Rozdział 12

99 4 2
                                    

Zane 

— Nic jej nie będzie. Maddy to mądra dziewczyna, a twój ojciec nie zrobi nic przy świadkach.
— Czy ja cię pytałem o zdanie, Luca?! — Rzucam zirytowany.
Drzwi od biblioteki się otwierają i wkracza przez nie, nie kto inny, jak mój ojciec.
— Więc? — pyta, jak gdyby nigdy nic.
— Więc co, ojcze? — Patrzę mu prosto w oczy i nie uginam się pod jego spojrzeniem. To on pierwszy zrywa kontakt.
— Więc co udało ci się ustalić w sprawie naszych małych dilerów? — dopytuje, opierając swoje przedramiona na blacie biurka.
— Wszystko załatwione. Nie musisz już sobie tym zawracać głowy. Wszystkiego najlepszego, staruszku. — Wręczam mu teczkę z całym raportem, a on na sekundę zaszczyca mnie swoim pustym od emocji wzrokiem.
— Nie pozwalaj sobie, dziecko! — karci mnie jak pieprzonego szczeniaka, jednoczenie wracając do przeglądania papierów.
— Ależ nie śmiałbym, jednak czy nie uważasz, że twoje sześćdziesiąte szóste urodziny to nie wyznacznik twojej emerytury? — zadaję to pytanie, ale nie oczekuję żadnej odpowiedzi, bo wałkujemy ten temat od jakichś pięciu lat.
— Wyznaczniki tu nie mają żadnego znaczenia. Pójdę na emeryturę, kiedy uznam, że już czas. Poza tym jak mam ci ufać, skoro po raz kolejny nawalasz?
— Słucham?! Ja nawalam?! — niedowierzam w to, co do mnie mówi. — Wypruwam sobie flaki. Od kilku lat robię wszystko jak należy. Ludzie się mnie słuchają. Mam respekt u każdego. Co mam według ciebie jeszcze kurwa zrobić?! — Wstaję gwałtownie z kanapy, lecz mój gniew wcale ojca nie rusza. Patrzy na mnie tylko z uniesioną brwią i uśmiecha się chytrze.
— A jak nazwiesz odwołany ślub z naszą wspaniałą Avą? — unosi pytająco brew. — Dlaczego muszę odbierać telefony od jej ojca, który nie jest zadowolony z tej sytuacji? Czy to nie jest przypadkiem nawalanie?
— Nie ojcze, to po prostu nigdy nie powinno było się wydarzyć. Nie poślubię jej, bo ty tak chcesz. — Słyszę jakieś poruszenie na korytarzu, dlatego udaję się w stronę drzwi i je otwieram. Przed nimi stoi Maddy w towarzystwie dwóch ludzi mojego ojca. Odsuwam się na bok, a oni wprowadzają szamoczącą się dziewczynę.
— Szefie, znaleźliśmy ją w twoim gabinecie. — Madeline wyszarpuje się z ich uścisku, a ci automatycznie sięgają po broń, z której do niej celują. Moja złość sięga zenitu.
— Jeżeli za trzy sekundy nie schowacie spluw, marnie się to dla was skończy. — Wypowiadam te słowa najspokojniej jak umiem.
— Jaa... ja tylko szukałam łazienki. Przysięgam! — Mówi Maddy łamiącym się głosem. Jeden z ochroniarzy widząc moją minę od razu odsuwa się od dziewczyny, jednak drugi spogląda z wahaniem na mojego ojca i to jest jego duży błąd. Błyskawicznie do niego podchodzę i wyrywam mu gnata z dłoni, następnie uderzam go kolbą w głowę. Pada jak mucha, a ja celuję do Mika.
— Czy możesz mi wyjaśnić jakim kurwa prawem szarpiesz moją kobietę? MOJĄ?! — Grzmię.
— Szefie, ja naprawdę nie wiedziałem, że ona należy do pana. W życiu bym jej nie dotknął, gdybym tylko o tym wiedział. — W tym czasie widzę, jak Luca podchodzi do niej i pyta, czy wszystko w porządku. Mam ochotę rozszarpać ich gołymi rękami.
— Zane, oni tylko wykonywali swoją pracę. — Mówi nagle mój ojciec, podchodząc do mnie. — Nie wiń ich za to i schowaj broń. A ty, — zwraca się do Madeline — lepiej powiedz, co robiłaś w moim gabinecie?
— Szukałam toalety, przysięgam. — Jej głos zadrżał. — Otworzyłam drzwi i jak zobaczyłam, że to nie ona, chciałam się wycofać, ale później ujrzałam ten piękny portret i nie mogłam się oprzeć, żeby obejrzeć go z bliska. — Składa zdania tak chaotycznie, że ledwo mogę ją zrozumieć. — No a później już tylko zauważyłam tych dwóch i oni siłą wyciągnęli mnie z tego gabinetu i przyprowadzili tutaj. Próbowałam im tłumaczyć, że nie chciałam zrobić nic złego, ale...
— Już dobrze, Motylku. Nie musisz nic więcej dodawać. Nie zrobiłaś nić złego. — Mówię do niej znad wyraz łagodnym głosem, ale zaraz zmieniam swój ton. —  Przypatrz się dobrze, bo ta kobieta jest nietykalna! Rozumiesz?! — Pytam chłopaka, podchodząc do niego bardzo blisko. — Jeżeli którykolwiek z was ją tknie, to utnę wszystkim jaja! — Wyciągam dłoń do Maddy, którą przyjmuje bez wahania. Odwracam się do ojca i na odchodne mówię, że jeszcze do tej rozmowy wrócimy.
Wychodzimy na zewnątrz i wsiadam do limuzyny. Luca otwiera drzwi Madeline i pomaga jej wsiąść do auta.
— Miałaś się więcej nie pakować w kłopoty. — Słyszę, jak szeptem wypowiada do niej te słowa, ale zostawiam to bez komentarza.

GhostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz