*Rozdział niepoprawiony*
Powrót do domu nie należał dla mnie do komfortowych. Wiedziałam, że Maxim postanowił popracować z domu by skonfrontować się, ze mną twarzą w twarz. Nie wiedziałam czego się spodziewać więc gdy tylko przekroczyłam próg domu szybko i niemal bezszelestnie ostawiłam dziewczynki do ich pokoi włączając bajki. Zanim ostatecznie postanowiłam zejść na dół wzięłam kilka uspokajających wdechów. Już w szpitalu przeprowadziłam te rozmowę w głowie, jednak stres nie opuszczał mnie niemal na krok. Byłam zła na siebie za to, że czułam się tak bardzo winna temu co zamierzałam zrobić, jednak wszystko dla dobra moich dziewczynek.
- Wróciłaś – Szorstki głos dobiegł mnie z salonu, gdy postawiłam stopę na ostatnim marmurowych stopniu schodów.
- Przepraszam Maxim. – Wyszeptałam ze skruchą w głosie. Miałam nadzieję, że mąż nie połapie się jak bardzo fałszywie ona zabrzmiała
- Isobelle nie jesteś małym dzieckiem a ja nie będę tolerował tego typu zachowań.
- Wiem i rozumiem. Przepraszam. Byłam wystraszona sprawą z Tiną, kompletnie nie myślałam co mówię. Wybacz mi to się już nie powtórzy. – Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie byłam najlepszą aktorką, bałam się, że mąż szybko się połapie, ze wszystko co mówiłam mijało się z prawdą.
- Twoim cholernym obowiązkiem jest mi to wynagrodzić. Wiesz o tym? – Po moim kręgosłupie przepłynął nieprzyjemny dreszcz a żołądek zacisnął się z nerwów.
- Oczywiście – przytaknęłam a mężczyzna odsunął się na fotelu, poluzował swój krawat i zaczął odpinać klamrę pasa od garniturowych spodni. – Zrobię twoją ulubioną kolacje – rzuciłam pospiesznie i chciałam jak najszybciej uciec do kuchni by przekierować myśli męża na inne tory.
- Nie tym razem Isobelle. – Jego dłoń znajdowała się już w bokserkach. Zawartość mojego żołądka podeszła mi do gardła. – Na kolana – Zażądał a moc z jaką wypowiedział to słowo sprawiła, że zadrżałam z nerwów. Przełknęłam ślinę, w kącikach moich oczu pojawiły się łzy, niepewnie podeszłam w jego stronę i nie chcąc przeciągać tej chwili w nieskończoność wykonałam polecenie męża. Kiedy po pomieszczeniu rozniósł się głośny jęk mężczyzny z moich oczu poleciały pierwsze łzy. Wszystko dla moich dziewczynek.
Obudziłam się w salonie. Moje oczy bolały od łez, które wylałam gdy Maxim po wszystkim wyszedł z domu nie zaszczycając mnie żadnym spojrzeniem. Kilka minut po jego wyjściu przyszła gosposia a ja poprosiłam ją by zajęła się dziewczynkami. Zasnęłam wykończona obrzydzeniem i nadmiarem myśli. Podniosłam się z łóżka ledwie widząc na podkrążone od płaczu oczy, wzięłam szybki prysznic, przygotowałam dzieciom kolację i kiedy upewniłam się, że gosposia dostała dodatkowe wynagrodzenie zaniosłam jedzenie do pokoju moich córek. Sara nie odstąpiła Tiny na krok. Tak bardzo przeraziła się chorobą siostry, że postanowiła osobiście pilnować żeby wszystko było z nią dobrze. Najstarsza z pociech na szczęście po wyjściu ze szpitala nie miała już temperatury, która mroziła by krew w żyłach. Dostałyśmy trzydniowy antybiotyk po którym wszystko powinno wrócić do normy i na to liczyłam. Upewniwszy się że dziewczynki zjadły, umyły się i zasnęły odetchnęłam z ulgą i napisałam do przyjaciółki. Dla Kiry nie było rzeczy niemożliwych dosłownie kwadrans od wysłania wiadomości zdyszana wparowała do mojego salonu z butelką wina nakazując wyjaśnienia.
- Może napijesz się kawy Kir?
- Wyjaśnienia Is! Wyjaśnienia! Nie wytracaj mnie z równowagi pierdoloną kawa. Przynieś kieliszek musze się znieczulić. – Wskazałam ręką kierunek kuchni i ruszyłam do niej nie czekając na kobietę. Chwilę później rozlewała już przyniesiony alkohol do przygotowanych kieliszków i zasypywała mnie tabunem pytań.
- Michael? Kto to? Masz jakieś problemy? Potrzebujesz pieniędzy?
- Uspokój się Kira. – Wtrąciłam się w monolog przyjaciółki. – Jeśli dasz mi dojść do słowa wszystkiego się dowiesz. - Odetchnęła głęboko, wzięła kilka uspokających wdechów i skinęła głową na potwierdzenie że słucha. – Chce rozwieść się z Maximem. – Wypaliłam nie owijając z bawełnę. Kobieta wypluła zawartość ust, do której chwilę wcześniej wzięła łapczywy łyk wina i zaczęła się krztusić. – Wszystko w porządku? – Podeszłam do niej poklepując ją lekko po plecach. Na jej twarzy jednak majaczył uśmiech.
- Nie możesz zrzucać na mnie takiej bomby jak mam pełne usta Isobelle – Zaskrzeczała kiedy udało jej się uspokoić.
- Przecież to zrobiłam – Uśmiechnęłam się drwiąco
- Dla tego Michaela? – Wydusiła w końcu.
- Michael to mój klient i spotkałam go po raz pierwszy wczoraj. Nie ma z tym nic wspólnego po za tym z tego co udało mi się o nim wyczytać w intrenecie jest w szczęśliwym związku i planuje ślub, jakoś niespecjalnie mnie do niego ciągnie.
- Nie zrozum mnie źle bo cholernie cieszy mnie ta decyzja wiesz jak nienawidzę tego bydlaka. Ale dlaczego teraz? – Westchnęłam głośno upijając spory łyk trunku.
- Wiesz co powiedział Maxim kiedy zadzwoniłam do niego jak Tina trafiła do szpitala? – skinęła głową bym kontynuowała. – Że mam ją zostawić w szpitalu samą bo jest już duża i to ja mam odebrać Sarę z przedszkola bo on jest w pracy. – Oburzenie które wymalowało się na jej twarzy wiele mi mówiło. Byłam niemal pewna że wybuchnie dlatego nie pozwoliłam jej się wtrącić i kontynuowałam - A wieczorem zadzwonił z pretensjami, że obiad zimny nie ma mnie w domu i koszule do pracy ma nie przygotowane. A dziś w ramach przeprosin musiałam mu obciągnąć świetnie co? – Ponownie zamoczyłam usta w kieliszku jednak łyk, który pociągnęłam palił mnie w przełyku znacznie dłużej.
- Kutas – Warknęła, nabrała powietrza by na nowo zacząć rzucać obelgami ale ponownie weszłam jej w słowo.
- Będę potrzebować twojej pomocy Kira mogę na Ciebie liczyć? – Moj głos brzmiał na przygaszony. Miałam tylko ją. Moja matka mieszkała tysiące kilometrów i była zakochana w Maximie Więc nic nie osiągnęła bym prosząc ja o pomoc a wręcz przeciwnie Maxim dowiedział by się o wszystkim.
CZYTASZ
Teraz JA
Dla nastolatkówW życiu trudno o idealność i planowanie. Co rusz spotykają nas trudności, a los rzuca nam kłody pod nogi. Być kobietą w świecie tak bardzo niesprawiedliwym i obłudnym to sztuka, która wymaga od nas zorganizowania i twardego tyłka. Świat Isobelle wła...