Mikołaj kociara

1K 67 89
                                    

Dojechaliśmy do miejsca, w którym Sylwek zdecydowanie będzie czuł się najlepiej, połączonej z tym, co sprawi jeszcze mi radość. Otworzyłem drzwi do kociej kawiarni, po czym wszedłem do środka.
Pierwszym, co rzucało się w oczy była kartka z regulaminem przebywania w kociej sali. Kawiarnia dzieliła się na dwie części, czyli jedną barową, a drugą była kocia strefa.

—Co będziesz brał? Ja chyba wezmę latte i kawałek ciasta bezowo-malinowego.—powiedziałem, przeglądając menu na stronie internetowej.

—Ja chcę brownie i americano.—odpowiedział Sylwester, spoglądając na mnie z lekko zmarszczonymi brwiami.

Po złożeniu zamówienia udaliśmy się do kociej strefy. Kiedy tylko przekroczyłem jej próg, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Miejsce było naprawdę fajnie urządzone. Pełno drewnianych drapaków, specjalnych domków dla kotów, poduszek, kojców i nawet hamaków.
Na jednym z leżaków leżał duży, czarno rudy kot. Prawdopodobnie maine coon. Miał markotną minę i spoglądał na mnie z góry.

—Masz jakąś skłonność do wybierania dziwnych miejsc.—mruknął, spoglądając na rudego kota, który właśnie chodził po jakiejś półce.

—Dziwnych?! Połączenie kawy i kociego towarzystwa jest NAJLEPSZE.—powiedziałem oburzony.

—Dziecko drogie, jedno się nie wyklucza z drugim. Ty też jesteś dziwny, ale na jakiś swój wyjątkowy unikatowy sposób pewnie ktoś uzna cię za fajnego.—wzruszył ramionami.

—Hej!—parsknąłem, szturchając go łokciem.
—Kici kici kici...no chodź, chodź... no nie bój się, skarbie.—zacząłem mówić przesłodzonym głosem do kici, na którą patrzył chwilę wcześniej Wardęga.

—Ta, bo na pewno przyj—urwał, bo w tym samym momencie rudzielec zeskoczył na stół obok nas i podszedł w stronę mojej ręki, pogłaskałem go, nie mogąc powstrzymać uśmiechu pełnego satysfakcji.—jebany sierściuch.—dokończył, po czym dał zwierzęciu obwąchać swoją dłoń.

—Nie słuchaj go, mysiu pysiu. Jesteś cudownym, ślicznym kotkiem.—powiedziałem tym samym tonem, pochylając się do niego.

—Jezu, ale to niehigieniczne. Będziemy jedli ze stołu, po którym te koty chodzą.

—I to właśnie jest plus, druidzie...Jeszcze musisz się wiele nauczyć, Sylwek.—wzruszyłem ramionami, po czym usiadłem przy stoliku.

—Ta, uznajmy, że masz rację.

Nie musieliśmy długo czekać na swoje zamówienia. Byłem zachwycony swoją kawą, ponieważ miała bardzo dużo pianki i rysunek kota na niej.
—Jakie fajne!
Wziąłem dużego łyka, po czym odłożyłem filiżankę na talerzyk.
—Nie jest lepsza ni-
Przerwałem swoją wypowiedź, ponieważ ręka Sylwestra znajdowała się właśnie na moim podbródku, przełknąłem ślinę, nie widząc co się dzieje.

—Sylw-

Przetarł kącik moich ust, po czym odsunął rękę.

—Nawet się napić nie umiesz, tak, żeby się nie uświnić.—zaśmiał się, na co tylko prychnąłem.
Zaczęliśmy rozmawiać o Marcinie Dubielu i o tym aby jak najdokładniej zbadać jego konwersację z dziewczynami.

Nie tylko kropki zostały połączone..... (Konopski x Wardęga)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz