Hunter otarł czoło z kurzu ulic i odetchnął głęboko. Miał dość. Stał właśnie przed gabinetem Cid, jeszcze sekundę wcześniej kłócił się o swoją rację. To jak kobieta traktowała jego zespół stało się nieznośne. Ponieważ klon był człowiekiem czynu, z miejsca oznajmił jej, że kolejna misja którą wykonają będzie jednocześnie ostatnią. Od jakiegoś czasu zastanawiał się wraz z załogą nad zawieszeniem układów z Cid. Najwyraźniej nadszedł ten moment. O dziwo kobieta nie komplikowała sprawy, kwitując to wszystko krótkim fuknięciem. Nie była zadowolona, ale wiedziała że zatrzymywanie ich na siłę było bezcelowe.
Kolejny głęboki wdech wypełnił obolałe zatoki. Udało im się. Zdobyli droida, co oznaczało że staną się niezależni w kwestii opieki medycznej. Hunter nie miał jeszcze planu, ale po wyjściu z biura Trandoshanki poczuł jak kamień spada mu z serca. Podjął właściwą decyzję, wiedział to. Załoga w zupełności się z nim zgadzała, pozostało jedynie ustalić co dalej.
- Hej, ważniaku - głos uśmiechniętej Phee zwrócił uwagę pogrążonego w myślach klona. - Napij się z nami - zaprosiła go do stolika, unosząc butelkę z brązowego szkła.
Tech siedział obok kobiety, rozmasowując skronie. Jego okulary leżały rzucone samopas na blacie, pomiędzy pustymi miskami i kubkami. Nieco dalej ulokował się Echo, przymykając zmęczone oczy. Wrecker zajmował drugą kanapę niemal w pełni, rozkładając się na całej szerokości. Hunter klepnął go w ramię, by się nieco przesunął i ciężko oklapł na miejsce. Dopiero teraz poczuł, jak ten dzień dał mu w kość.
- Ptaszki wyćwierkały mi, że wasze drogi z Cid niebawem się rozejdą - zagadnęła, polewając sierżantowi. Mężczyzna spojrzał na domniemane ptaszki, unosząc brew. Echo niewinnie wzruszył ramionami, ruchem oczu wskazując na Techa. Hunter uniósł kącik ust, nachylając się nad stołem. W końcu złapał czarkę, wychylając całą ciecz za jednym zamachem. - Co będzie dalej? - zarzuciła łokcie na oparcie, nieumyślnie muskając bark Techa. Mężczyzna wyprostował się jak na komendę, skupiając nieobecny wzrok na pustym kieliszku przed sobą.
- Nie mam pojęcia - westchnął Hunter, odstawiając naczynie z głuchym stukiem. Przyjemny półmrok nadawał ich małej loży charakteru poufności. - Ale tu zostać nie możemy. - Pokręcił głową, przełykając ślinę. Ziołowy posmak alkoholu wciąż łaskotał jego przełyk.
- Słuchajcie, a może polecicie ze mną na Pabu? Małej dobrze by zrobiła chwila wytchnienia od ciągłej walki o przetrwanie. - Kątem oka spojrzała na spiętego mężczyznę obok. - Wam z resztą też - dodała, zajmując się resztką niebieskawego płynu na dnie butelki.
- Moglibyśmy ją spokojnie wyszkolić - mruknął sierżant, pocierając górną wargę w zastanowieniu. Trzymał złożone dłonie przy twarzy, błądząc wzrokiem po wyświechtanym blacie. Nacięcia i wypalone ślady mówiły mu, że ten stolik znalazł się w centrum niejednej awantury. Zdarzały się one za często jak na zwykły bar. To nie było środowisko w którym dziecko mogło spokojnie dorastać.
- Jeśli jest tam normalne jedzenie, to ja w to wchodzę - rozbrzmiał chropowaty głos Wreckera. Miał powyżej dziurek racji żywnościowych i suplementów. Tęsknił za smakiem owoców i świeżych zup i w końcu miał okazję głośno to przyznać.
- Tego tam nie brakuje. Podobnie jak świętego spokoju. Zadbaliśmy o to, żeby Pabu stało się oazą nieosiągalną dla imperialnych wpływów. Będziecie tam kompletnie bezpieczni. - Oparła przedramiona o stół, powstrzymując ziewnięcie.
- Najbardziej racjonalnym wyjściem z sytuacji będzie przyjęcie propozycji. - Formalny ton Techa nie zdradzał szczególnej sympatii. Ale z jakiegoś powodu Echo uśmiechnął się do Wreckera, po czym obaj spojrzeli na brata z wymownie uniesionymi brwiami. Mężczyzna odchrząknął, dając im do zrozumienia że wcale nie poruszają go te insynuacje.
CZYTASZ
Heartless || Bad Batch
FanfictionBezimienna łowczyni nagród powraca na Ord Mantell po długiej i wyczerpującej misji. Jakież jest jej zaskoczenie, gdy w norze Cid znajduje niechcianych gości. Będą zagrożeniem dla jej interesów, czy staną się szansą na lepsze życie? Przekonajcie się...