Pięć lat wcześniej
Zane
Podjeżdżam pod posiadłość Torresów w dzień osiemnastych urodzin pewnej młodej osoby, tak jak obiecałem rok temu. Przez ten czas gościłem w ich domu dosyć często, głównie w interesach, chociaż nie ukrywam, że pojawiałem się tu również z innego powodu. Mariposa Torres. Ta dziewczyna, a zasadniczo już kobieta, w pełni zawładnęła moimi myślami. Nie było dnia bym nie wspominał jej niesamowitych, jasnych oczu i pełnych, wiśniowych ust. W ciągu tych kilku wizyt wpadaliśmy na siebie, rozmawialiśmy i droczyliśmy się ze sobą. Tak właśnie wyglądał nasz flirt.
Starałem się poruszać po ich domu w taki sposób, by chociaż przez chwilę zamienić z nią słowo. Ona natomiast, równie nieprzypadkowo, znajdowała się w moim polu widzenia. Za każdym razem była coraz piękniejsza i bardziej dojrzała. Praktycznie na moich oczach stawała się prawdziwą kobietą. Fakt, jest dla mnie o wiele za młoda i jako porządny mężczyzna nie powinienem pragnąć jej w taki sposób. Ja praktycznie dobijam do trzydziestki, a ona zaraz pójdzie na studia, ale nikt nie twierdzi, że jestem porządnym facetem, zdecydowanie do takiego mi daleko. Mari w żadnym stopniu nie przypomina już dziecka, czy to w wyglądzie czy w zachowaniu. Mam gdzieś to, co powiedzą inni, że stwierdzą, że jest to niesmaczne i niemoralne, że przekraczam pewne granice. Może dziewięć lat różnicy to bardzo dużo w naszym przypadku i można by mnie uznać za chorego pojeba, ale nie jestem w stanie przejść obok tej dziewczyny obojętnie. Nawet parę razy Francisco upomniał mnie, bym trzymał się od niej z daleka, lecz ja w odpowiedzi przypominałem mu jego własne słowa: „Sama wybierze sobie męża", czym zamykałem mu gębę.
W pewnym momencie stary Torres przestał się mieszać w naszą relację. Jestem pewny, że bardzo duży wpływ na to miał układ, który zawarliśmy rok temu. Francisco nie był naiwny, nie miał pewności, że doprowadzę sprawę do końca tak, by James się nie zorientował, że to ja maczam w tym palce, ale z pewnością zaczął mi ufać, a to już była połowa sukcesu.Co nie oznacza, że zaczął pałać do mnie sympatią. Co to, to nie!
Przez tych kilka spotkań, między mną a Mari zrodziła się pewna niewidzialna więź. Nikt z osób trzecich na pierwszy rzut oka by tego nie dostrzegł. My ją zaś zdecydowanie wyczuwaliśmy. Każdy przypadkowy dotyk niósł ze sobą prąd wywołujący dreszcze na całym ciele. Każde spojrzenie było przepełnione chemią i pożądaniem. Widziałem to w jej oczach i w jej gestach, to jak jej ciało reagowało na moją, choćby przypadkową, bliskość.
Takim oto sposobem, zjawiam się u progu ich domu w jej osiemnaste urodziny z bukietem czerwonych róż jak pieprzony romantyk, którym zdecydowanie nie jestem. Może czerwone róże to tandeta, ale tym gestem chciałem coś udowodnić. W końcu to symbol miłości, piękna i odwagi, a przynajmniej tak wyczytałem w Internecie.
Dzwonię dzwonkiem do drzwi i czekam chwilę. Za nimi słyszę rozmowy, ale nie jestem w stanie nic zrozumieć. Zaczynam się trochę denerwować, a ręce odrobinę pocić.Jeszcze nigdy się tak nie stresowałem, jeśli w ogóle kiedykolwiek do tego doszło.
Nagle drzwi się otwierają i przed moimi oczami staje nieziemsko piękna, długonoga brunetka o pełnych czerwonych ustach i niesamowitym lodowym spojrzeniu. Pośpiesznie skanuję jej ciało. Ma na sobie delikatną, błękitną, koronkową sukienkę sięgającą jej do połowy uda, która opina się w tych szczególnych kobiecych miejscach. Zasycha mi w ustach. Po raz pierwszy w życiu odbiera mi mowę. Mariposa jako pierwsza postanawia się odezwać.
— Cześć Zane, czyżby zabrakło ci języka w gębie? — Uśmiecha się prowokacyjnie. Za nic w świecie jej cięty język i złośliwy charakter nie pasują do tak anielskiego wyglądu. — To dla mnie? — zerka na trzymany przeze mnie bukiet kwiatów.
— Tak... Cześć! Wybacz... — wyrywam się z otępienia i w końcu udaje mi się cokolwiek powiedzieć.
CZYTASZ
Ghost
RomanceThis is just the beginning Ambitna, pewna siebie, szalona... Te słowa idealnie opisują Maddy, kobietę, która na pozór wiedzie zwyczajne życie. Znajomi, imprezy, zakupy.... Po ukończeniu studiów na kierunku architektura wraz ze swoim przyjacielem w...