Rozdział 15

3 2 0
                                    

- Jutro mikołajki - spojrzała na małą choinkę postawioną dzień wcześniej.

- I co z tym związane? - odpowiedział z uśmiechem Wiktor.

- Jutro do pracy wracasz. 

- Dokładnie - rozciągnął ręce do góry, gdzie potem jedna trafiła na Lanę. - Zasiedziałem się już. 

Sięgnął po swoją urodzinową filiżankę ze stolika. 

Obserwowała, jak bierze łyk, jednak nuty na naczyniu przyciągały jej wzrok. 

- Myślałeś, aby wrócić do gry? 

Powoli odstawił filiżankę i spojrzał uważnie na dziewczynę. 

- Nie i niech tak zostanie. Nie będę wracał do tego czasu.

- Może chociaż spróbujesz?

- Nie ma opcji.

- Dlaczego?

Spuścił wzrok, ale nic nie odpowiedział.

- Dlaczego? - powtórzyła. - Zawsze chciałeś być wielkim pianistą.

- Słowo klucz, c h c i a ł e m. Już nie chcę - pomiędzy brwiami malowała mu się zmarszczka.

- Ale dlaczego? - ciągnęła.

Westchnął. 

- Nie dasz mi spokoju, dopóki nie odpowiem?

Pokiwała głową.

- Obawiam się, że jak zacznę grać, to przypomnę sobie go, a potem nie będę w stanie grać. Wszystko zacznie się zanikać, a ja będę widział tylko twarz ojca. Stojącego nad mną i czekającego, żeby dać mi po łapach. Zadowolona?

Nie świadomie złapała go za dłoń i przychyliła się do niego. 

- Może nie próbuj o nim myśleć? Co mówił twój dziadek, gdy uczył cię grać?

- Za szybko?

- Nie, nie to. Pianino to twój magiczny świat. Odkrywaj go, eksperymentuj z dźwiękami. To jest twoja podróż, nie zapomnij cieszyć się każdym krokiem. Myślę, że nie chciałby, żebyś teraz siedział i walczył sam ze swoim dwunastolatkiem i grał jeszcze coś.

- Coś mądrze mówisz jak na siebie.

- Dzięki uczę się od najlepszych - posłała mu uśmiech. - To, co spróbujesz dziś?

- A jeżeli...

- Nie ma żadnego ,,jeżeli". To już przeszłość. Niech tak zostanie. Nie grasz dla dziadka, a tym bardziej dla swojego ojca, zagraj dla siebie. Albo może nawet, jeśli masz ochotę przekonać Sol, to zagraj dla niej. Ale dajmy temu szansę.

Ścisnął dłoń Lany. Spojrzawszy najpierw na ich dłonie, uśmiechnęła się delikatnie, znowu skupiając na nim wzrok.

***

Samochód zatrzymał się na posesji. Chrzęst piasku zmieszanym ze żwirem pod butami kierował do drzwi wejściowych starego domu. Otworzyli bez pukania, domownicy i tak wiedzieli, że już przyjechali słysząc szczekanie psa. 

Powietrze było jak w cukierni, ciepłe, słodkie, pachnące wypiekami. Zdjęli buty i minęli próg kuchni. Przy zlewie stała kobieta z podkasanymi rękami. Za stołem siedział mężczyzna z wąsem, przywitał ich uśmiechem i kiwnięciem głowy. Rozniósł się dźwięk bulgoczącej wody.

- Kawy, herbaty? - spytał i wstał do czajnika. 

- Nie, piliśmy już w domu - powiedział zgodnie z prawdą Wiktor.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 24 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ma (nie) zdradaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz