* Rozdział niepoprawiony*
Siedziałam w poczekalni szpitalnej załamując ręce, pół godziny temu poinformowano mnie, że córka dostała leki na zbicie wysokiej gorączki i jesteśmy zmuszeni czekać na wyniki badań. Michael siedział po mojej prawej stronie intensywnie pisząc coś w telefonie. Wyraz jego twarzy zmieniał się diametralnie. Raz wygląda jak by miał ochotę rzucić urządzeniem w najbliższą ścianę, by później uśmiechać się jak wariat.
- Przyglądasz mi się – Zauważył.
- Przepraszam, po prostu staram się gdzieś podziać wzrok. – Delikatny rumieniec oblał moją szyję. Michael był przystojnym mężczyzną, co prawda nie był zbudowany tak dobrze jak mój mąż jednak, nie należał do atletów. Jego mocno zarysowana, kwadratowa szczęka sprawiała wrażenie, jakby chodził wiecznie zły. Czekoladowe oczy jednak zdradzały ciepło, które kryło się w jego wnętrzu. Należał to tego rodzaju ludzi, dzięki którym przez jedno spojrzenie masz wrażenie, jak by w ciągu zaledwie chwili zniknęło ze świata całe zło. Między nami pojawiło się dziwne napięcie, które zawstydziło mnie jeszcze bardziej. Nagle w całym swoim ciele poczułam spokój, tak nienaturalny ze wywoływał spięcie wszystkich mięśni. Spokój i opanowanie nie miały jednak nic wspólnego z magnetyzmem, którego mogła bym się spodziewać. Należał do tego rodzaju mężczyzn, dla którego kobiety chętnie zdejmowały majtki. Ja natomiast najchętniej zatopiła bym się w jego umięśnionych ramionach i przy kieliszku dobrego wina wypłakała wszystkie swoje złości. Nie znałam tego człowieka a pozwalałam sobie na zbytnią śmiałość, kim byłam by pozwolić sobie obczajać mojego zleceniodawcę? Z zawstydzającej sytuacji wybawił mnie lekarz, który wyszedł z Sali mojego dziecka.
- Pani Morgan mam wyniki córki. Możemy omówić je w moim gabinecie?
- Naturalnie- Wstałam zestresowana z plastikowego krzesła, moja głowa jednak nie współpracowała z ciałem. Poczułam mocne zawroty głowy i gdyby nie stalowy uścisk Michaela na moich biodrach runęła bym jak długa na podłogę szpitalna. Lekarz mojej córki znalazł się przy mnie niemal od razu.
- Wszystko w porządku?
- To ze stresu, po za tym za szybko się podniosłam.-
Starałam się wyostrzyć wzrok by móc ocenić jak wielką niedojdę z siebie zrobiłam
- Jest Pani pewna? – Skinęłam głową. I odzyskując równowagę ruszyłam w stronę gabinetu, który wcześniej wskazał lekarz. – Jeśli mąż wyraża taką chęć może do nas dołączyć – Powiedział mężczyzna a ja popatrzyłam na niego pytająco. Lekarz wskazał głową w kierunku Michaela a ja ponownie oblałam się rumieńcem.- Oh... to nie jest mój mąż. To przyjaciel rodziny, przywiózł nas tutaj. – Wyjaśniłam pospiesznie
- Rozumiem. Zapraszam. – Weszłam do niewielkiego pomieszczenia bawiąc się z nerwów palcami. Obawiałam się tego co ma do powiedzenia lekarz i choć nie miałam sobie nic do zarzucenia jako matka, bałam się, że cos przeoczyłam. Po kilku minutowej rozmowie, uspokojona wyszłam z pomieszczenia. Gorączka najprawdopodobniej pojawiła się na wskutek grypy, która panowała wśród dzieci, a słaba odporność u naszej córki przyczyniła się do takiej wysokiej jednostki. Lekarz postanowił zostawić Tinę na obserwacji do jutra, chce być pewien, że uda zbić się temperaturę i nie będzie ona nawracała. Odetchnęłam z ulgą mając świadomość, że moje dziecko jest bezpieczne.
Na szpitalnym krześle koło Michaela siedziała już moja przyjaciółka z młodszą córką, kiedy tylko zauważyła, że idę w ich kierunku od razu ruszyła mi naprzeciw.
- Co z moją chrześnicą? – Brzmiała na wystraszona
- Najprawdopodobniej grypa. Tina ma osłabioną odporność więc zaatakowało ją to mocniej.
- Moja malutka kruszynka. – Kobieta przejęła się stanem mojego dziecka bardziej niż jej ojciec co było dla mnie ciosem prosto w serce.
- Mamusiu? Czy z Tiną wszystko dobrze? – Schyliłam się do czterolatki, której oczy świeciły od łez. Wzięłam ją na ręce i pocałowałam w czubek głowy.
- Tak kochanie. Tina po prostu źle się poczuła. Mocno rozbolała ją głowa wiesz? Ale już jest dobrze. Pan doktor podał jej potrzebne tabletki i Tina wróci jutro do domu.
- Na pewno? Boje się o nią mamusiu.
- Na pewno skarbie. – Dziewczynka uspokoiła się znacznie i chwilę później zasnęła na moim ramieniu. Czekałam jeszcze na lekarza, który poinformuje mnie, ze mogę wejść do córki. W między czasie podszedł do nas Michael, który przyglądał się mojej rozmowie z przyjaciółką już jakiś czas.
- Wszystko dobrze Isobelle? – Miękki głos mężczyzny uspokoił mnie już całkowicie. Tego potrzebowałam w tej chwili. Ludzi, którzy nie wprowadzają do mojego życia nerwowej atmosfery. Taką osobą był mój mąż, a żeby się o tym przekonać moje dziecko musiało trafić do szpitala.
- Tak. Już tak dziękuję, że czekałeś, nie było to jednak konieczne
- Chciałem się upewnić, że na pewno wszystko jest dobrze. Odezwę się do Ciebie gdy wszystko się uspokoi. Uważajcie na siebie. - Nie czekając na odpowiedź odwrócił się w kierunku wyjścia i już parę sekund później zostałyśmy same.- Isi? Kto to był? Co się do cholery stało? – glos mojej przyjaciółki brzmiał na bardzo zestresowany. Martwiła się równie mocno co ja, tylko ona nie wiedziała, że na korytarzu szpitala podjęłam najważniejsza decyzję swojego życia.
- Porozmawiamy o tym kiedy wrócę do domu dobrze? Teraz muszę zająć się dziećmi. – Dziewczyna nie dopytywała o nic więcej. Złożyła na moim policzku pocałunek, ucałowała również Sarę. Poprosiła o informacje na temat Tiny i mojego samopoczucia jak już sobie wszystko ułożymy, i wyszła ze szpitala zostawiając mnie kompletnie samą z natłokiem myśli.
To było mi w tym momencie potrzebne. Chciałam w stu procentach skupić się na swoich dzieciach, bo to one potrzebowały mnie teraz najbardziej. Maxim zadzwonił parę minut po szesnastej. Rozsiadłyśmy się właśnie w jednej z sal, którą za odpowiednią zapłatą udało mi się załatwić, mogłyśmy zostać z Tiną na noc co było dla mnie wybawieniem.
- Możesz mi wytłumaczyć dlaczego obiad jest zimny? – pretensja w głosie mojego męża rozwścieczyła mnie do tego stopnia, że wyszłam z pomieszczenia by dziewczynki nie słyszały o czym rozmawiamy.
- Z Tiną lepiej dobrze, że pytasz. – Warknęłam.
- Przestań się wydurniać Isobelle. Dlaczego nie ma Cię w domu? I co z tym pieprzonym obiadem!?
- Jestem z naszą córka w szpitalu. Sara jest ze mną wrócimy do domu jutro. Do tego czasu musisz poradzić sobie sam. – Wy warczałam.
- A koszule na jutro? Kpisz sobie ze mnie? – Zostawiając pytania męża bez odpowiedzi rozłączyłam się. Poczucie wolności, które ogarnęło mnie w tym momencie było jak błogosławieństwo. Rozmowa z mężem tylko uświadomiła mnie, że to co zamierzam zrobić jest jak najbardziej odpowiednie. Postanowiłam resztę tego dnia przeznaczyć na ratowanie życia swoich córek i swojego.
Szpital nie był miejscem, w którym powinnam była zdać sobie sprawę z tego, że mężczyzna którego kochałam, z którym spędziłam większą część życia, który na początku wspierał mnie, kochał i dbał o rodzinę nie jest tym kim chciałam żeby był. Schował za maska swoje prawdziwe ja wierząc, że gdy się odkryje, nie będę w stanie żyć bez niego. Moje dziecko musiało trafić do szpitala, żebym mogła uświadomić sobie jak toksyczną osobą stał się Maxim. Chciało mi się płakać z bezsilności, która nagle mnie opanowała, powtarzałam sobie jednak, że i tak radziłam sobie ze wszystkim sama więc Maxim nie był mi do niczego potrzebny. Jednak moje serce kruszyło się w drobne kawałki, kiedy dotarło do mnie, że to jest koniec naszego małżeństwa.
Przed północą miałam już umówione dwa spotkania w sprawie kupna mieszkania. Tak cholernie cieszyłam się, że nie pozwoliłam zabrać sobie stabilności finansowej i w takiej chwili było mnie stać na jego zakup niemal od ręki. Zamierzałam kupić mieszkanie i wyposażyć je we wszystkie potrzebne rzeczy, żeby Maxim nie roszcił sobie praw w sądzie do czegokolwiek materialnego co mieliśmy razem. Zostawię mu wszystko nich się tym udławi. Zamierzałam się z nim rozwieźć i wziąć dziewczynki do siebie. A później małymi kroczkami budować nasza przyszłość. Pierwszy raz od kilku lat zasnęłam z uśmiechem na twarzy.
CZYTASZ
Teraz JA
Novela JuvenilW życiu trudno o idealność i planowanie. Co rusz spotykają nas trudności, a los rzuca nam kłody pod nogi. Być kobietą w świecie tak bardzo niesprawiedliwym i obłudnym to sztuka, która wymaga od nas zorganizowania i twardego tyłka. Świat Isobelle wła...