Rozdział 13

94 7 3
                                    

Sześć lat wcześniej

Zane

Ojciec suszy mi głowę od samego rana. Wczorajsza impreza była huczna, a mój kac jest morderczy. Dwie godziny temu miałem być na spotkaniu. James powiesi mnie za jaja, jeżeli to zawalę. Wzdycham z irytacją, bo gdyby nie głupi pomysł Liama, by wyprawić moje dwudzieste szóste urodziny, to miałbym już wszystko dograne. Luca dzisiaj robi za mojego kierowcę, bo sam ledwo widzę na oczy. Podjeżdżamy pod posiadłość znajdującą się na obrzeżach Phoenix. Dom jest ogromny, ale to nic w porównaniu z willą mojego ojca. Wychodzę z samochodu i rozglądam się po terenie. Dostrzegam pięciu żołnierzy patrolujących posiadłość i jeszcze trzech w ukryciu. Pomimo mojego obecnego stanu zachowuję czujność. Drzwi wejściowe otwierają się z rozmachem i wychodzi z nich młodziutka dziewczyna. Na pierwszy rzut oka widać, że jest ostro wkurwiona. Za nią podąża kobieta w średnim wieku.
Wiem, że Torres ma rodzinę, ale nigdy nie miałem okazji ich poznać. Francisco jest człowiekiem, który bardzo ceni sobie prywatność i wszyscy z naszego otoczenia o tym wiedzą i to szanują. Dlatego jestem zdziwiony, gdy widzę kogoś jeszcze poza nim i jego żołnierzami.
- ¡Joder, Mariposa! No irás a ningún lado sola! ¿Entiendes? Puedes ir, pero solo con uno de los guardaespaldas. / Cholera, Mariposa! Nie pójdziesz nigdzie sama! Rozumiesz? Możesz iść, ale tylko pod opieką ochroniarza.
- Mamá, por favor... / Mamo, proszę...
- ¡No discutas! O te vas con Diego o te quedas en casa... / Koniec dyskusji! Albo z Diego, albo zostajesz w domu.
Rozmowa na tym się kończy, jednak Mariposa swoje niezadowolenie wyraża w najbardziej szczeniacki sposób. Krzyżuje ręce na piersiach, tupie nogą i wydaje z siebie warknięcie, nie dyskutując dalej z matką. W mojej branży nauka języków obcych jest kluczowa, dzięki czemu teraz nie mam problemów ze zrozumieniem ich rozmowy. Oburzona nastolatka odwraca się na pięcie i kieruje w moją stronę. Jak tylko mnie dostrzega, przystaje i wciąga głęboko powietrze. W ciągu sekundy na jej twarzy wykwita rumieniec i spuszcza głowę. Dopiero teraz mam możliwość zobaczyć jej twarz z bliska. Jest piękna! Jej oczy są tak nienaturalnie jasne, tak niesamowite, że już nigdy nie będę w stanie wyrzucić ich widoku z głowy. Widać, że jest jeszcze nastolatką, ale już teraz można docenić jej urodę, a jako dorosła kobieta na pewno złamie niejedno serce. Moje ciało reaguje w sposób dotąd mi nieznany. Czuję, jak na usta wypływa mi uśmiech, a serce podryguje. Zbliżam się do dziewczyny, ale w tej samej sekundzie podchodzi jej matka.
- Spóźniłeś się - gromi mnie wzrokiem kobieta. - Francisco już na ciebie czeka. Zapraszam. - Ruchem ręki wskazuje na drzwi wejściowe.
- Oczywiście, dziękuję. - Jeszcze raz zerkam przelotnie na młodą. Teraz wpatruje się prosto w moje oczy i już po samym jej spojrzeniu mogę śmiało stwierdzić, że to chodzące kłopoty i wyzwanie.
Wchodzę do holu, a tam czeka już na mnie jeden z żołnierzy Torresa i prowadzi prosto do gabinetu swojego szefa.
- Evans. Jak miło, że w końcu zaszczyciłeś mnie swoją obecnością. - Wita mnie mężczyzna ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Prycham pod nosem, bo nikt poza moim ojcem nie będzie wyliczać mi czasu.
- Cieszę się, że mogłem sprawić ci tą przyjemność, Francisco. - Nie odwzajemniam jego gestu. Nie mam zamiaru bawić się w żadne uprzejmości, więc przechodzę od razu do interesów.
Po około trzydziestu minutach rozmowy o transporcie czuję się usatysfakcjonowany, jednak coś albo raczej ktoś zaprząta moje myśli. Moja ciekawość bierze górę.
- Kim była ta młoda dziewczyna kłócąca się z twoją żoną? - Torres spina się momentalnie i widzę, jak z jego oczu strzelają pioruny.
- Nie interesuj się. To nikt warty twojej uwagi. - Narzuca na twarz maskę obojętności.
- Och... Czyli to jedna z twoich nowych kurew! Dlatego twoja żona była taka zła? - śmieję się na swoje słowa, ale Francisco chyba nie czuje mojego żartu, bo natychmiast przybiera bojową minę i gwałtownie wstaje, tak że jego fotel upada, a rękoma uderza w blat biurka.
- ¡HIJO DE PUTA! / SKURWIELU! - Nigdy więcej nie waż się obrażać ani mojej córki, ani mojej żony! - W myślach przybijam sobie piątkę, bo pewnie nigdy by mi nie zdradził, kim ona jest.
- Francisco, po co te nerwy. Gdybyś od razu odpowiedział na moje pytanie, nigdy bym ich nie obraził. Czy twoja córka jest już komuś obiecana? - wypowiadam to pytanie, zanim zdążę się nad tym porządnie zastanawiać.
- Nie i nigdy do tego nie dojdzie. - Stwierdza mężczyzna, a ja doznaję lekkiego udaru. -Sama wybierze sobie męża. - Chyba jeszcze nigdy nie spotkałem się z człowiekiem (naszego pokroju), który nie zaaranżowałby małżeństwa swojej córki w ramach interesów. Myślałem, że jest tradycjonalistą. Torres coraz bardziej mi imponuje. Nie dość, że stawia swoje warunki Jamesowi, to jeszcze teraz to. Uśmiecham się lubieżnie na samą myśl, że ona mogłaby należeć do mnie. - Zapomnij! Ona ma dopiero siedemnaście lat! Nigdy nie oddam jej w twoje cholerne łapska.
- Sam przed chwilą powiedziałeś, że to ona sama wybierze sobie męża. Zawrzyjmy umowę - proponuję. - Za rok, w jej osiemnaste urodziny, pozwolisz mi zabrać ją na randkę, a ja w zamian za to załatwię zamknięcie interesu mojego ojca, którym tak bardzo gardzisz. - Widzę, jak żyła na jego skroni intensywnie pulsuje, a jego mózg przetwarza moją propozycję. - To uczciwa oferta, nie masz nawet pewności, czy twoja córka mnie zechce.
- Niby jak nakłonisz do tego Jamesa?
- To już nie twoje zmartwienie. - Wstaję, poprawiając swoją marynarkę i kiwam głową na pożegnanie. Francisco byłby głupcem, gdyby odrzucił moją ofertę.
Ewidentnie dzisiaj sprzyja mi szczęście, bo wychodząc z gabinetu, zderzam się z drobną brunetką i w ostatniej chwili łapię ją za ramiona.
- Ostrożnie - uśmiecham się do dziewczyny, która trzyma się za nos. - Szkoda, żebyś uszkodziła tak perfekcyjną buźkę. Dokąd tak pędzisz?
- Nie twoja pieprzona sprawa. - Warczy, a mój uśmiech poszerza się jeszcze bardziej.

GhostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz