11

966 91 62
                                    

Siedzieliśmy w szpitalnym korytarzu, czekając na wieści od pielęgniarki. Wyglądaliśmy jak trójka śmierdzących bezdomnych, którzy ukradli auto i przyjechali do szpitala, by ratować swojego kolegę. Każdy, kto przechodził obok nas, posyłał wymowne spojrzenie. Czasami wstrzymywali oddech. 

- Nie zniosę dłużej tego upokorzenia. - jęknął Tighnari, opierając się o ścianę. - Przecież to nie ofiara wypadku. Ile, można badać człowieka z gorączką?

- Nie zdziwiłbym się, jakby najpierw musieli go umyć. - zaśmiał się krótko Cyno. - Wiesz, że to cud, że dojechaliśmy bez szwanku? Nadal mnie trzyma. Ale jakby co, to jechaliśmy w dobrym kierunku...

- W drugą stronę ja prowadzę. - mruknął stanowczo ciemnowłosy. - Nie wiem, co mnie podkusiło dawać Ci klucze. Przecież to samobójstwo.

- Nie narzekaj! Zachowałem się bardzo grzecznie względem innych pojazdów.

- Trąbiłeś jak pojebany! - warknął.

- Nie prawda! Nikogo nie otrąbiłem!

- A przechodniów?! 

- Możecie się zamknąć? - mruknąłem.

Obaj założyli ręce na piersi i zamilkli. Oparłem się wygodnie na rękach. Gdy cała adrenalina ze mnie zeszła, moja głowa ponownie zaczęła pulsować. Nie wiem, dlaczego tak się martwiłem o blondyna. Jego gorączka to nie moja wina. Każdy człowiek dosłownie w każdej chwili może zachorować. Czasami jest to niezależne od nas. Nie kazałem Kavehowi wychodzić za mną na to zimno, a tym bardziej nie przetrzymywałem go na zewnątrz. Więc dlaczego kuje mnie poczucie winy?

- Jesteście chłopcy od Kaveha? - usłyszałem damski głos. Była to starsza pielęgniarka w fioletowym fartuszku, która dzierżyła w swojej dłoni sprawozdanie o pacjencie. Podniosłem się z miejsca i podszedłem do niej. - Któryś z Was jest jego rodziną?

- Nie. - pokręciłem przecząco głową. Jakby nie patrzeć... Jesteśmy dla niego nikim.

- W takim razie nie mogę udzielić Wam informacji. Przepraszam.

Westchnąłem krótko. Nie potrzebowałem jakiś wielkich informacji. Dla spokoju ducha chciałem wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku...

Nagle poczułem dłoń na swoim ramieniu. Obok mnie pojawił się Nari, który swoim delikatnym uśmiechem, zaczął oczarowywać pielęgniarkę. Zmarszczyłem brwi. Nie wiedziałem, co on knuje, ale coś mi mówiło, że to może zadziałać. Zaraz po mojej drugiej stronie stanął Cyno z dumnym wzrokiem mówiącym "daj mu chwilę". Pozostało mi tylko obserwować.

- Bardzo prosimy... Jest to nasz przyjaciel i martwimy się o niego. Chcemy chociaż wiedzieć, czy jest to poważne? - jego lazurowy wzrok wbił się w kobietę, która spojrzała na niego podejrzliwie.

- Powinnam Cię skądś kojarzyć młodzieńcze?

- Ma mnie Pani. - zaśmiał się promiennie. - Byłem tu na praktykach na Sekcji Żywienia. Zajmowałem się cukrzykami i często piłem z Panią jaśminową herbatkę.

- O, tak! Pamiętam! Nari, prawda? - klasnęła w dłonie. - Nic się nie zmieniłeś!

Jej wyraz twarzy od razu się zmienił. Zaczęła wypytywać mężczyznę o jego studia, zawód, związki i cały życiorys od wyjścia z praktyk. Nari oczywiście odpowiadał na każde pytanie z szerokim uśmiechem i gromkim spokojem. 

Nie pozostało mi nic innego, jak oglądać całą sytuację z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Nie sądziłem, że mam w swoim gronie wpływowego znajomego. I to jeszcze w służbie zdrowia. Żegnajcie kolejki w przychodni! Kątem oka spojrzałem na Cyno, który nie zmieniał swojej pozycji dumnego rodzica. Jest możliwość, że ten jełop też ma jakieś kontakty?

MAD LOVE  // Genshin Impact [ ALHAITHAM x KAVEH ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz