ROZDZIAŁ 1

35 0 0
                                    

"Przepraszam bardzo co ?!" Krzyczałam do siebie .

Czyli mam to zanieść Madrigalą, Matka zawsze mówiła „Zwracaj się do nich z szacunkiem bo nie wiesz kiedy będziesz potrzebowała pomocy, a nawet oni ci nie pomogą" Moja mama znała osobiście Juliette jeśli się nie mylę, na targach mama brała mi zawsze parę drożdżówek, pomagały trochę. Jednak moja rodzicielka spodziewała się że mnie wyleczą jednak ta choroba jest jeszcze bardziej skomplikowana niz nam się wydaje.

Wstałam z podłogi po, której walały się stosy papierów, rozrzucone przeze mnie parę chwil temu.
Podeszłam do nie wielkiej szafki i wyciągnęłam z niej moje dwie zapasowe sukienki i włożyłam do torby którą dostałam na urodziny.
Obiecałam coś tacie i słowa tego dotrzymam.
Droga nie była długa, a widok domu był niesamowity cały kolorowy, wogóle bardzo dziwne uczucie jest wyjść z domu po paru latach, można by było uznać moją rodzicielkę za psychopatkę, ale dbała o to by niczego mi nie zabrakło.
Już chciałam zapukać jednak w ostatniej chwili zwróciłam uwagę że nie mam pojęcia co chce im powiedzieć. Przygryzłam lekko wargę starając uspokoić oddech.
Uderzając delikatnie w drzwi na korytarzu stała kobieta w podeszłym wieku. Miała na sobie fioletową suknię.

- Buenos días señorita*- powiedziałam pewnie uśmiechając się - mój ojciec przed śmiercią przekazał mi list, który kazał pani przekazać-podałam kobiecie list.

- gracias**-odpowiedziała otwierając kopertę do niej zaadresowaną, twarz kobiety podczas czytania tego była raz pogodna raz wykrzywiona niczym moja gdy jadłam zimny obiad

-Twój ojciec..- zaczęła nabierając powietrza -chce cię chronić, i prosi byśmy się tobą zaopiekowali, będę musiała z tym porozmawiać z resztą rodziny.

-oczywiście- uśmiechnęłam się do kobiety a ona zniknęła za rogiem.

Nie musiałam długo czekać bo po zaledwie paru minutach przyszła do mnie całą rodzina, no prawie.

—witaj en la familia madrigal***—krzyknęli wszyscy radośnie, uśmiechnęłam się na ten widok jednak nie czułam zbyt dużej więzi.

—zawołam mirabel i zaprowadzi cię do pokoju gościnnego—powiedziala jęk się nie mylę Julietta? Po czym poszła jej znanym kierunku po córkę.
    Cała rodzina się rozeszła a mirabell przybiegła dysząc jakby maraton przebiegła.

—Hola—krzyknęła łapiąc głęboki oddech.

—hola ,jestem Avery —powiedzialam uśmiechając się

—Mirabel, chodź szybko —pociągnęła mnie w stronę schodów i do nie wielkiego pokoju z łóżkiem szafą i komodą —Abuela**** mówiła że dostała jakiś list, wiesz co w nim było ?

—Nie mam pojęcia —wzruszyłam ramionami.

—cóż za moje maniery nie przedstawiłam ci naszej rodziny , czy wiesz coś o nas ? —zapytała spoglądając na mnie.

— Nie zbyt — rzeklam spuszczając wzrok.

—Nasza rodzina dostała dar , w którym każdy w tej rodzinie ma jakiś. Moja mama czyli Julietta potrafi leczyć jedzeniem, Pepa czyli jej siostra gdy jest zła pojawia się nad nią burzowa chmura—wzięła większy oddech i znowu zaczęła swój monolog uciszając głos —byl jeszcze Bruno, ale słuch o nim zaginął.

—są jeszcze młodsze pokolenia Moja mama ma trzy córki Luisę która ma moc siły, mnie oraz Izabelę , panią idealną rzucająca w wszystkich  kwiatami— ostatnie imię wypowiedziała przekręcając oczami.

—aż taka zła jest ?—zapytalam na nią, tak szczerze jestem ciekawa czy faktycznie jest taka  zła od matki słyszałam że jest piękna.

—jest wiele gorsza —powiedziała uchylając głowę, już ją lubię —wracając Pepa także ma dzieci najstarszą Dolores która słyszy wszystko, i to tak dosłownie. Kolejny jest Camilo jest w moim wieku jego dar to zmienianie się w każdą osobę jaką tylko zechce no i mój ulubieniec Antonio, jeszcze nie dostał daru.

—Wow.... Dużo was —uśmiechnęłam się —dasz mi radę jak ich rozpoznać.

— to nie jest trudne każdy ma swój orginalny tryb życia—rzekła —i kolorami ubrań  pokolenie  Mojej cioci pepy nosi pomarańczowo-żółtą, a mojej mamy niebiesko-granatowe

—gracias**—uśmiechnęłam się do niej. A następne godziny spędziłyśmy na rozmowie.

—Santa madre***** zaraz się na kolację spóźnimy — krzyknęła wstając — szybciej Abuela**** nie lubi spóźnialskich.

     Wstałam i poszłam za nią do pomieszczenia nazywanego kuchnią, byli tam prawie wszyscy oprócz rodzeństwa od pani Burzy, jak to ją nazwała Mira******. Usiadłam na przeciwko mirabell nie musiałam długo czekać bo do pomieszczenia weszła trójka rodzeństwa najprawdopodobniej Dolores Antonio i Camilo, właśnie Camilo sobą kręconych włosów na głowie pomarańczowa szata i zielone oczy, można go określić mianem oryginalnego. Rodzeństwo usiadło po moich obu stronach i uśmiechnęło się przyjaźnie

—Dobrze że już wszyscy są— odezwała się najstarszą człąkini rodziny. Zawsze robiła na mnie wrażenie jej postawa—dzisiaj przywędrowała do nas Avery z listem, nie mogę wam powiedzieć co w nim było... Jednak nie możemy zostawić dziewczyny samej, postanowiliśmy zatrzymać ją u nas i traktować jak rodzinę którą jest.

po dłuższej przemowie uniosła kielich i wypowiedziała
—Witaj w rodzinie. La familia Madrigal.

—La familia Madrigal******* —wszyscy powtórzyli uśmiechając się przyjaźnie.

Widziałam w oczach Mirabell nutkę ciekawości, chociaż muszę przyznać też mnie zaciekawiło co w tym liście było i o co chodziło Abueli****
Już wiedziałam co będziemy robić jutro.

°√{|}√°

Buenos días señorita*-dzień dobry, pani

gracias**-dziekuję

witaj en la familia madrigal***—witaj w rodzinie Madrigal

Abuela****-babcia

Santa madre*****-matko święta

                                                                              Maddzixs

~ostatnie chwilę~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz