Rozdział 2

12 2 0
                                    

* Rozdział niepoprawiony *

Miłego czytania!

Po kiepskiej i nieprzespanej nocy wstałam skoro świt by wybrać dzieci do przedszkola. Najstarsza córka miała sześć lat i była w ostatniej grupie przedszkolaków, Sara zaś skończyła niedawno cztery lata i zaczęła swoją przygodę w najmłodszej grupie przedszkolnej, którą swoją droga pokochała. Zjadłyśmy we trójkę szybkie śniadanie, upewniłam się, że młodsza z córek nie ma już gorączki i punktualnie o siódmej rano opuściłyśmy dom. Dziewczyny z entuzjazmem rozmawiały na tylnej kanapie Jeepa, a ja w międzyczasie układałam w głowie plan dnia. Próbowałam poukładać wszystko tak by między klientami zdążyć odebrać córki i zawieźć je do rodziców Maxima, choć Ci nie byli zbyt zachwyceni perspektywą spędzania czasu z wnuczkami dłużej niż to konieczne, czyli maksymalnie kilka godzin miesięcznie. Nie mogłam jednak zostawić dzieci bez opieki, a popołudniem miałam ostatniego klienta.

- Pojedziecie dzisiaj po przedszkolu do babci Marry i dziadka Grega dobrze?- zapytałam z nadzieją w głosie.

- Musimy mamo? Babia zawsze powtarza, ze jesteśmy niewychowane. – Poskarżyła się starsza z dziewczynek.

- Przykro mi Calineczko. – wyszeptałam z bólem w głosie. – Obiecuje, że od przeszłego miesiąca będę układać grafik tak, żebyście nie musiały zostawać u dziadków. – Miałam ochotę się rozpłakać. Rodzice mojego męża nie słynęli z delikatności i cierpliwości. Każda niesubordynacja karana była obelgami, a próby tłumaczenia, że dziewczynki po prostu badają granice kończą się niezliczoną liczbą awantur i zarzutami braku kompetencji do wychowywania dzieci z mojej strony. Nauczyłam się nie reagować na zaczepki teściów jednak moje dzieci mocno to do siebie biorą.

- Nie lubię babci, mamo. – Czterolatka zabrała głos w naszej rozmowie.

- Kochanie... – wysapałam. Co miałam powiedzieć? Nie zmuszę dziecka do sympatii względem osoby, która traktuje ją jak zło konieczne. – Babcia Cię kocha. Tylko czasami nie potrafi tego pokazać.

- No nie wiem – wymamrotała. Chwilę później odprowadziłam córki do odpowiednich klas i sama pojechałam na kawę z przyjaciółką. Do pierwszego spotkania została mi ponad godzina, więc postanowiłam ją wykorzystać na porcje świeżych plotek.

Postanowiłyśmy spotkać się w jednej z kawiarni przy centrum, która słynęła z cudownych wypieków i prawdziwej kawy cokolwiek to znaczy. Dotarłam na miejsce pierwsza, ruszyłam w stronę jednego z wolnych stolików mijając po drodze kilkoro studentów i parę zakochanych dzieciaków. Zebrało mi się na wspominki. Maxim i ja spędzaliśmy czas podobnie. Między zajęciami uciekaliśmy na kawę by wyrwać się choć na chwilę od podręcznikowych teorii. Studiowałam architekturę a Maxim biznes i zarządzanie. Poznaliśmy się na jednej z imprez akademickich, kiedy wybierali drużyny do beergonga i jak każdy może się domyślać wylądowaliśmy w jednej. Max mistrz wszystkiego czego się złapał i ja, akademicka fajtłapa, której rakietka wypadała z ręki za każdym razem gdy chciała trafić w piłeczkę. Jednak coś zaiskrzyło, długo rozmawialiśmy po tej zabawie a następnego dnia odnalazł mnie na kampusie i zaprosił na randkę. To miała być piękna historia niczym z książek romantycznych a skończyło się jak zwykle.
Fale wspomnień przerwał mi głos przyjaciółki.

- Is normalnie nie uwierzysz co się odwaliło. – Podekscytowana dziewczyna rzuciła się na krzesło na przeciw mnie gestykulując rękami.

- Liczę, że za chwilę się dowiem.

- Thomas Shelby kojarzysz gościa? Chodziłam z nim na zajęcia z literatury. – Skinęłam głową przywołując sobie w pamięci przystojną twarz chłopaka, o którym wspomniała. – Ogłosili go najbogatszym mężczyzna Nowego Jorku. Dziś rano Teodor z działu marketingu ma wypuścić do druku artykuł z listą  dziesięciu najbogatszych ludzi NY i on jest na samym szczycie. – Kira bo tak nazywała się wariatka siedząca naprzeciw mnie, pracowała jako redaktor naczelny w jednej z gazet, garść świeżych ploteczek miałam zawsze z pierwszej ręki a moje źródło należało do tych wiarygodnych.

- Wow. Kujon Tom najbogatszy w kraju, kto by się spodziewał? – Zapytałam drwiąco. Zawsze wiedziałyśmy, że Shelby zajdzie daleko. Był nad wyraz inteligentny i potrafił wykorzystywać swoją wiedzę a nie tylko ja przyswajać.

- Nie bądź taka Isobelle, może trochę entuzjazmu? Rozmawiamy o moim przyszłym mężu. – Zaśmiałam się na to stwierdzenie.

- Kira, czy Thomas Shelby wie, że jesteście zaręczeni?

- Jeszcze nie. – Odburknęła. – Ale pracuje nad tym. W przyszłym tygodniu udało nam się umówić z nim wywiad i poprowadzę go osobiście, nie pozwolę nikomu tego spierdolić.

- Rozumiem, że podczas wywiadu mu się oświadczysz? – Po złym humorze z nocy nie zostało ani śladu. Uśmiechnięta od ucha do ucha przekomarzałam się z przyjaciółką, która z zapałem opowiadała o planach swojego podboju.

- Jesteś beznadziejna Is! Mogła byś mnie wspierać!

- Przecież wspieram. Pożyczę Ci swoją suknię ślubną – ponownie zadrwiłam.

- Czasami mam ochotę Cię udusić! – Zaczerwienione policzki dziewczyny zdradzały jej lekkie zdenerwowanie. Uwielbiałam się z nią droczyć, należała do tych kobiet, dla których granicę nie istniały. Jeśli czegoś chciała robiła wszystko by to dostać. Podziwiałam ja za to, wiedziałam też, że wywiad z Thomasem Shelby skończy się randką albo chociażby kawą, dziewczyna za nic w świecie nie odpuszcza.

- Kia kochanie wierze, że kujon Tom z wielką chęcią zostanie Twoim mężem pytanie tylko czy ty jesteś gotowa się ustatkować?

- Rozwody. Mówi Ci to coś?

- Jesteś niemożliwa – Stwierdziłam. W tym samym momencie podszedł do nas kelner z zamówieniem.

- Zamówiłam nam to co zwykle nie masz z  tym problemu? – zapytała kobieta a mi zrobiło się głupio na samą myśl, że przyszłam do kawiarni na kawę i zapomniałam jej zamówić.

- Żadnego. Jakoś nie pomyślałam o tym wcześniej, czekałam na ciebie. – Wyznałam zawstydzona.

- Is? Coś z Maximem? – Zapytała kobieta upijając łyk swojej karmelowej Latte.

- Nic czym musiała byś się martwic.- Chciałam uciąć rozmowę jak najszybciej.

- Isobelle zapominasz, że znam Cię jak nikt inny na tym świecie. Nawet Ciocia Grace ma przy mnie na noc. – Złapała moją dłoń, która leżała luźno na stole – Wiesz, że przemoc psychiczna też jest karana. Nie musisz tego znosić Is

- Maxim się nade mną nie  znęca Kira. Po prostu bańka szczęścia, w którą wpadliśmy w szkole pękła. Nic nie trwa wiecznie i pora się do tego przyzwyczaić.

- A co z psychologią, którą miałaś zacząć jak tylko zdasz egzaminy z  Architektury? – Zapytała drwiącym tonem – Zostawiłaś swoje marzenia za plecami dla faceta, który traktuje Cię jak swoją prywatną seks lalkę i gosposie w jednym.

- Maxim prowadzi firmę, która wiele od niego wymaga. Potrzebuje się zresetować  a ja mu to daje. To wszystko.

- Czy ty słyszysz jak to brzmi? Ten facet Cię wykorzystuje na każdym kroku Isobelle. Wychowujesz jego dzieci, sprzątasz mu, gotujesz pierzesz. Karafkę zawsze ma pełną w swoją ulubioną whisky a na obiad jest to na co ma akurat ochotę. Poukładał sobie Ciebie ja te swoje cyferki w komputerze.

- Dziewczynki są NASZE nie jego Kira – wtrąciłam.

- Tak, Ale zaszłaś w ciąże tylko dlatego, że on tak chciał. Nie byłaś gotowa na dziecko pamiętasz? Chciałaś studiować!

- Pamiętam. Nie musisz wypominać mi tego za każdym cholernym razem Kira. Wiem, że siedzę w architekturze tylko dlatego, że ojciec sobie tak wymyślił, a moje marzenia o psychologii zostały zakopane głęboko razem z trumną ojca ale nic już z tym nie zrobię. Mam dwójkę dzieci, o które musze dbać, a nie będę w stanie tego zrobić wracając na studia. Coś za coś.

- Za szybko się poddajesz. A ten facet wyssał z Ciebie całą pewność siebie.- Nie skończyłyśmy rozmowy na tej małej sprzeczce ale dała mi ona do myślenia, z reszta jak każda inna dotycząca mojego życia. Nie potrafiłam jednak wyobrazić sobie jak by to mogło być gdybym jednak powalczyła o marzenia.

Na pierwsze spotkanie z klientem przyszłam odrobinę spóźniona, jednak szybko omówiliśmy projekt i miałam chwilę czasu na kolejne szkice, które czekały na dopracowanie. Pracę przerwał mi telefon od mojego męża.

- Isobelle możesz mi wytłumaczyć dlaczego dzwonią do mnie z przeszkolą? Tina dostała graczki a ciebie tam nie ma. – Jego surowy głos wywołał na moim ciele nieprzyjemne dreszcze.

- Jak to gorączkę? Wszystko z nią dobrze?

- Jak byś odbierała ten pierdolony telefon wiedziała byś, że dziecko jest chore.

- Nikt do mnie nie dzwonił Maxim.

- Przestań chrzanić i jedź po dziecko! – Ryknął

- Mam spotkanie za dwadzieścia minut Ty ją odbierz Maxim to też twoja córka. – Nie byłam wyrodną matką. Właśnie w takich momentach potrzebowałam pomocy męża, na którą zwykle nie mogłam liczyć. Czekała mnie rozmowa z mężczyzną, który mógł przynieść mi spore zyski jeśli tylko udało by mi się namówić go na współpracę. Maxim wiedział, że zależało mi na tym spotkaniu.

- Przestań się wygłupiać, to Twoje kolorowanie nie ma prawa być ważniejsze od dzieci Isobelle! Moja matka ma racje. Jesteś beznadziejną matką, jeśli nie zaczniesz wychowywać moich dzieci zatrudnimy kobietę, która się tym zajmie. – Rozłączył się nie zaszczycając mnie żadnym dowiedzenia, a w moich oczach pojawiły się łzy.  Wstałam pospiesznie z za biurka, przejrzałam telefon by upewnić się, ze nikt do mnie nie dzwonił i niemal wybiegłam z gabinetu by odebrać chore dziecko. W między czasie odwołałam wszystkie spotkania dzisiejszego dnia po za jednym. Michael Steward właściciel luksusowego apartamentu chce zrobić generalny remont dwóch penthouse’ów. Nie mogłam zrezygnować z tego zlecenia, a kiedy mężczyzna poinformował mnie, że tylko dzisiaj mu pasuje udało mi się jedynie wynegocjować zmianę godziny.

Tina faktycznie miała gorączkę, bladą córkę położyłam do łózka stawiając wcześniej wywar na rosół, który robiłam specjalnie dla niej choć w piekarniku piekł się już łosoś z ulubionego przepisu mojego męża. Punktualnie o czternastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach niemal sprintem, żeby mój gość nie czekał zbyt długo i z pewnością siebie, której ewidentnie mi brakowało otworzyłam drzwi.

- Dzień dobry. Pan Stewart zgadza się? – Przywitałam gościa, a kiedy potwierdził tożsamość wpuściłam mężczyznę do środka. – Zapraszam tędy. - Wskazałam ręką drzwi mojego gabinetu, który znajdował się od razu przy schodach do góry. Pomieszczenie nie było tak wielkie jak to mojego męża, jednak w zupełności mi wystarczało. Niewielkie biurko w szarym kolorze, dwa wygodne krzesła, niewielka szafka na dokumenty i ściany w kolorze ciepłego beżu. Usiadłam naprzeciw mężczyzny i wyciągnęłam w jego stronę teczkę z wstępnym projektem.

- Panie Steward wiem, że nie zaczęliśmy jeszcze współpracy a ta rozmowa ma być jedynie rozmową rekrutacyjną, ale nie lubię być nieprzygotowana. Pozwoliłam sobie sprawdzić metraż pańskich mieszkań i na jego podstawie stworzyć swoją wizje tego miejsca. Mam jednak na uwadze fakt, że to Pan jest ich właścicielem i nie ustalaliśmy żadnych szczegółów więc jeśli to co Panu proponuje w żaden sposób nie przypomina Pana koncepcji mogę stworzyć cos na szybko by pokazać co jestem w stanie zrobić.

- Sprawdziłem Panią – Jego zachrypnięty głos odbił się echem od ścian w gabinecie. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. – Portfolio, które udało mi się zdobyć zrobiło na mnie ogromne wrażenie dlatego decydowałem się na te rozmowę. Zabiorę ze sobą te projekty i w mailu dam Pani znać co o tym sądzę, teraz jednak chciał bym posłuchać czym Pani dysponuje. Zależy mi na materiałach z najwyższej półki. Te mieszkania mają niemal ociekać luksusem.

- Oczywiście. – Wstałam by z jednej szafy wyciągnąć katalogi firm, z którymi współpracowałam. Położyłam katalog przed mężczyzną i otworzyłam na interesującej mnie stronie. – Drewno, z którego wykonane zostaną meble pochodzi od jednej z najlepszych fabryk w kraju, zapewniamy kilkuletnią gwarancję z możliwością przedłużenia. - Mężczyzna uważnie przyglądał się wykresom i statystykom, które mu przedstawiałam, kiedy do pomieszczenia bez pukania weszła moja starsza córka.

- Mamusiu bardzo boli mnie głowa – Podeszła do mnie nie zaszczycając naszego gościa ani jednym spojrzeniem.

- Najmocniej przepraszam – Rzuciłam w jego stronę, skinął głową i wrócił do przeglądania katalogów. Złapałam córkę za rozpalone czoło i poczułam jak parzy moją dłoń

- Mój boże Tina ale ty masz gorączkę, usiądź tutaj- Posadziłam córkę na swoim fotelu i nie zważając uwagi  na mężczyznę wybiegłam z gabinetu po tabletki i termometr. Niemal natychmiast znalazłam się z powrotem przy córce. Przyłożyłam urządzenie do czoła dziewczynki a kiedy na wyświetlaczu pojawiło się czterdzieści jeden stopni zamarłam. Mężczyzna obserwował wszystko z boku uważnie się mi przyglądając. Opanowanie wróciło do mnie tak szybko jak mnie opuściło i złapałam telefon z blatu wybierając numer do męża.

- Najmocniej Pana przepraszam ale muszę jechać z córką do szpitala. Bardzo mi przykro, że nie poświęciłam Panu odpowiedniej ilości czasu, jednak teraz muszę się zająć dzieckiem. -  Złapałam dziewczynkę na ręce a ta mocno się we mnie wtuliła. Mężczyzna nic nie powiedział. Z jego twarzy nie byłam w stanie nic odczytać, bez zbędnych słów skinął w moją stronę głową i ruszył w kierunku wyjścia. Poszłam z dzieckiem na rękach po torebkę i kluczyki od samochodu. Telefon w dalszym ciągu miałam przy uchu próbując dodzwonić się do męża.

- Piepszony Maxim. – Warknęłam kiedy za trzecim razem nie odebrał połączenia. Zamknęłam dom na klucz i odwróciłam się w stronę podjazdu by otworzyć zdalnie samochód. Zatrzymałam się jednak w pół kroku widząc jak Michael Steward otwiera tylne drzwi swojego czarnego audi i gestem ręki zaprasza nas do środka.

- Zawiozę was. Jest Pani wystraszona i nie powinna prowadzić w takim stanie, po za tym powinna Pani być przy córce gdyby coś się stało. – Skinęłam głową przyjmując jego pomoc z namacalna ulgą.

- Dziękuję – Wyszeptałam kiedy minęłam mężczyznę i usiadłam na jednym z siedzeń tylnej kanapy. Nie puściłam córki nawet na chwilę a kiedy samochód zatrzymał się na parkingu szpitala niemal biegiem ruszyłam w stronę wejścia. Byłam przerażona. Czterdzieści jeden stopni gorączki u sześciolatki to niecodzienna sytuacja. Kompletnie nie wiedziałam co się działo a wcześniejsze tabletki na zbicie temperatury nic nie pomogły. W rejestracji zajęli się nami od razu. Lekarz prowadzący wziął moją córkę na oddział a gdy wypisywałam potrzebne dokumenty, kątem oka zauważyłam Michaela,  który szedł w moim kierunku. Podałam pielęgniarce wypisane dokumenty i odwróciłam się w jego stronę.

- Bardzo dziękuje za Pańską pomoc. Teraz jednak nie jestem w stanie myśleć o pracy muszę być przy dziecku.

- Odezwę się do Pani w sprawie podpisania umowy. I poczekam dopóki nie wyjaśni się stan Pani dziecka. A skoro mamy razem pracować liczę, że pozwoli mi Pani zwracać się do siebie po imieniu. – Byłam w szoku. Chciał podpisać ze mną umowę choć poznał tylko część oferty, którą dla niego przygotowałam.

- Isobelle. – Przedstawiłam się.

- Michael – uścisnął moją dłoń. W momencie kiedy miałam się odezwać wyprzedził mnie mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego męża. Odebrałam bez niepotrzebne zwłoki.

- Czego nie rozumiesz w zadaniu „Mam spotkanie nie przeszkadzaj mi„ - Usłyszałam wściekły głos męża. Po zaskoczonej minie Michaela nie tylko ja go usłyszałam.

- Przepraszam Maxim. Musisz odebrać Sarę z przedszkola jestem w szpitalu z Tiną

- Nie żartuj sobie ze mnie Isobelle.

- Mówię poważnie. Tina miała czterdzieści jeden stopni gorączki przywiozłam ja na izbę przyjęć, ktoś musi odebrać malutką z przedszkola.

- Jesteś jej matka, Ty się tym zajmij, ja na prawdę nie mam czasu na pierdoły Isobelle. Tina jest już duża może na parę godzin zostać sama.

- O czym ty do mnie mówisz. – Wyszeptałam a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Gdybyś lepiej pilnowała dzieci ta sytuacja nie miała by miejsca. Porozmawiamy w domu – zakończył połączenie a z moich ust wydostał się szloch. Miałam zostawić Tine w szpitalu całkiem samą... A moja malutka córeczka czekała aż ktoś odbierze ja z przedszkola. Rozpłakałam się z bezsilności. Poczułam na swoich ramionach mocny uścisk i podnosiłam wzrok. Michael kompletnie o nim zapomniałam.

- Co się stało Isobelle – Jego głos brzmiał miękko, jak by bał się, że może skrzywdzić mnie najdrobniejszym słowem.

- Muszę.... Muszę... Cholera.... – wysapałam nie mogąc się uspokoić. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ponownie zerknęłam w stronę mężczyzny. – Muszę zadzwonić do przyjaciółki, ktoś musi odebrać Sarę z przedszkola – Wymamrotała i trzęsącymi się dłońmi wybrałam numer przyjaciółki, która w kilka sekund była gotowa by zajechać po moje dziecko. Jaką matką byłam? Nie potrafiłam zająć się własnymi dziećmi.












Teraz JAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz