Noc, 12/13 marzec 2007
Hoffman, ex detektyw, morderca, kryminalista... Coraz trudniej było znaleźć w nim tę część, która definiowałaby go jako człowieka. Miał ciało, płynęła w nim krew, odczuwał ból fizyczny, jednak nie było w nim już żadnej głębszej emocji. Przeważały w nim gniew, pewna obsesja, czasami też frustracja. Kiedy obudził się tej nocy — bo zapewne ta pora aktualnie panowała — po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł coś niecodziennego. Strach.
Czuł chłód, a nawet zimno na całym ciele. Powoli zaczynał odzyskiwać przytomność i świadomość, lecz gdyby nie adrenalina pewnie dłużej zajęłoby mu dojście do siebie. Tymczasem na jego szczęście szybko zorientował się, co się dzieje.
Oślepiło go zimne, bardzo jasne światło, przed którym odruchowo zasłonił się dłonią. Kiedy tylko przeżył pierwszy szok, starał się zrozumieć sytuację. Uderzyła go przede wszystkim biel miejsca, w którym się znajdował. Brudna od kurzu i krwi biel. Kafelki... Łazienka... Nim zdążył zrozumieć, gdzie jest, usłyszał kroki, w kierunku których od razu się odwrócił. Dość wysoki mężczyzna, trochę wyższy od niego i o jaśniejszych włosach. W garniturze przykrytym kurtką. Na dłoniach miał czarne skórzane rękawiczki, a w jednej z nich trzymał łaskę, na której się podtrzymywał. Uśmiechnął się do Hoffmana zwycięsko.
W tej jednej chwili przypomniał sobie wszystko. Wczoraj albo i jeszcze parę godzin temu — sądząc po bólu od zastrzyku — kiedy Hoffman wysadził hangar i chciał uciec, powstrzymał go on. Tylko... Kim on był? Nie znam go prędzej, nie słyszał o nim, choć wyglądał mu jakoś znajomo. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, kim on był. Wiedział jednak jedno: nie jest bezpieczny.
Próbował się podnieść, dopóki nie poczuł oporu w okolicach stopy. Szybko podniósł się do pozycji siedzącej i jego serce na chwilę zamarło. Łańcuch... Nad jego kostką widniał łańcuch przywiązany do starej rury w łazience. W tej samej łazience, w której 3 lata temu rozegrała się pierwsza znana mu gra Jigsawa, Johna Kramera. W tej samej łazience, w której grali Adam i Lawrence... Tak... To był on. Tylko co on tutaj robi? Dlaczego w trakcie porwania miał taki sam płaszcz co pozostali uczniowie Jigsawa...
Hoffman zdał sobie sprawę z beznadziei jego sytuacji. Rozejrzał się w pośpiechu po pomieszczeniu, próbując znaleźć jakąkolwiek szanse na swoją ucieczkę. I taką też dostrzegł. Była to stara piła niezdolna do przecięcia metalu, jednak zdolna do przebicia skóry, mięśni, kości. Rzucił się więc czym prędzej w jej kierunku i chciał się do niej doczołgać. Do swojej jedynej szansy, jedynej nadziei.
Nagle piła usunęła mu się spod dłoni. Przerażony, zlany potem podniósł wzrok ku górze, żeby dowiedzieć się, co właśnie się stało. To Lawrence Gordon odsunął mu ją przy użyciu laski. Schylił się po nią powoli. Wiedział, że nie musi się spieszyć. Teraz wszystko było pod jego kontrolą. Z sentymentem podniósł piłę z podłogi i momentalnie przypomniały mu się wydarzenia z 2004 roku. Przed oczami miał właśnie tę piłę, którą uciął sobie nogę, żeby przeżyć. Ale nie. Nie mógł dać takiej szansy Hoffmanowi. Nie po tym wszystkim, co zrobił.
— Nie sądzę... — dokończył jakby własne myśli, spoglądając na byłego detektywa. Powoli odwrócił się w stronę korytarza, a następnie wyrzucił narzędzie przed siebie. Odbiło się kilka razy od podłogi, wydając straszny metaliczny dźwięk. Tym straszniejszy dla Hoffmana. Dźwięk ostatniej nadziei, która zniknęła w mroku.
— Co ty sobie myślisz... — wycenił przez zęby Hoffman. Spoglądał na doktora ze strachem i nienawiścią. Szybko jednak strach ustąpił całkowicie nienawiści — Co ty sobie kurwa myślisz?! Huh?!
Gordon natomiast bez pośpiechu zaczął iść w stronę wyjścia. Obejrzał się jeszcze po drodze na swoją starą wyschniętą nogę, która wciąż spoczywała w okowach łańcucha. Przypomniała mu ona całą drogę, która przeszedł, żeby się tutaj znaleźć. W tej jednak chwili musiał zakończyć grę. Ostatecznie. Zgasił więc światło, pokrywają łazienkę w mroku.
— Nie! - próbował zaprotestować Hoffman — Nie możesz mi tego kurwa zrobić! Pierdol się!
— Game over — powiedział chłodno i zdecydowanie Lawrence, zasuwając za sobą drzwi. Wciąż jednak za nimi słyszał krzyki bezradności Hoffmana. Przekleństwa skierowane w jego stronę i groźby, których już nie spełni.
CZYTASZ
Mark Hoffman: I Want To Play A Game || PL
HorrorCzasami granica między sprawiedliwością a zbrodnią jest zbyt cienka. Przekonał się o tym były detektyw, Mark Hoffman, który w imię właśnie sprawiedliwości przekroczył wszystkie granice moralności. Nie sądził jednak, że sam stanie się ofiarą swoich z...