Rozdział -10

13 3 0
                                    

Mam cztery lata, jest lato, a dokładniej koniec lipca. Siedzę z Wiktorem na pomostku przed domem. Każdy z nas ma po misce owoców z sadu i ogródka mojej mamy. Kilka truskawek, malin, przekrojone śliwki na ćwiartki i drylowane wiśnie. 

- Chce sliwki - wyciągnęłam rączkę do miski Wiktora z oburzeniem.

- Ale to moje - odsunął naczynie od mnie i wziął do ręki wiśnie by mi pokazać. - To możesz wziąć, tego nie lubię. 

- Tak, tak to - zabrałam mu podekscytowana owoc. 

Cień dwóch postaci padł na nas zasłaniając słońce. Przeleciałam powoli wzrokiem z butów na twarze, moja i Wiktora mama stanęły przed nami.

- Ona myli śliwki z wiśniami - powiedziała moja ze swoim brytyjskim akcentem. - Idziemy do ogródka, posiedźcie tu grzecznie. 

Odeszły, a my zostaliśmy sami przed domem. Wiktor spojrzał na mnie i wyjął kolejną wiśnie z miski. 

- Co to? - pokazał mi ją.

- Sliwka - odpowiedziałam.

Wybuchnął śmiechem, a ja patrzyłam na niego nie wiedząc z czego się śmieje. 

- Sama jesteś śliwka - przerzucił mi swoje wiśnie i zabrał moje maliny. 

Ma (nie) zdradaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz