Rozdział 8

100 5 2
                                    

Zane

Jak tylko docieramy do domu, kładę Madeline w swojej sypialni. Jest nieprzytomna, ale oddycha miarowo. Lekarz już czeka.
— Panie Evans, miło pana widzieć.
— Przestań pieprzyć, tylko rób swoje! — wybucham.
— Oczywiście. Czy może pan powiedzieć, co dokładnie się stało? — dopytuje.
— Została zaatakowana przez dwóch mężczyzn, nie znam wszystkich szczegółów.
Doktorek bierze się do pracy i nie zadaje więcej pytań. Siedzę cały czas w pokoju, a kiedy podwija jej koszulkę, odruchowo chwytam go za rękę.
— Muszę sprawdzić, czy nie doszło do uszkodzeń wewnętrznych.— Mówi niepewnie lekarz.
—Dobrze — cofam dłoń i pozwalam mu działać. Po dwudziestu minutach wychodzimy z pokoju.
— Na tę chwilę nie widzę żadnych większych obrażeń. Jest poobijana i na pewno będzie ją boleć głowa. Opatrzyłem jej twarz, natomiast trzeba obserwować ją przez całą noc. Mogło dojść do wstrząśnienia mózgu. Gdy się obudzi, zalecam udać się jeszcze na kontrolną wizytę w naszym szpitalu. Musi dużo pić i odpoczywać. — Z ulgą wypuszczam powietrze z płuc, bo nie wiem, co bym zrobił, gdyby naprawdę coś jej się stało.
— Jest jeszcze jedna kwestia, o której musimy porozmawiać — rzuca mężczyzna, ale jego mina jest bardzo napięta. Od razu się spinam i ponownie wstrzymuję oddech.
— Czyli? — pytam ostrożnie.
— Sądząc po stanie jej ubrania, można założyć, że mogło dojść do najgorszego — wypowiada te słowa szeptem tak, że w pierwszej chwili myślę, że coś źle zrozumiałem.
— Co ty kurwa chcesz powiedzieć?! — Już nawet nie próbuję udawać spokojnego. Jak mogłem o tym nie pomyśleć?!
— Niczego nie możemy być pewni, to tylko moje podejrzenia. Musimy zaczekać, aż się obudzi.
— Czekać? Mam czekać?! — cały aż wrę. Zaczynam chodzić w tę i z powrotem, tracąc całkowicie kontrolę nad sobą. Spoglądam tylko na doktorka i jedyne, co widzę, to jak z jego twarzy odpływa cała krew. Boi się! I dobrze. Podchodzę do niego najbliżej jak mogę i ściskam go za gardło, przypierając jednocześnie do ściany. Muszę rozładować gdzieś swoją złość, a on jest pod ręką.
— Zane! W tej chwili puść tego biednego człowieka! To nic nie zmieni! — Słyszę za sobą głos jedynej kobiety, która ma prawo zwrócić mi uwagę. Helen podchodzi do mnie i delikatnie dotyka mojej ręki. — Czy chcesz, żeby biedny pan doktor zszedł z tego świata? Kto wtedy zatroszczy się o naszego Motylka?
— Jest wielu lekarzy, którzy mogą go zastąpić, — odpowiadam, ale puszczam człowieka stojącego przede mną. Wygładzam mu koszulę i odsuwam się o niego — ale masz rację, nie mam teraz głowy do szukania kogoś innego. Bądź pod telefonem i wyślij mi listę najlepszych ginekologów. — Odwracam się i wchodzę do sypialni. Nie mija nawet pięć sekund, a już słyszę jak drzwi ponownie się otwierają.
— Posiedzisz przy niej, dopóki nie wrócę. Jak tylko się obudzi, od razu do mnie zadzwoń. — Helen tylko kiwa głową. Wiem, że jest na mnie zła, ale teraz mam to głęboko w dupie. Później się nią zajmę. Ruszam do drzwi i wychodzę, nie oglądając się za siebie.

Za dużo! Za dużo wszystkiego.

***

Wchodzę do piwnicy i moja maska powraca na twarz. Żołnierze jak tylko mnie dostrzegają, wstają i kiwają mi głowami. Pośrodku pomieszczenia siedzi człowiek przywiązany do krzesła, odpowiedzialny za napaść na Maddy. Krew ponownie zaczyna we mnie buzować. Szmaciarz umrze i już ja o to zadbam. Będzie umierać bardzo, bardzo powoli. Będę się rozkoszować każdą zadaną raną! Już jest nieźle poturbowany. Lewe oko ma tak napuchnięte, że praktycznie jest niewidoczne, a żebra całe pokryte są siniakami. Jednak zanim przejdę do niego, musze załatwić coś jeszcze.
— Wytłumaczcie mi tylko jedną rzecz — zwracam się do moich ludzi tak spokojnym głosem, że sam jestem w szoku, że umiem nad sobą aż tak panować. — Jak, do kurwy, oni się tam znaleźli?!
Luca od razu nieruchomieje i spuszcza głowę. Wie, że jeżeli powie coś co mi się nie spodoba, skończy marnie. Max chyba jednak nie ma tyle oleju w głowie, co jego kolega, bo od razu się wyrywa do odpowiedzi.
— Szefie, to naprawdę nie nasza wina. Szliśmy tuż za nimi. Nie wiem...
I już nie kończy. Kula trafia go prosto w głowę. Od razu kieruję wzrok na jego bezwładne ciało i nie czuję nic. Jeden problem z głowy. Unosząc jedną brew, przenoszę wzrok na Lucę i czekam aż coś powie.
— Chcesz coś dodać? — Zadaję mu pytanie, tracąc nad sobą kontrolę. Wkurwia mnie to, że to akurat on tam był i do tego dopuścił, bo go szanuję i lubię. Zawsze był wierny i nigdy nic nie umknęło jego uwadze. Pracuje dla mnie od dziesięciu lat i nigdy nie popełnił żadnego błędu.
— Jak to się kurwa stało!? — wydzieram się, zdzierając sobie gardło.
— Nie mam nic na swoją obronę — mówi skruszony, pochylając głowę jeszcze niżej. — Zasłużyłem sobie na karę. Jestem gotowy — dodaje po chwili, patrząc już prosto w moje oczy. Normalnie bym się nie wahał i też się go pozbył, jednak coś mi na to nie pozwalało.
— Kara cię nie ominie. Posprzątaj ten bałagan i przygotuj śmiecia na przesłuchanie. Wrócę jutro!
Wychodzę i wracam do jedynego miejsca, w którym chcę teraz być.

GhostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz