Prolog 1 - Przebudzenie

102 21 24
                                    


Ostatnie promienie zachodzącego słońca zanikały nad doliną. Gęsta mgła, nieustannie spowijająca wejście do szarej i mglistej krainy Persing w wieczorny czas potęgowała nastrój chronicznego napięcia. Strażnicy, których nazwa zakorzeniła się w starych dialektach jako 'Horme Minot' czyli Obrońcy Spokoju, wyjątkowo nie przepadali za tą porą. Pierwsza straż nocna była najgorsza i bywała tematem ożywionych sporów między pełniącymi tutaj służbę mężczyznami. Ułudy słonecznych promyków wplatanych w nieprzebytą mgłę nie raz stawały się przyczynkiem do podnoszenia alarmów. Swoiste miraże potrafiące zawładnąć ludzką głową znamiennie dotknęły każdego ze strażników. Określano to jako swojego rodzaju chrzest bojowy dla nowych rekrutów. Powszechnie nie uważało się jednak wysłania pozostającego w sile wieku wojownika na służbę u wejścia do Czarnego Królestwa za chlubę. Wielu traktowało to jako pogardę okazywaną przez wyższych stopniem oznajmiających decyzję o przeniesieniu do Doliny Gerzat.

Wrześniowego wieczora obowiązek odbycia pierwszej straży przypadł na dwóch mężczyzn z dalekich prowincji królestwa Endalmaru. Wychodząc z kamiennej, topornej strażnicy na zwyczajowy obchód poczęli gawędzić.

- Nie mogłeś się już doczekać powrotu na patrol, prawda? – zagadnął starszy mężczyzna chowając do kieszeni pudełeczko z cygaretkami.

- Z rozkazami nie wygramy, panie – odpowiedział młody strażnik.

- O nie, proszę – obruszył się doświadczony wojownik – nie jesteś już rekrutem. Ani ja nie jestem dowódcą oddziału ani nie jesteśmy na zbiórce w koszarach żeby rozmawiać jak dostojnicy. Jeśli nie chcesz mnie rozzłościć nie mów do mnie per panie.

- Jakże tedy miałbym się zwracać?

- Słyszałeś zapewne o ostatnim wypadku w dolinie? Kędy to nie mogąc znieść klimatu Gerzat postradał zupełnie zmysły rekrut Tamvir z Goldenaru? I rzuciwszy się w mgłę wpadł prosto na gniazdo olbrzymich sępów mglistych? Pamiętasz kto tedy przywiódł Tamvira do obozu wraz z opierzonym ptaszorem wielkości słonia?

- Jeśli dobrzem zapamiętał był to kawaler Rister z północnej prowincji, nie pamiętam jednak jej nazwy.

- Rister Larrendum zwany Bystrym Okiem z Hablaru. Jam ci ten, co łukiem uratował Tamvira.

Młodszy mężczyzna zaniemówił wpatrując się tylko swymi wyłupiastymi oczami w tęgą postać Ristera. Ubrany w łuskową zbroję przykrytą ciemnym płaszczem z dodatkowo zarzuconą na plecy peleryną z kapturem sprawiał wrażenie człowieka skrytego, niedostępnego. Obraz jego ubioru nie pokrywał się zupełnie z zachowaniem. Po chwili milczenia towarzysz Larrenduma wykrztusił z siebie pytanie:

- Z Hablaru? Wybacz panie, er... wybacz szlachetny Risterze ale z tego co słyszałem o tej dalekiej prowincji to ludzie tam mieszkający uważani są za dziwaków, skrytych mąciwodów chowających się w cieniu. Ponoć nawet będąc wśród ludzi unikają przypadkowych spojrzeń i stronią od rozmów. Z kolei z twych, dostojny Risterze, słów bije wielka otwartość i przyjaźń.

Hablarczyk popatrzył uważnie na swojego druha. Spodobała mu się zarówno jego przenikliwość jak i pewność siebie w wyrażeniu własnego poglądu.

- Znam niejednego dowódcę, który po tak otwartych słowach nie podjąłby już z tobą dalszej rozmowy. Banda stetryczałych, nadętych bufonów! Natomiast mi podoba się twoja, ujmijmy to - młodzieńcza szczerość. Także słyszałem te różne opowiastki o ludziach z Hablaru. Nieludzcy, prowadzący swoje własne sprawy, niechętni nieznajomym. Doprawdy, istne ponure zwiastuny nieszczęścia! Poznałeś jednak kędyś jakiego, hmm, jak to cię zwą?

- Perises z Varango. Nie, nie spotkałem dotychczas żadnego.

- Bo i spotkać ich teraz niełatwo drogi Perisesie. Szczególnie tutaj, w Gerzat. Tak, pochodzę z Hablaru. Nie powiem jednak, że uważam się za pełnokrwistego Hablarczyka. Moi rodziciele prowadzili koczownicze życie. Ojciec był traperem królewskim. Prawdziwy zaszczyt. A przynajmniej tak mi się wydawało, gdy jeszcze nic nie rozumiałem. Urodziłem się w Hablarze, to fakt jednak krainy tej nie pamiętam dość dobrze jako, że spędziłem tam ledwie sześć lat. Wszak w przeciwieństwie do ciebie znam wielu tamtejszych mężczyzn i kobiet. Chociaż tyle dobrego mogę zrobić na tym końcu świata starając się naprawić ich zszargane imię. Nie wierz w te wszystkie plotki o tej krainie. Hablarczycy są skryci bo być muszą. Może kiedyś dowiesz się dlaczego, ja powiedzieć ci teraz nie mogę. Czy jestem inny niż oni? Możliwe. Moja matka była szlachcianką. Tylko ze względu na miłość do ojca zgodziła się na tułaczy żywot. Nauczyła mnie jednak ogłady i pewności siebie, a także mądrości, kiedy i komu co powinienem rzec. Dam ci radę - jesteś młody i mądry zatem myśl samodzielnie, a nie tak jak chcą tego masy. Wtedy odgadniesz co miałem na myśli.

Kroniki Endalmaru, tom 1. Cień ZachoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz