|8|Proszę...

216 17 2
                                    

W jednym momencie Arthur wstał a ja zostałam popchnięta w stronę stolików upadając na kostkę której zaczął doskwierać okropny ból. Zacisnęłam powieki łapiąc się za obolałe miejsce i nie wierząc co się dzieje.

Arthur mnie popchnął

Starszy z braci spojrzał na mnie a ja już widziałam złość w jego oczach, stały się ciemne i z daleka było widać co się świeci.

Charles podszedł do młodszego brata i pokrecil głową następnie postawił kolejny krok tak że dzieląca ich teraz odległość zmniejszyła się tak bardzo że po między ich twarzami istniało zaledwie kilka centymetrów przestrzeni. Arthur zaśmiał się na czyn swojego brata co nie spodobało się charlesowi.

- powiesz mi co ty odwalasz? Zachowujesz się jak dziecko lub jakbym conajmiej odbił ci żonę, zrozum że ona ma swój wybór w tych kwestiach a ty nie masz prawa w to ingerować.- powiedział starszy Leclerc a następnie pchnął lekko swojego brata w tył tak że on delikatnie zderzył się z krzesłem.

- a może ona nie chce skończyć tak jak reszta twoich lasek, pobawisz się nią kilka tygodni i zostawisz, już nie raz to zrobiłeś braciszku, nie zmienisz się. A z resztą może ona tego chce kogoś na raz, może działa według twojej taktyki.- poruszył brwiami i się zaśmiał

Charles nie wytrzymał. Podszedł do Arthura i złapał go za koszule, następnie wymierzył pierwszy cios. Młodszy z braci jednak nie dał złudnych nadziei że to koniec. Otarł smugę spływającej z jego nosa czerwonej cieczy a następnie popchnął charlesa z dwa razy większą siłą. Obaj bracia upadli na ziemię i toczyli walki o lepszą pozycję do wymierzania kolejnych ciosów.

A ja? Ja siedziałam na tej ziemi bezradna nikogo nie mogłam poprosić o pomoc gdyż tylko zaczęła się kłótnia wszyscy opuścił lokal bo "lepiej się nie wtrącać"

W końcu Arthurowi udało się wywalczyć Lepsze rozwiązanie i usiadł jeszcze bardziej przyszpilajac charlesa do podłogi. Wymierzył jedne cios. Drugi. Trzeci. Twarz starszego z braci powoli zmieniała barwy a z łuku brwiowego powolnym strumieniem zaczęła spływać krew.

Przerażona tym co się dzieje zaczęłam szlochać i błagać Arthura żeby przestał lecz ten ani się zawahał. Przeczołgałam się do obu braci toczących bójkę i spojrzałam na młodszego który przygotowywał się do kolejnego uderzenia ale ja go wyprzedziłam i położyłam swoją głowę na klatce charlesa tym sposobem okrywając jego ciało.

Spojrzałam opuchniętymi od płaczu oczami w stronę Arthura. Jego wzrok nie wyrażał nic jakby był pozbawiony emocji, wciąż trzymał rękę w górze która nadała zasilała się w pięść.

-- Arthur bbłagam- powiedziałam drżącym pełnym lęku głosem.

Popchnął mnie. Czy był by w stanie mnie uderzyć ?

- Proszę...- powiedzialam cicho chowając twarz w torsie charlesa

Wciąż nie wierzyłam w to co się dzieje przecież kilka tygodni temu byliśmy dla siebie tak bliscy nigdy bym nie pomyślała że coś takie może się wydarzyć, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi a nasze jedyne sprzeczki polegały na tym jaki film mamy obejrzeć lub gdzie wyjść na spotkanie. Arthur pokazał swoje drugie oblicze jakiego za żadne skarby nie chciałam poznać a już tym bardziej doznać. Patrzę na jego twarz i nie widzę tego miłego chłopaka który był dla mnie kimś na kogo zawsze mogłam liczyć, widzę w nim pustkę zero emocji i litości.

Gdzie się podział mój Arthur?

Zacisnęłam jeszcze bardziej powieki a głowę docisnelam bardziej do klatki starszego brata czując że coś się poruszyło. Nagle poczułam duże dłonie na swoich plecach które je gładziły, podniosłam delikatnie głowę a mój wzrok padł na charlesa który teraz siedział w pozycji siedzącej opierając się o bar z moją głową na kolanach. Jednak jego wzrok wciąż patrzył w jedno miejsce.

Delikatnie podparłam się na rękach i odwróciłam głowę w miejsce gdzie spoczywał wzrok charlesa. W progu drzwi stał Arthur który że skrzyżowanymi rękami tylko pokrecil głową i prychnął po czym opuścił lokal.

Patrzyłam jak odchodzi. Patrzyłam jak odchodzą wraz z nim wszystkie dobre wspomnienia a zostaje tylko ten wieczór.

Wróciłam wzrokiem do charlesa i przez chwilę przyglądałam się jego zranionej twarzy. Chwiejąc się wstałam ale gdy tylko obciazylam lewą nogę natychmiast upadłam będąc gotowa na zderzenie się z twardą powierzchnią jednak tym razem złapał mnie Charles.

- Emma twoja noga..- spojrzał na moją kończynę po czym zrobił zmartwioną minę

- usiądź przy stoliku zaraz wrócę.- powiedziałam zmęczonym tonem i próbowałam wyrwać się z jego uścisku

- nie możesz iść pogorszysz swój stan czekaj ja..- objął mnie i próbował podnieść lecz szarpnelam swoimi rękami lądując spowrotem na ziemi jednak ten znów mnie złapał

-zostaw mnie.- powiedziałam stanowczo posyłając mu poważne spojrzenie.- i usiądź.- wskazałam ręką w stronę krzesła

Zdjęłam z siebie jego dłonie i utykając ruszyłam do łazienki następnie wyjęłam z niej apteczkę i syknelam źle stając. Jednak wzięłam głęboki oddech i wróciłam do kierowcy.

- nie musisz dał by msobie radę..- powiedział podnosząc się z miejsca

- do jasnej cholery daj mi to zrobić.- powiedziałam delikatnie pchając go by spowrotem usiadł na krześle.

Podeszłam jeszcze bliżej na tyle że czułam jego ciepły oddech na swojej szyi. Nasonczylam wacik wodą utleniona i na niego spojrzała

- może cię to zapiec- ostrzegałam go na co ten złapal moją wolną dłoń

Przyłożyłam mokry wacik do jego nie za małej rany i zaczęłam ją przemywać na co ten syknął i lekko zacisnał moją dłoń.

Następnie wzięłam plastry uciskowe które zakłada się zamiast szwów i dokładnie zabezpieczyłem nimi ranę która wyglądała znacznie lepiej.

- gotowe.- powiedziałam patrząc mu w oczy i chcąc odejść do tyłu na co ten pociągnął mnie spowrotem do siebie.- Charles błagam cię.- powiedziałam cicho na co ten wstał i mnie przytulił

- jeszcze wszystko się ułoży, nie martw się.- powiedział kładac brodę na czubku mojej głowy

- nie ma co się ułożyć.- powiedziałam a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, która gdy tylko zauważył odrazu starł kciukiem

- nie mówił poważnie, nie jest sobą.

- nie chce już wiedizec kim jest.- powiedziałam spowrotem wtykając się w klatkę chłopaka

- a teraz.- powiedział odsuwając mnie od siebie na odległość wyprostowanych ramion.- jedizemy do szpitala bo ja w porównaniu do ciebie lekarzem nie jestem a ze szkłem w nodze chodzić nie będziesz. Powiedział a ja spojrzała na swoją kostkę w której znajdował się niewielki odłamek, podniósł mnie a po chwili byliśmy już w samochodzie jadąc żeby lekarze uporali się z moim urazem.

×××××××××××××××××××××××××××××××××××

Wiem że ten rozdział jest inny i mocniejszy niż inne ale taki był mój pomysł powiedzcie co sądzicie. Jest jeszcze jedna sprawa, po przeanalizowaniu wszystkiego zastanawiam się nad zmianą tytułu, możecie wyrazić swoją opinię

Just Do Not Fall In Love / Charles Leclerc <3 /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz