ROZDZIAŁ 1 Wakacje.

35 2 0
                                    

Henry!? Liam?! — zawołałam, zbierając pranie wiszące na zewnątrz, po czym wniosłam jego wielką stertę do domu i złożyłam na kanapie.

Tak?

Czy jesteście już spakowani? Wiecie, że ja pojutrze wyjeżdżam do Rona, więc będziemy się musieli rozstać i rano nie będę miała czasu, by przypilnować czy wszystko zabraliście. Oczywiście Sophie podeśle wam do domu czy szkoły coś, jeśli zapomnicie, ale jednak lepiej by było, gdybyście wrócili ze wszystkim, co przywieźliście.

Nie przejmuj się — powiedział Liam, podchodząc do mnie i pomagając mi składać pranie — mamy kilka ostatnich rzeczy do spakowania więc rano będziemy gotowi.

Doskonale. Jak wiecie, poręczyłam za was i nie zawiodłam się na waszym zachowaniu, mimo że to nie mój dom a Sophie jednak czuję się odpowiedzialna za to, w jakim stanie on zostanie po naszym wyjeździe, więc proszę, ogarnijcie, co zdołacie. Wiem, że Berce dba o porządek i to jej zadanie — rzuciłam szybko, widząc niezadowolenie na twarzy Henry'ego — ale ręce wam od tego nie odpadną, jeśli coś niecoś zrobicie sami co nie? Ja też mogłabym nie prać sama, nie prasować i nie składać jak mugol ubrania, jednak to robię.

Bo magia Ci nadal nie wróciła — powiedział cicho Henry siedzący obok z naburmuszoną miną.

To nie było miłe.

Ale prawdziwe...

Henry'emu chodziło o to, że gdybyś znów mogła, robiłabyś to za pomocą zaklęć — pospieszył z tłumaczeniem swojego chłopaka Liam.

Jasne. Pewnie tak, ale mimo to wiecie, że nie musiałabym tego robić, bo Berce sama by się tym zajęła.

Lepiej powiedz, że chcesz zająć czymś myśli i nie myśleć co dzieje się z Draco.

Nie odpowiedziałam, wściekła spakowałam ubrania do kufra i odłożyłam na bok to, co wymagało przeprasowania.
Henry był na mnie zły, stąd jego uszczypliwości, mimo że ja zrobiłam co w mojej mocy, żeby spędził miłe chwile w wakacje ze swoim chłopakiem. Dla nich wróciłam do domu Sophie i ojca, by spędzić tu wakacje i uprosiłam ją na dwoje dodatkowych lokatorów, obiecując, że wezmę za nich pełną odpowiedzialność i będę pilnować, by zachowywali się, jak należy. Nie powiem, nie żałuję, bo widziałam, jak bardzo są szczęśliwi, mimo że Henry od pewnego czasu coraz bardziej zaczął się buntować i wdawać ze mną w pyskówki czy przysparzał mi innych niedogodności, znosiłam to dzielnie. Rozumiałam go, był zły, nie popierał mojej wyprawy z Harrym i tego, co zaplanowałam na początek września. Uważał to za skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne, nieważne było dla niego to, że jestem już pełnoletnia i wiem doskonale, w co się pakuję, on po prostu uważał, że to głupi pomysł i na każdym kroku próbował wybić mi go z głowy. Nie odniósł większych sukcesów, więc podjął inną taktykę, na szczęście po sześciu latach z Pansy i naszymi wszelkimi sprzeczkami, byłam niemal odporna na takie zaczepki i słowne przepychanki. Było mi miło, że Liam trzymał jego stronę, to wyraz dużej lojalności, chociaż on w odróżnieniu od swojego chłopaka, wolał się nie wypowiadać na ten temat, jeśli Henry go o to nie poprosił. To także wiele mówiło mi, co o tym myślał.
Wyszłam z naszej części i salonu i poprosiłam Sophie o pomoc, potrzebowałam kupić prezenty dla Harry'ego z okazji jego siedemnastych urodzin oraz coś dla Bill'a i Fleur z okazji ich ślubu, który miał odbyć się już za kilka dni w Norze, rodzinnym domu Weasleyów. Sophie obiecała, że pomoże mi coś wybrać i zabierze mnie po południu do jednego z ciekawszych sklepów mieszczących się w granicach sabatu, by jednak zniwelować wszelkie nawet najmniejsze ryzyko, zagrożenia, jakie czekało na wszystkich niemal na każdym kroku. Gdyby tylko wiedziała, co planujemy... cieszyłam się, że tak skrzętnie przygotowałam się do tego pod koniec ubiegłego roku i skrupulatnie ukryłam te myśli tak, by nikt nie miał do nich dostępu.
Wróciłam do pokoju, jednak chłopaków nie było, zapewne byli na zewnątrz, albo u jednego z nich w pokoju. Przysiadłam na łóżku i raz jeszcze wyjęłam z torebki listę rzeczy, jakie koniecznie muszę spakować, sprawdziłam, czy mam wszystko, oprócz prezentów spakowałam komplet. Postanowiłam skorzystać z ostatniego wolnego dnia, nim wszystko się zmieni. Wyszłam do siedziby sabatu, by przed piętnastą jak to ustalone pójść na zakupy z Sophie.

Był gorący letni dzień, po niebie leniwie płynęły pojedyncze obłoki, układające się w mniej, lub bardziej wyraźne kształty, wszystko zależało od perspektywy i bogactwa wyobraźni, jednak dla mnie niemal każdy w jakimś stopniu kojarzył się tylko z jedną, jedyną osobą. Miotła, statek, róża, albo choinka czy kufel. W każdej chmurze potrafiłam znaleźć kształt, który miał odniesienie do Draco. Czasami, gdy wpatrywałam się w nie zdecydowanie za długo, byłam niemal przekonana, że widziałam jego twarz, a nawet sylwetkę. W ciągu tych wakacji dosłownie zrozumiałam, co znaczy chodzić z głową w chmurach. Tęskniłam za nim, martwiłam się o niego i pocieszające było tylko to, że nasza więź była silna, wiedziałam, że gdyby coś złego się działo, poczułabym to, lecz do tej pory nic takiego nie miało na szczęście miejsca. Weszłam za bramę posesji i najpierw skierowałam się do ogrodu, przysiadłam na ławce, wystawiając twarz do słońca i zamykając oczy, bardzo chciałam spróbować udać się do Draco astralnie, mając pełną świadomość tego, że nie mógłby mnie zobaczyć, jednak obawiałam się, czy nie przebywa on tam, gdzie Voldemort, lub – co gorsza – dla mnie, jego ogromny wąż, który już kiedyś widział moją esencję na cmentarzu, a który mógłby wtedy zdradzić moją obecność i wpakować Draco w kłopoty. Czując, jak mój umysł odpręża się i wyzbywa niepotrzebnych myśli, przepełniając moje ciało, ducha, serce spokojem i siłą, emanującą z okolicy, w jakiej się znajduję, byłam gotowa wejść do środka na krótkie spotkanie z posągiem mojej przodkini. W budynku przyjemny chłód przejął kontrolę nad rozpalonym od słońca ciałem i jeszcze lżej było mi kroczyć w tak dobrze znanym kierunku. Weszłam jak co dzień do środka i skłoniwszy się lekko posągowi i obecnym w sali, zauważyłam kogoś, kogo unikałam od osiemnastu dni. Samuel siedział w ławce, a jego emocje szalały, intensywnie poczułam wiele z nich, widocznie nasza więź nadal była na tyle silna, że nawet w tak stosunkowo dużym miejscu pełnym innych intuistów, dokładnie poczułam i rozróżniłam te, należące do niego. Strach, lęk, wstręt, ból, słabość, zmęczenie, wściekłość. Usiadłam w ławce po cichu i skupiłam się na tym, o co dziś prosiłam moją przodkinię, a było to niezmienne od dnia, w jakim zginął Dumbledore.

Matko Miłości, proszę, chroń Draco, opiekuj się nim, nie pozwól, by stało mu się coś złego. Bądź przy mnie, gdy wyruszę w podróż na poszukiwanie ukrytych części duszy Voldemorta, miej w swojej opiece mnie i przyjaciół oraz naszych bliskich. Doprowadź do mojego bezpiecznego spotkania z ukochanym.

Ślizgonka z wyboru 7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz