ROZDZIAŁ 6

20 1 1
                                    

                             - Harry? - zapytałam osłabiona.

                             - Tak. Jak się czujesz? - zapytał zmartwiony.

                             - Lepiej. Ale czemu nie jesteś na meczu?

                             - Bo wolałem zostać z Tobą. - powiedział zadowolony chłopak.

                            - Która godzina? 

                             - 13.30. - to do meczu jeszcze godzina.

                             - To wypierdalaj na mecz albo pierdolnę Cię moim szpitalnym kapciem idioto! Przegracie jeśli nie zagrasz!

                             - Dobra.

                            - Dlaczego, tak łatwo poszło?- powoli wstawał.

                             - Bo potrzebuje adrenaliny, aby nie zemdleć na Twój widok. - rzekł z kpiącym uśmieszkiem.

                              - Pierdol się Wilson! - chłopak  z powrotem usiadł na krześle.

                     Niech to kurwa. Pokazał dlaczego go kocham. W ciszy oglądałam salę szpitalną. Była biała, stonowana i nowoczesna. Byłam na niej sama. No dobra ja i Harry. Było tu dużo okien, przez co pomieszczenie wydawało się być większe niż naprawdę jest.

                              - Kiedy mogę wyjść?

                               - Tak w zasadzie możesz już od dwóch godzin. - uśmiechnął się tym swoim irytującym uśmieszkiem.

                               - Ty szmato! - wstałam z łóżka obolała. Podeszłam do chłopaka. - Ty masz mnie za idiotkę?

                               - Szukasz szmaty? Jak coś to tam jest. - wskazał na parapet.

                      Podeszłam na niego, a on objął mnie. 

                               - Kocham Cię Harry.

                                - Ja ciebie też księżniczko.

                                - Idziemy? Może zdążymy na mecz?

                                 - Tak!

                    Harry chwycił moją rękę. Na ramię zarzuciłam torbę. Wychodząc ze szpitala zaczepiła nas pani pielęgniarka. Powiedziała, że musimy wypełnić jakieś dokumenty. Wzięłam od niej kartkę i szybko uzupełniłam luki i miejsce na wypis. Szybkim tempem wyszliśmy z miejsca postrachu dzieci. Powoli weszłam do jego niskiego, zielonego lamborgini. Był w chuj bogaty. Bardziej jego starzy. Wyjechaliśmy z pod budynku i ruszyliśmy w stronę szkoły, która nie była daleko, bo jechaliśmy zaledwie pięć minut. Podjeżdżając pod szkołę zostało pół godziny do meczu. Chłopak wziął mnie na barana i zaczął biec do drzwi. Nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że moje ciało prawie wyślizgnęło się z jego rąk. Trząsł się ze złości. Czułam to. Postawił mnie na ziemię i ruszył w stronę...... Jake'a.

                                  - Harry kurwa! Stój! Słyszysz?! - krzyczałam i biegłam za nim. Lecz mój bieg w porównaniu do jego to lekki truchcik. - Zostaw! Wyjaśnimy to inaczej!

                                  - Nie dzięki. - prychnął. - Niech ma za swoje.

                   Przerażona, ze łzami w oczach ruszyłam do budynku. Wbiegłam do szatni przy sali gimnastyczne. Siedziała tam cała drużyna. Gdy mnie zobaczyli od razu do mnie podbiegli. Pytali co się dzieje ale ja nie potrafiłam nic powiedzieć. Złapałam jednego za rękę i pociągnęłam przed szkołę. Reszta ruszyła tuż za nami. Pokazałam im co się dzieje. Część ruszyło do Harrego, część niczym się nie zainteresowała i weszła z powrotem do budynku, a dwóch chłopaków zostało ze mną. Coraz ciężej brało mi się oddechy. Płakałam bez przerwy. To był chyba atak paniki. Już ledwo sapałam, ale pomyślałam: kurwa zajebie go! I wtedy krzyknęłam tak głośno, że nawet dwie babcie za płotem na mnie spojrzały: 

                                    - Kurwa Harry! Zostaw tego debila! Choć tu dostaniesz taki opierdol, że Ci się w głowie nie mieści! - Momentalnie oderwał się od jego ofiary i spojrzał na mnie. - Co tak patrzysz choć tutaj! 

                  Podszedł do mnie ze łzami bezsilności. Nigdy od dziesięciu lat nie widziałam go w takim stanie. Miał dość, widziałam to. Nagle zaczął płakać tak silnie, ale za razem tak cicho, że nikt oprócz mnie, nie zauważył tego. Wstałam z ławki, podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Cała drużyna była w szoku. Za chwilę był mecz, a ich najlepszy zawodnik wypadł. Powoli zaczęłam puszczać Harrego. Chwyciłam go za rękę i posadziłam na tej samej ławce. Mi panika i płacz chwilowo przeszedł gdy go zobaczyłam więc rzekłam do jakiegoś chłopaka:

                               - Możemy pogadać?

                                - Tak. Jasne.

                                - Zostaniecie z nim w chwilę? - spytałam kogoś.

                                 - Tak.

                Odeszliśmy kawałek od reszty i wtedy powiedziałam: 

                                - Ja zagram za niego.- Kiwnęłam głową w stronę Harrego. - Wiem, że nie gram tak jak on, no ale zawsze coś pomogę.

                                 - Dobra. I tak nie mamy nic do stracenia. - mrugnął jednym oczkiem. 

                    Wróciliśmy do reszty i oznajmiłam im, że zagram za chłopaka. Na początku byli sceptycznie nastawieni, ale w końcu się zgodzili. Harry już się uspokoił, więc weszliśmy do środka. Kapitan oddał mi swoją koszulkę. Przebrałam się i czekaliśmy.... Oczekiwaliśmy ogromnej klęski koszykarskiej..

  

                    

                            

How It Goes Like ThisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz