„Najwyższa Rada Lunaru, z nadania sprawująca pieczę nad Księżycowymi Strażnikami...
do Aldoriana Etteliona, komtura
Zgromadzenie Rady, dnia 30 września roku 2458 orzekło co następuje:
v Wszystkie wyprawy Strażników na zachodnich i wschodnich krańcach zostają zawieszone
v Każdy będący w stanie podjąć miecz zostanie posłany na wybrane ziemie Endalmaru zgodnie z decyzjami Rady; stosowne rozkazy będą przekazywane każdemu Strażnikowi z osobna przez wybranych gońców
v Posłani obowiązani są do pozostania na miejscu bez określonej daty powrotu aż do czasu stosownych decyzji Rady bądź też palącej serce potrzeby
v Wszelkie dopiski co do wydawanych rozkazów będą przekazywane każdemu Strażnikowi wyłącznie poprzez gońców Lunaru wedle pism opieczętowanych insygniami Rady
v Obowiązuje stan przygotowania do wojny
Rada Księżycowych Strażników ku chlubie królestwa Endalmar"
Aldor zwinął starannie zdobiony pergamin i schował go głęboko do kieszeni. Choć treść listu znał już na pamięć to wciąż sięgał po niego w nadziei, że uda mu się odkryć coś, co rozjaśni mrok, który zalęgł się w jego sercu. Był chłodny poranek piątego dnia października kiedy zasmucony Strażnik wychylił ocalały z pożaru kubeł z wodą. Siedział samotnie przy popiołach wczorajszego ogniska spoglądając na feerię barw towarzyszącą brzaskowi. Mgliste słońce ospale wstawało nad prowincją Varango.
Hablarczyk doskonale zdawał sobie sprawę, że sytuacja jest poważna. Za swojej wieloletniej już posługi w Lunarze nie zdarzyło się jeszcze, by Rada podejmowała działania na tak szeroką skalę. Sygnowane przez nią pisma bywały zazwyczaj zdawkowe toteż większość wysyłanych w teren komturów otrzymywało także listy osobiste, które nieco bardziej rozświetlały panującą sytuację. Takowym właśnie było drugie zawiniątko jakie Aldorian odgrzebał z przepastnych kieszonek swego płaszcza. Rozwinął je i począł czytać.
„Do drogiego Aldoriana Etteliona, członek Rady Księżycowych Strażników Erasta Veltellan
Piszę do ciebie kolejny już raz, Aldorze choć takich wiadomości chyba jeszczem ci nie przekazywał. Wiem doskonale, że już w momencie czytania tych słów większości rzeczy się domyślasz. Persing się budzi. To, co zaszło w Dolinie Gerzat wiemy tylko dzięki gońcom i Risterowi. Wciąż uznaję go bowiem za jednego ze Strażników choć nigdy nie rozpoczął nawet szkolenia. Wszak to dzięki jego roztropności wieść ta nie rozeszła się jeszcze daleko po królestwie. Rada twierdzi, że wizyta owego Velloty była tylko (albo aż) rychłym zwiastunem powrotu naszych dawnych wrogów, których ja, ty i ktokolwiek inny zna tylko z legend.
Można by spytać, po co to wszystko? Czyż nie lepiej zaatakować znienacka, zupełnie niespodzianie nawet dla Lunaru? Nie, Aldorianie wszak znam nieco historię Persingu i motywy ich działań. Niepokój w który nas wprowadzili tylko ich nakręca, karmią się naszym strachem i śmieją z aktów paniki.
Oczywiście w gruncie rzeczy możemy tylko domniemywać, że owym tajemniczym nieznajomym rzeczywiście był Vellota bądź jakiś jego spadkobierca. Nawet jeśli to nie był żaden z nich to posłuchaj teraz uważnie mych słów, Persingowie już są w Endalmarze! Wydostali się jednak inną drogą niż poprzez Ostatnią Bramę, jesteśmy niemal pewni, że znaleźli jakieś przejście w górach na nieznanych szlakach bądź też zdołali przedostać się przez wody Międzymorza. Strażnicy z południa i z zachodu donosili już o wzmożonych ruchach Tolgarów. Tak, w istocie, rozszerzyli swoje zbójeckie wypady ale nie sami z siebie. Persingowie zdążyli się już z nimi dogadać i wspólnie pozostają w komitywie. Jak to uczynili? Na to pytanie też chętnie poznałbym odpowiedź.
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 1. Cień Zachodu
FantasyCzarny kruk znów rozpostarł skrzydła. Zapomniany koszmar powrócił w nowej odsłonie. O, Endalmarczycy! Nie obawiajcie się go! Spójrzcie na siebie wzajem! Widmo zguby jest tylko w was samych i waszych sercach! Daeren e Gwelyth. Gniew i Krew...