Chapter 19

114 2 2
                                    

Pov Neymar

Razem z Kylianem wstaliśmy o 10 co było trochę późno biorąc pod uwagę ze każda minuta sie liczy. Ogarnelismy sie szybko i zadzwoniliśmy po chłopaków.

W ekspresowym tępie zaczęliśmy działać, wzięliśmy potrzebny sprzęt i ruszyliśmy do samochodu, tlumaczylem Zlatanowi drogę i po około 40minutach jazdy w końcu dotarliśmy.

Jechaliśmy bardzo powoli, zacząłem się trochę stresować bo to w końcu ja byłem ,,przynętom,, złapałam Kyliana za rękę i lekko ścisnąłem.

Kylian- Ney dalej nie jestem za tym abyś tam szedł. -powiedział zmartwiony
- Kyky dam sobie radę, na wszelki wezme gaz pieprzowy i nóż.- wtuliłem się w niego

Wyszliśmy z auta i powolnym krokiem szliśmy w stronę budynku, nigdy nie wiadomo czy zaraz nagle z krzaków nie wybiegną jego bodyguardy i nas nie napadną.

Trzymałem Kyliana za rękę do momentu gdy się zatrzymaliśmy.

Zlatan wysłał sms na ten numer Bena ze już jesteśmy na miejscu. Nie wiedzieliśmy czy go w ogóle odczyta.

Po chwili z budynku wyszedł Ben ze swoimi dwoma ,,ochroniarzami,, myślałem ze są bardziej napakowani a byli normalnej postury. Chłopaki za luzie dadzą sobie z nimi radę.

Podszedłem do niego niepewnie
- a wiec jestem, przyprowadź tu Marquinhosa. -powiedziałem a on gestem głowy pokazał swoim ludziom aby po niego poszli.

Po kilku minutach wyszedł Marquinhos który był cały we krwi. Serce mi zaczęło bic jak oszalałe a ręce trząść. O dziwo trzymał się na nogach ale był mocno wyczerpany.

Chłopaki wzięli Marquinhosa i ,,odjechali,,
Zestresowałem sie bardziej z myślą ze jestem sam na ich trzech. Ben złapał mnie mocno za rękę a ja zacząłem sie lekko wyrywać.
- puść mnie to boli.- wycedziłem przez zęby
Ben- ahh Neymar chyba zapomniałeś ze twoi przyjaciele wymienili cię za jakiegoś małego człowieczka-zaczął sie śmiać. -teraz należysz do mnie, tak jak kiedyś.

Zaczął mnie ciągnąć do Budynku szedłem najwolniej jak potrafiłem
- szybciej chłopaki, no dalej gdzie wy jesteście? - mówiłem sobie w myślach, może oni faktycznie mnie zostawili? na pastwę losu.

W mojej głowie zaczęły sie pojawiać przerażajace scenariusze i miałem wielka nadzieje ze sie nie spełnią.

Nagle kątem oka zobaczyłem chłopaków jak biegną w nasza stronę i atakują jego ludzi.

Ben spojrzał na mnie czarnym spojrzeniem.-co to ma być Neymar?-wycedził przez zęby

To była chwila, zamachnąłem się i przyjebałem mu z pięści w nos, on sie zachwiał i złapał w bolące miejsce z którego sączyła sie duża ilość krwi.

Spojrzał na mnie spod byka i ruszył w moją stronę. Nagle dostałem z całej siły w brzuch, zakręciło mi sie trochę w głowie ale nie mogłem ulec.

Wygarnąłem mu ponownie w twarz tym razem rozcinając mu dolną wargę. Złapał mnie za ręce i próbował wykręcić ale wyrwałem mu się,  wyciągając szybko nóż z kieszeni
- nie podchodź do mnie! -wykrzyczałem i wystawiłem nóż  w jego stronę

Chłopaki dalej walczyli  i narazie dobrze sobie radzili bo jeden miał obitą mordę a drugi był już cały obolały.

Odwróciłem sie w stronę Bena a on magicznym sposobem znalazł się obok mnie chwytając za nóż próbowałem mu go wyrwać,
co spowodowało bardzo niebezpieczną szarpaniną. To sie źle skończy.

Nagle poczułem ogromny ból w brzuchu. Spojrzałem i zobaczyłem zakrwawiony nóż w moim brzuchu. Moja koszulka byla już cała we krwi a Ben rzucił nóż na ziemie i uciekł.

I'm sorry Ney...~Neymar x Kylian Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz