Godzina 20.20, 12 marca 2007
Nie dla każdego wieczór tego dnia zapowiadał się spokojnie. Policja na starym, opuszczonym złomowisku zabezpieczała miejsce zbrodni, w którym miała miejsce kolejna pułapka Hoffmana, ucznia Johna Kramera. Nikt o nim nic nie słyszał ani go nie widział przez ostatnie 8 miesięcy po tym, jak podpalił jeden z komisariatów policji. Natomiast na miejscu zbrodni zastano 4 osoby martwe, ciała oczywiście w makabrycznym stanie. W dodatku prawdopodobnie była to kolejna pułapka, z której nie sposób było się wydostać. To miało zostać niedługo sprawdzone przez fachowców. W każdym razie FBI, detektywi i koronerzy mieli tego wieczora ręce pełne roboty.
Na szczęście jednak osoby niezajmujące się tą sprawą mogły odetchnąć i tak też ze spokojnego wieczoru korzystała pani detektyw Witt. Była to młoda kobieta, mająca niecałe 30 lat. Posiadała zadbane ciemne włosy, jasną cerę, a jej wzrost nie był nawet średni. Ta młoda kobieta miała właściwie cały ten wieczór zaplanowany: ugotuje sobie pyszną kolację; zje ją, oglądając w telewizji wiadomości; weźmie ciepłą kąpiel z bąbelkami, a po wszystkim sięgnie po książkę "Anatomia ludzkiej destrukcyjności" Ericha Fromma. Już od bardzo dawna pragnęła dokończyć swoją lekturę i w końcu znalazła nadarzającą się okazję.
Kobieta właściwie kończyła już gotowanie, kiedy niespodziewanie ciszę w jej mieszkanki przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu z jej sypialni. Była jeszcze dość wczesna pora, więc nie wydawało jej się to jakoś dziwne, chociaż zastanawiała się, kto to mógł być. Zazwyczaj, gdy ktoś do niej dzwoni, jest to osoba z pracy z mniej lub bardziej poważną sprawą. Nie chcąc ryzykować, wyłączyła gaz i poszła do swojego pokoju, gdzie telefon okazał się wibrować pomiędzy kartkami książki. No tak, nie miała czym innym oznaczyć strony, na której ostatnio skończyła. Usiadła spokojnie na brzegu swojego łóżka, podniosła książkę, z której wyjęła telefon, otworzyła go i odebrała, nie spoglądając nawet, kto dzwonił.
— Detektyw Amina Witt z tej strony. W czym mogę pomóc? — powiedziała automatycznie, nawet się nie zastanawiając. Jednocześnie spojrzała na książkę, chcąc zobaczyć, na czym ostatnio skończyła. Przeczytała zdanie: ,,Człowiek szuka dramatu i ekscytacji; kiedy nie może uzyskać satysfakcji na wyższym poziomie, tworzy dla samego siebie dramat zniszczenia". Tak, skądś to już znała.
— Dobry wieczór pani detektyw, tu Winston — odezwał się z telefonu męski głos. Był dość spokojny i raczej nie zapowiadało się na to, żeby była to bardzo poważna sprawa. — Przepraszam najmocniej, że dzwonię o takiej porze. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w niczym ważnym.
I istotnie nie przeszkodził. Amina, słysząc, że był to jedynie jej kolega z miejsce pracy, odetchnęła trochę z ulgą i poszła z powrotem do kuchni wraz z telefonem przy uchu, żeby dokończyć swoją kolację.
— Winston! — odezwała się entuzjastycznie, chociaż w rzeczywistości trochę wymuszenie. Nie przepadała za nim, jednak dla zachowania dobrych relacji ze współpracownikiem potrafiła się zmusić do tak błahych rzecz. — Oczywiście, że nie przeszkadzasz. Coś się stało, że dzwonisz o takiej porze?
— Nie, nie, spokojnie. Nic poważnego się nie stało. Mam jedynie mały problem ze znalezieniem akt do sprawy Patricka Smitha. No ten... Wiesz którego... — mężczyzna mówił dość nieporadnie. Budziło to pewną niechęć Aminy do swojego kolegi. To nie był pierwszy raz, kiedy albo o czymś zapomniał, a potem właśnie w taki nieporadny sposób szukał pomocy. — W każdym razie nie mogę ich znaleźć i potrzebowałbym kopii. Byłabyś mi w stanie jutro ich użyczyć? Tylko na jakiś czas.
Witt zaczęła się poważnie zastanawiać, co właśnie zrobił Winston. Czy zgubił oryginalne akta sprawy, czy też swoje kopie... Jeśli to drugie, mógł zrobić nową kopię na miejscu, ale możliwe, że i o tym nie pomyślał.
CZYTASZ
Mark Hoffman: I Want To Play A Game || PL
HorrorCzasami granica między sprawiedliwością a zbrodnią jest zbyt cienka. Przekonał się o tym były detektyw, Mark Hoffman, który w imię właśnie sprawiedliwości przekroczył wszystkie granice moralności. Nie sądził jednak, że sam stanie się ofiarą swoich z...