Rozdział 5. Merina

7 2 0
                                    

Ulewny, jesienny deszcz bezlitośnie smagał zmęczone twarze wędrowców. Kolejny dzień przedzierania się przez leśny wąwóz Smoaks dostarczył im wielu trudów. Elena była w całości przemoczona lecz z każdym dniem oswajała się z nową sytuacją i losem, który ją spotkał. Przyspieszywszy kroku zrównała się z prowadzącym wierzchowca Aldorem. Na grzbiecie rumaka siedział wtenczas Daniel.

- Może na dzisiaj już nam wystarczy? - zagadnęła - w butach chlupie mi woda, iść się już nie da przez te bajora, a i robi się coraz zimniej.

- Jutro miniemy ruiny twierdzy i wyjdziemy z wąwozu na otwartą przestrzeń. Potrzeba nam będzie jeszcze co najmniej dwóch dni marszu żeby dojść do miasta - rzekł Aldorian i odwróciwszy się zerknął na resztę towarzyszy. Wyczerpanie było wymalowane na ich obliczach - wszak możesz mieć rację, Eleno. Na dzisiaj wystarczy. Podejdźmy nieco bliżej tamtego zagłębienia, powinno osłonić nas od deszczu.

Wszyscy z radością przyjęli wiadomość o postoju. Wąwóz nie był już tym samym, przestronnym i wygodnym traktem co lata temu. Czas spowodował nieuchronny powrót dzikiej natury przez co drogę w wielu odcinkach trzeba było wręcz wytyczać na nowo. Wędrowcy zatrzymali się w niewielkim wyżłobieniu pośród ścian wąwozu gdzie wyryta była nora wrzynająca się pod korzenie wielkiego buku. Miękka ziemia nie była w pełni wolna od wilgoci lecz dostatecznie spełniała rolę tymczasowego obozu. Po skromnym posiłku i równej porcji wody wszyscy ułożyli się do snu bowiem w te jesienne dni wieczór zapadał już znacznie prędzej. Aldor znów długo nie mógł zasnąć nie mogąc opędzić się od myśli o niebezpieczeństwach na drodze do Meriny. Tej nocy nie był w tym osamotniony. W pewnej chwili posłyszał ściszony szelest i ujrzał Daniela odrzucającego swe okrycie.

- Nie możesz spać? - spytał Hablarczyk półgłosem.

- Nie bardzo. W ogóle nie jestem zmęczony - odrzekł zapytany.

- No proszę, być może naprawdę nadajesz się na podróżnika.

- W drodze wspominałeś o jakichś ruinach. Opowiesz mi o wąwozie i tej twierdzy? Kto w niej mieszkał? Proszę...

- Podsłuchiwałeś rozmowę dorosłych? - z przekąsem zapytał Strażnik.

- Tak głośno rozmawialiście z Eleną... Ciężko było nie usłyszeć.

Aldor roześmiał się, Daniel zawsze potrafił wywołać uśmiech na jego twarzy.

- Ja też chętnie posłucham - dobiegł ich głos Eleny, która choć zmęczona nie na żarty, nie potrafiła zmrużyć oczu.

- Nie wiem czy nadaję się na dziejopisarza.

- Na pewno znasz całe mnóstwo historii - ponaglał Hablarczyka Daniel.

- I sam sporo przeżyłeś - dodała Elena.

- Ongiś Smoaks wyglądał zupełnie inaczej - zaczął opowiadać Aldorian - pełnił rolę wielkiego traktu handlowego, szlaku łączącego odległy Hannahan z Lerendalem. Smoaks kipiał wówczas od ruchu kupieckich karawan, które to znacznie skracały sobie podróż nie będąc zmuszonymi do drogi przez Deferast. Ów szlak biegł nieopodal osad zachodniego Varango blisko Wielkich Wrzosowisk przez co przyczyniał się do ich rozwoju i wzrostu na znaczeniu jako punktów postojowych. Kupcy, posłańcy, awanturnicy, wszyscy przebywający te ostępy byli pod wrażeniem lasu Trentum. Od zawsze jawił się jako ciemny, nieprzebyty twór pełen mrocznych tajemnic. Podobne historie pociągają ludzi wszak to nie żadna czarodziejska sztuczka, jak sądzi wielu, uczyniła takowymi pobliskie bory. Winien temu jest jedynie czas bowiem Trentum rośnie tutaj dłużej niż istnieje Endalmar. Być może słyszeliście, iż te lasy nigdy nie były zamieszkane za wyjątkiem jednego człowieka, który osiedlił się tutaj przed wiekami. Niegdyś pozostawał on znany jako bogaty baron, Komodusem zwan, wnet wygnany z rodzinnego Lerendalu za wiele dziwactw i zbrodni, których się ponoć dopuszczał. Osiedlił się właśnie tutaj, z dala od ludzi i wybudował leśną twierdzę. Miał wydać przy tym prawie wszystkie swoje pieniądze przez co potem postępująca bieda sprawiła, że zasłynął jako poborca podatkowy z Trentumu. Komodus bowiem ogłosił się władcą lasu, a szczególnie jedynego przezeń bezpiecznego przejścia czyli wydrążonego wąwozu. Toteż wykorzystując naiwność bądź niewiedzę przybyszów często polował na nich przy drodze i pobierał sowite opłaty za przejazd. Był człowiekiem dumnym, wygadanym, a odziany w bogate szaty rodowe wzbudzał szacunek nieznajomych, którzy ulegali jego wpływom. Póki wieść się nie rozniosła, wielu podróżnych w ten sposób okradł. Jeśli zaś co mądrzejszy wędrowiec nie dawał wiary słowom Komodusa i nie chciał płacić, wtedy baron wyciągał asa z rękawa, który zawsze powodował, iż jego zamiar się ziszczał.

Kroniki Endalmaru, tom 1. Cień ZachoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz