Rozdział 7

110 3 0
                                    

Madeline

Pięć lat wcześniej

Zbiegam po schodach podekscytowana. Czekałam na ten dzień cały rok.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - wykrzykuje mój tata, rozkładając ramiona. Wtulam się w niego i całuję w policzek.
- Dziękuję, tatusiu. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - mówię poważnym tonem.
- Wiem, jak bardzo ci na tym zależało, ale pamiętaj, zasady dalej cię obowiązują.
- Oczywiście, ale on i tak będzie moim mężem - uśmiecham się delikatnie.
- Dopóki nie odprowadzę cię do ołtarza, nadal jesteś pod moją opieką - odpowiada bardziej surowym tonem. Uśmiecham się na to jeszcze szerzej, bo wiem, jak ciężko jest mu ze świadomością, że już nie jestem jego małą córeczką.
- Doskonale to rozumiem. Nie martw się, przecież mu ufasz. Naszą rozmowę przerywa dzwonek do drzwi.

* * *

Siedzimy w aucie po najlepszej randce w moim życiu. Nieważne, że to jedyna na jakiej byłam. Wiem, że nic się z nią nie może równać. Kiedy docieramy pod bramę mojego domu, samochód się zatrzymuje. Brama wjazdowa otwiera się, a my wjeżdżamy na posesję. Przyszedł czas naszego pożegnania, ale nie do końca wiem, jak mam się zachować.
- Czym się tak stresujesz?
- Sama nie wiem. Pierwszy raz muszę się pożegnać z chłopakiem i nie wiem, co mam robić. - Wykręcam palce za plecami, a moja twarz oblewa się czerwienią. On w tym czasie łapie mnie za brodę, a nasze usta łączą się w delikatnym pocałunku.

Obecnie

- Motylku, gdzie tak odleciałaś? - śmieje się czule w moje usta. Odzyskuję poczucie rzeczywistości i odpycham go od siebie oszołomiona.

Co to było? Co się ze mną dzieje?

Kręci mi się w głowie i muszę oprzeć się o motocykl.
- O co chodzi, Madeline? Wszystko w porządku? - pyta ewidentnie zmartwiony Zane.
- Tak... nie... nie wiem - mój oddech niebezpiecznie przyspiesza. Łapię się za klatkę piersiową, bo kłucie w niej przybiera na sile. Pojawiają się mroczki przed oczami, a całe moje ciało zlewa zimny pot. Kucam, starając się wyrównać oddech.

To jest tylko w mojej głowie! Oddychaj! Wyrównaj oddech!

Czuję, jak Zane podciąga mnie do góry i przytula mocno do siebie.
- Oddychaj, Motylku. Razem ze mną. - Chwyta moją twarz w swoje ręce i zaczyna brać głębokie wdechy. Staram się robić to co on. - Wdech, wydech. Dobrze. Postaraj się oddychać równomiernie.
Po kilku chwilach moje serce zwalnia, drżenie ciała ustępuje, a wzrok się wyostrza. Nagle zdaję sobie sprawę, że miałam przy nim atak paniki.

Kurwa!

Gwałtownie odsuwam się od niego. Mina Evansa znowu staje się poważna i obojętna.
- Czy jesteś gotowa na powrót?
- Nie! Ja... ja chyba wrócę sama. - Wyciągam telefon z kieszeni, żeby zamówić taksówkę.
- Nie puszczę cię samej. Widzę, że jesteś roztrzęsiona i... - nie daję mu dokończyć.
- Przestań! Przestań się wpieprzać, Zane. Odpuść - szepczę. - Dziękuję ci za przejażdżkę, było naprawdę... fajnie, ale muszę wrócić do domu sama. Nie utrudniaj tego, proszę. - Nabiera głęboko powietrza i wzdycha z udręką, przecierając twarz dłońmi.
- Robię to niechętnie, ale dobrze. Niech ci będzie. Pozwól chociaż, żeby mój kierowca cię odwiózł.
-Dobrze - zgadzam się już bez dyskusji, bo nie mam na to siły.
      Wiem, że nagła zmiana, która zaszła w jego zachowaniu, ewidentnie wynika ze mnie i mojej reakcji. Odepchnęłam go, a on przecież próbował mi tylko pomóc. I jeszcze te wizje. To nie ma sensu. Co to w ogóle było? Nie pamiętam żadnej z tych sytuacji, która pojawiła się w mojej głowie. Muszę się skontaktować z moim terapeutą. Przeraża mnie świadomość, że mogłoby mi się zacząć coś przypominać. A do tego ten pocałunek. Wydawał się taki znajomy. Jakbym doskonale znała te usta. To nie powinno się wydarzyć. On jest inwestorem. Jest w jakimś popapranym związkowym układzie z inną kobietą, a zaczyna całować mnie i znowu pojawia się we mnie ten ogień złości i wracają siły. Jednak zanim zdążę mu to wytknąć, podjeżdża auto. Zane przekazuje jakieś informacje kierowcy i otwiera mi drzwi.
- Wracaj bezpiecznie. - Nic więcej nie mówi, tylko wsiada na motocykl i odjeżdża.

GhostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz