Od samego rana casita* była w ruchu, każdy coś robił Julietta gotowała a reszta dekorowała dom.
Podeszłam do Mirabell która trzymała koszyk pełen ozdób do dekoracji.—pomóc ci ?—zapytałam, bo nie chciałam siedzieć bez czynnie i nic nie robić.
—jasne, przywieź to — rzuciła mi w ręce jakieś dekoracje i wyszła z kuchni podążając do swojego pokoju. Zwróciłam się do tiá Julietta
—co się stało? Zrobiłam coś źle—jest to ciężki dzień dla niej, ostatnie przyjęcie daru był jej i nie skończył się szczęśliwie—odpowiedziała poważnie, a ja zrobiłam współczująca minę i poszłam zrobić co przydzieliła mi Mirabell.
Po skończeniu dekorowania poszłam do pokoju wziąć leki. Wyciągnęłam z torby i drżącymi rękoma zażyłam je.
Portret postanowiłam mu dać po przyjęciu. Poszłam do toalety załatwić swoje potrzeby i sie wykąpać.
W pokoju na łóżku znajdowało się czerwone pudełko z żółtą wstążką.
— Hola*—do pokoju wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha Mirabell—widziałaś mój prezent dla ciebie?
— dopiero teraz zauważyłam —uśmiechnęłam się drapiąc po karku.
—otwieraj!—krzyknęła dziewczyna i usiadła na ziemi przed prezentem.
Wzięłam na kolana prezent odwiązałam wstążkę i zdjęłam górę opakowania a w środku był prze piękny strój, czerwona długa spódnica z ucięciem po lewej stronie, i białam koszulkę odkrywającą ramiona.— To jest przepięknę, Gracias!—rzuciłam się do niej tuląc, a ona natychmiast oddała uścisk.
—idź prędko się przebrać —popędzila mnie Mira ruchem ręki wskazując na drzwi od toalety. Więc jak najszybciej poczłapałam do pomieszczenia wskazanego przez dziewczynę, stylizacja wyglądała na mnie prze pięknie idealnie uwydatniała moje nie wielkie kształty, pomalowałam rzęsy maskarą i wyszłam z łzaienki.
— ale przepięknie wyglądasz — powiedziala Mirabell
— dziękuję ty także —powiedziałam do niej uśmiechnęła się do mnie, a w tym samym momencie Casita przyprowadziła budzik z godziną do nas— już idziemy
Wyszliśmy i czekając stanęłam koło Camilo na co spojrzał na mnie i się uśmiechnął odpowiedziałam tym samym,
—pięknie wyglądasz —szepnął mi do ucha na co poczułam jak policzki mnie parzą, odwróciłam wzrok w stronę Mirabell chowająca się za kurtyną.
Chwilę później w tym samemu miejscu pojawił się Antonio prosząc ja by dodała mu otuchy i złapała za rękę na co się niepewnie zgodziła. Zobaczyłam że mina Abueli nie była zadowolona lecz nie skomentowała tego i z uśmiechem czekała na przyjście Chłopca.
Antonio dotknął klamki a na jego ramieniu pojawił się tukan coś mu mówiący
—tak zapraszamy —krzyknął,
A jego pokój zamienił się w dżunglę, wchodząc do pokoju zaparli mi dech w piersi był ogromny niesamowity, stanęłam obok Mirabell by dać jej otuchy po histori o której dowiedziałam się dzisiaj rano od mamy Mirabell.
Nagle zaprosili Madrigalów do zdjęcia, tylko zdziwiłam się czemu Mirabell z nimi nie poszła.Złapałam ją za rękę by dodać jej otuchy, a ona trzymając mnie za rękę wybiegła z jego pokoju skochdząc na dół, nawet nie zauważając upadłam na kafelki raniąc sobie ręce, a ona jak najszybciej wyrównała mi i usiadła obok mnie
— wszystko w porządku?
—raczej ciebie powinnam oto zapytać—powiedzialam a, jej oczy się zaszkliły. Objęłam ją ramionami by poczuła się swobodnie i mogła spokojnie się wypłakać.
— b-bo naprawdę... Czuję się odrzucona, robię wszystko b-być godna t-tej r-rodziny — jąkała się przez płacz.
—przecież tej rodzinie na tobie zależy, mi na tobie zależy —powiedzialam, ona nie przestała się ksztusic a nad naszą glawą pojawiła się spadająca dachówka, jak najszybciej nas odsunęłam lecz dostałam w kostkę, postanowiłam ją zignorować.
—Casita ? Co się dzieje —zapytała, a nagle pod naszymi ciałami pojawiły się szczelin, jak najszybciej wstała zapominając o mnie i pobiegła do babci —casita się rozpada.
Patrzyli na Mirabell chyba wszyscy, lecz gdy Camilo mnie zobaczył i moja kostkę czym prędzej do mnie podbiegł pomagając mi wstać.
— nic Casicie nie grozi nasza Rodzina jest silna —krzyknela Abuela Alma* i poszła na przyjęcie dalej, a ja z Camilo patrzyliśmy na siebie ignorując Mirę
—zabierzmy ją do kuchni —powiedzial Camilo po chwili ciszy do Mirabell, lecz po chwili zwrócił się do mnie —dasz radę dojść do kuchni?
Pokiwałam głową i powoli wstałam po dwóch stronach podtrzymywało mnie kuzynostwo.
— ja naprawdę nie kłamię—powiedziała Mirabell wpychając mi arlepę od jej mamy do moich ust—nawet Avery została poszkodowana.
—Ale co zamierzasz zrobić —zapytałam z pełnął buzią
—W sumie to nie wiem, ale ty się tym nie martw—nakazała mi dziewczyna palcem.
— Ja bym się w takie rzeczy nie bawił, jakby Abuela się o tym dowiedziała to chyba by nas z domu wyrzuciła— rzekł załamany Camilo nagle spojrzał na mnie wystraszony— co ci jest ?
— ale co ?— zapytałam nie wiedząc co mu chodzi nagle spojrzałam na Mirę jej mina była identyczna jak Camilo—o co wam chodzi?
— krew ci leci z nosa—powiedziała Dziewczyna szukając jakiejś chusteczki, cholera, podała mi chusteczkę a ja przytkałam ją nos.
—czasem tak mam —powiedziałam szczerze lecz nie dokładnie, błagam nie wyciągnijcie tematu , modliłam się w duchu.
$()|()$
Maddzixs
CZYTASZ
~ostatnie chwilę~
FanfictionAvery Mártez miszkająca na obrzeżach miasta encanto. Porywcza i energiczna dziewczyna. Po śmierci Rodziców znajduje list od ojca który musi dostarczyć pewnej magicznej rodzinie. co znajduje się w tym liście ? co lub kogo pozna w magicznym domu?