Byłam niezłą kłamczuchą, która nigdy nie kłamała.
Mój ojciec nie znosił kłamstw, a gdy to robiłam przestawał ze mną rozmawiać, by pokazać, że zrobiłam źle i go rozczarowałam. Nie lubiłam, gdy się złościł, ale byłam tylko nastolatką – chciałam robić rzeczy, które robili moi rówieśnicy. Dlatego zaczęłam stosować półprawdę.
Wtedy byłam przekonana, że nie robię nic złego, bo w końcu tego nie dało się nazwać kłamstwem. Mówimy prawdę, tylko omijamy mniej korzystne informacje i zostawiamy je dla siebie. Bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, racja? A do tego mój ojciec już się nie złościł. Wszyscy zadowoleni.
Dopiero, gdy zaczęłam pracę w dziennikarstwie, pojęłam czym jest prawdziwe kłamstwo i jak go używać, by zaczarować ludzi. Mówiłam, pisałam, przeinaczałam prawdę tak, że nikt nigdy nie orientował się, że to same kłamstwa. Byłam młoda, nie widziałam przykrych skutków.
Na początku mój teatrzyk nie był trudny, ale po latach, zaczął mi dokuczać. Do tego stopnia, że zaczęła mnie brzydzić nawet półprawda, która z kłamstwem miała niewiele wspólnego.
Ograniczyłam swoje sztuczki. Okłamywałam ludzi tylko w pracy. Poza nią byłam naprawdę prawdomównym człowiekiem, za co byłam bardzo ceniona. Ludzie polubili moje towarzystwo, wielu chciało mieć mnie blisko siebie. Ludzie kłamią, ale nie lubią być okłamywani.
Żyłam tak dopóki nie zaczął się ten... wirus, a świat upadł. Bo po tym, to wszystko nie miało już znaczenia, a ja znów zaczęłam doceniać swój gładki język i siłę półprawdy. Ale razem z tym przyszło zwątpienie w ludzi i brak zaufania. Nie wierzyłam w to, że ludzie potrafią dać słowo i go dotrzymać.
Gdy ten facet w lesie powiedział o tej grupie ludzi, dziecku i ciężarnej kobiecie, zastanawiałam się, czy mówi mi prawdę. Przecież to tylko człowiek, jak ja. Równie dobrze mógł liczyć na moją dobroduszność i współczujące, damskie serce. Zacząłby ckliwą opowiastkę o głodujących dzieciach, mając nadzieję na to, że ulegnę. Wtedy miałby całą sarnę dla siebie, a ja bym głodowała dalej.
Sama już nie wiedziałam, co było prawdą.
Byłam pewna tylko tego, że nie jestem już w lesie, a moja głowa pękała. Nie pamiętałam zbyt wiele. Miałam tylko krótkie przebłyski tego, że ktoś mnie niósł, a ja za każdym razem, gdy się przebudziłam, to z powrotem traciłam przytomność. Zdołałam sobie przypomnieć też zapach męskiego potu, ciężki oddech na czole i silne ramiona, w których leżałam. I bluzgi, które wypowiadał drugi z nich.
Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna. Ocknęłam się niedawno, albo tak tylko mi się wydawało. Było mi sucho w ustach, a głowa tak strasznie pulsowała, że ciężko mi było się podnieść. Rozglądałam się po celi, w której mnie trzymano. Słyszałam, jak o czymś rozmawiali, ale nie mogłam wyłapać słów.
CZYTASZ
Nasze Sekrety ~ D. Dixon
FanfictionŚwiat upadł. Ludzie po śmierci wracają, aby dopaść tych co pozostali przy życiu. Kate trzyma się z dala od ludzi. Nie dlatego, że boi się o własne życie. Ona boi się tego, czego sama może się dopuścić. A gdy w końcu ktoś się do niej zbliży, Kather...