                    

 Czułam jak powoli przemieniam się w zombie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czułam jak powoli przemieniam się w zombie.

Dwa poprzednie tygodnie był dla mnie tak ciężkie, że miałam wielką ochotę rzucić studia, przeprowadzić się do Niemiec i nigdy więcej nie musieć myśleć o tej całej farsie z grą otome.

Do tego, na dworze robiło się coraz zimniej, a mnie chyba zaczynało coś brać. I niestety nie chodziło tu o pięknych panów...

A wszystko zaczęło się sypać od tamtej akcji w supermarkecie.

Leslie nie dość, że nie raczyła do mnie napisać ani zadzwonić, to jeszcze nie odbierała moich telefonów (a ja naprawdę rzadko do kogokolwiek dzwoniłam). Charlie nie był lepszy. Odebrał tylko raz, żeby powiedzieć mi że mam się do niej nie zbliżać, jeśli mi życie miłe.

Nie wiem nawet po co dzień przed całą tą akcją przepraszał mnie za groźby, skoro kolejnego dnia postanowił bezwstydnie je ponowić. Może miał rozdwojenie jaźni, a może po prostu był chujem – kto wie?

Na uczelni wcale nie było lepiej. Leslie traktowała mnie jak powietrze, z nieocenioną pomocą Charliego, robiącego za jej ludzką tarczę; Claude nie przestawał wypytywać o co poszło, a ja nawet nie byłam w stanie mu odpowiedzieć.

Bo nie miałam bladego pojęcia.

Do tego zaczęły mnie męczyć koszmary o tym, że z każdego pora mojego ciała zaczyna wypływać makaron z zupek chińskich. Były też te mniej absurdalne – między innymi o mamie i Matyldzie, które kompletnie mnie zapomniały podczas nieobecności.

Dziennie przesypiałam po dwie-trzy godziny, męczyło mnie zatwardzenie i miałam dość wszystkiego, co się rusza – nawet liści powiewających na wietrze.

A Vincent chyba to zauważył, bo przyłapałam go, jak instruuje Amelię, żeby zamiast normalnej herbaty, na wieczór parzyła mi mocną melisę.

Szkoda tylko, że jego dobre chęci nie poprawiały mojego stanu.

Znów kichnęłam, mając ochotę wyrwać sobie nos.

Jakby problemów było mało, protagonistka dosypała ich jeszcze ze dwie garści, nalegając żebym przyszła na urodziny Luke'a Robertsa. Oczywiście najpierw musiał mnie zaprosić, a żeby to nastąpiło – przydałoby się, żeby mnie poznał (tak oficjalnie, bo nieoficjalnie zwyzywałam mu ojca w centrum handlowym).

Lisa powiedziała, że całą resztą zajmie się sama, a jedyne co ja muszę zrobić, to zdobyć zaproszenia. Nie byłam przekonana do tego planu, ale na razie postanowiłam się do niego dostosować. Taka wybiórczość nigdy nie była w moim stylu. Bo jeśli naprawdę chciała podążać tropem gry, to nie wystarczyło byśmy pojawiły się w tym samym miejscu i czasie. Tak przynajmniej mi się wydawało, bo ona najwyraźniej miała inne zdanie na ten temat.

Oczywiście wybrała ścieżkę Williama (czyli taką, w której Layli odbija najbardziej), ale wcale jej się nie dziwiłam. Praktycznie wszyscy gracze jednogłośnie stwierdzali, że gdyby na podstawie „miłosnego karnawału" stworzono książkę, anime czy film, to właśnie z nim w roli głównej.

Za jakie grzechy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz