Chorowity Konop

1K 83 96
                                    

Pov. Wardęga

Tak jak myślałem, następnego dnia Konopski faktycznie był chory. Chłopak ledwie żył i cokolwiek mówił. Przy każdej okazji próbowałem mu przypomnieć, że sam na siebie to sprowadził.

—Dobrze wiedziałeś, że to się tak skończy, Mikołaj–powiedziałem, kładąc na stoliku kubek z gripexem.

—I tak byłbym chory!—wychrypiał, sięgając po niego—Musiałem wykorzystać czas na zabawę, który mi został!

—Kurwa, mówisz jakbyś umierał, a nie jakbyś miał przesiedzieć dzień w domu bez robienia czegokolwiek głupiego, czy to jest po prostu dla ciebie takie trudne?—końcówkę zdania powiedziałem przesłodzonym i sarkastycznym tonem.

Konopski spojrzał na mnie zmęczonym tonem, wziął łyk lekarstwa, po czym skrzywił się.

—Tak to jest, jak się nie myśli.—mruknąłem, siadając obok niego na łóżku.—Daj głowę, wyglądasz na rozpalonego—kiedy Mikołaj wykonał polecenie, przyłożyłem usta do jego czoła. Gdy się odsunąłem, patrzył na mnie z jedną uniesioną brwią.

—Nie mogłeś sprawdzić, nie wiem, na przykład, kurwa, ręką?

—Nie mogłem, bo na przykład, kurwa, usta są bardziej czułe niż ręka?—wstałem, by przynieść mu leki przeciwgorączkowe. Chłopak obrócił poduszkę na zimną stronę, po czym wcisnął w nią twarz.

Kiedy przyniosłem mu tabletki, połknął je bez żadnego sprzeciwu. Czułem się prawie jak dumny ojcec, gdy uda mu się nakarmić swojego gówniarza.

—Kurwa, jakie tu są niewygodne poduszki. Czuję, że mi głowa zaraz wystrzeli!—jęknął Mikołaj, łapiąc się za czoło.

—Jeśli tak będzie ci wygodniej, to możesz się o mnie oprzeć—westchnąłem, unosząc rękę tak, by mógł się pod nią wsunąć.
Zrobił to szybko i odetchnął z ulgą.

—Jest dużo lepiej.—spojrzał na mnie, jednak ja szybko odwróciłem wzrok. Położyłem rękę na jego plecach, nie wiedząc właściwie czemu poczułem się niekomfortowo. Zastanawiałem się, czy wszystko jest okej, czy przypadkiem nie śmierdzę, albo czy jest mu wygodnie, jeszcze przez chwilę myślałem, czy przypadkiem moje serce nie bije za głośno. To ostatnie wydało mi się na tyle karygodne, że parsknąłem sam do siebie. Żadne z moich wymysłów nie zdawało się mieć jednak odzwierciedlenia w rzeczywistości, ponieważ już po kilku minutach Mikołaj zasnął. Delikatnie przesuwałem z nudów palcami po jego plecach.
Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i włączyłem film Konopskiego. Chciałem dokładnie przyjrzeć się temu, co na nim mówił i robił. Dokładnie wiedziałem, jakie dowody zostały w nim użyte, jednak chciałem posłuchać jak komentował wydarzenia. Po części to dzięki mnie Mikołaj potrafił zdobyć tak wiele źródeł i przygotować materiał.

Po obejrzeniu materiału jedna rzecz zostala mi w głowie.
Jakie ,kurwa, fanfiki na wattpadzie i dlaczego JESZCZE ich nie czytałem?

Chwilę później pisałem z innymi osobami powiązanymi z Goats. Umówiliśmy się na spotkanie w siedzibie, by przedyskutować co dalej z Boxdelem, czy jak kto woli, Baxtonem.
Chciałem, żeby Mikołaj poszedł tam ze mną.
Myśląc o tym, przycisnąłem mocniej dłoń do pleców chłopaka.
Wyglądał dość ładnie nawet podczas snu i to w chorobie. To naprawdę zadziwiające, jak w przeciągu roku z dwóch wrogów, staliśmy się współpracownikami i coraz lepszymi znajomymi.
Gładziłem jego plecy, aż do momentu, w którym otworzył oczy. Szybko położyłem rękę na materacu, a Konopski podniósł głowę z mojej piersi.

—Jak się czujesz?—spytałem, patrząc na niego.

—Tragicznie, szczerze mówiąc.—powiedział—Obiecuję, że następnym razem posłucham Wielkiego Druida.

—Trzymam cię za słowo. Pamiętaj, że jeszcze nie zrealizowałem "swojego dnia".—mówiąc to, pochyliłem się w jego stronę.

—A ty co? Masz zamiar mnie całować, czy jak?—prychnął Konop, widząc co robię.

—Nie, gdy jesteś chory.

—GDY jestem chory?—uniósł brwi.

—Boże Konop, przecież w przeciwieństwie do np. Dubiela, jestem świadomy co mówię i robię!—powoli uniosłem się z materaca i udałem się w stronę kuchni, zostawiając zszokowanego Mikołaja samego.
Kiedy wróciłem, w rękach miałem sushi z biedronki. Nie był to najsmaczniejsze danie na świecie, jednak Mikołaj powinien się cieszyć, że o tym w ogóle pomyślałem.

—Jak tylko wyzdrowiejesz, jedziemy razem na spotkanie goats. Będziemy rozmawiali o tym, co dalej z Boxdelem. Nie ruszam się tam bez ciebie i nie przyjmuję sprzeciwu.—powiedziałem, podając mu jego obiad. Uśmiechnął się do mnie, po czym zaczął jeść.

//ten rozdział nie jest najdłuższy, ale postaram się żeby następny był dużo lepszy🩷

dopiero rano dziękowałam za 7k, a już teraz jest ponad 8😭😭 dziękuje🫶🏻🫶🏻🫶🏻

zgadnijcie kto korektował

Nie tylko kropki zostały połączone..... (Konopski x Wardęga)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz