10. Zakończenie (wątku Konopskyy x Wardęga)

455 22 35
                                    

– Tak, chodziło o Ciebie, kretynie.

Zamarłem. Chodziło o mnie przez cały czas?

Wybałuszonymi oczami spojrzałem na niego, niedowierzając w to, co powiedział.

Nie mogło chodzić o mnie. Nie ma opcji.

– Czemu?

– Co "czemu"?

– Czemu ja?

W odpowiedzi usłyszałem śmiech.

– Czasami nie ma powodu, szczególnie jeśli chodzi o uczucia – odpowiedział mi w końcu.

Uśmiechnął się tak, jakby usłyszał dobrą pochwałę.

Nie rozumiałem czemu nie powiedział mi tego wcześniej i bardziej doraźnie. Łączenie kropek, ha!

– Przetrawiłeś już wszystko w twojej główce? – zapytał rozbawiony

– Powiedzmy, że tak.

Zaśmiał się ponownie patrząc na mnie.

– Dalej czegoś nie rozumiesz, widzę to przecież. Nie musisz mnie okłamywać.

– Nie, po prostu nie wiem co mam, Ci powiedzieć.

Wywrócił oczami dalej rozbawiony moim myśleniem.

– Może lepiej nic, wracajmy do Ciebie.

– W porządku.

W między czasie pogoda zrobiła się jeszcze zimniejsza niż była. Zaczynałem się po mału trząść, Sylwek też.

– Zimno, nie?

– No trochę.

Musiałem mu przyznać rację w tej jednej konkretnej rzeczy. Było cholernie zimno.

– Na szczęście zaraz będziemy.

– No tak.

Szukałem już teraz kluczy w kurtce, nie chciałem być dłużej na tym mrozie niż musiałem.

Do mojego domu dotarliśmy jakoś dziesięć minut później i gdy tylko weszliśmy oboje sapnelismy z ulgą.

– Boże jak ciepło, fajnie.

– Nie wyjdę z tego łóżka chyba przez następne dni – powiedziałem rozbierając kurtkę w pośpiechu.

Sylwester zaśmiał się i rozbierał już buty.

Wszedłem pod kołdrę w ubraniach, nie obchodziło mnie nic w tej chwili.

Jedynie mój kociak patrzył się na mnie tak, jakby mnie coś opuściło.

– Chyba uważa, że cię pogięło.

– Gdyby mnie to teraz jeszcze obchodziło – powiedziałem łapiąc za kocyk wciągając go pod kołdrę.

– Aż tak Ci zimno?

– No trochę.

– Przeziębiłeś się! – powiedział lekko zły na mnie.

– Nie przeziębiłem się.

Po skończeniu zdania kichnąłem parę razy.

– Może się jednak przeziębiłem.

Sylwester pokręcił głową i poszedł w kierunku kuchni.

Przez parę chwil wydawało mi się, że czekam na jego powrót wieczność.

– Masz, zrobiłem Ci herbatę. Ubierz to przy okazji – powiedział wręczając mi kubek herbaty z miodem i bluzę.

Nie protestowałem, nie miałem sił nawet na to.

Po wypiciu herbaty uśmiechnąłem się. Słodka i ciepła ale nie gorąca. Idealna herbata jak dla mnie.

Nie myśląc za dużo skąd wziął bluzę ubrałem ją od razu na siebie. Miękka i ciepła.

– Wygodna co?

– No tak.

– Wiem.

Jego pewne stwierdzenie zaskoczyło mnie. Skąd mógł wiedzieć?

– Wiem to, bo to moja bluza.

Teraz dopiero zauważyłem, że siedzi w krótkim rękawku a bluza, która mam na sobie jest dziwnie znajoma.

– Będziesz chory.

– Cholery zło nie bierze – powiedział żartobliwie.

Zaśmiałem się, bo w sumie nigdy nie słyszałem by był faktycznie chory. Może coś w tym faktycznie było.

Opatuliłem się kocykiem i przeszedłem na kanapę. Nie mogę sobie tak o leżeć, nawet gdy jestem chory.

– Co ty robisz?

– Siedzę.

– Tyle to widzę, pytam co ty robisz poza łóżkiem. Jesteś chory.

– Przejdzie mi.

– Doziębisz się.

Miał rację, więc odpowiedziałem mu ciszą. On usiadł obok mnie.

– Nie żartowałem z tym, żeby potem nie było, że to głupi żart.

– Wiem.

Zapadła między nami znowu cisza, Sylwester się nad czymś zastanawiał tak samo jak ja.

Nim się obejrzałem i dotarło do mnie co się dzieje, Sylwester przyciągnął mnie za koc i pocałował.

Nie protestowałem, nawet oddawałem pocałunki. Nie chcieliśmy oboje przestać.

Tak o to żyli sobie długo i szczęśliwie.

//
No i doszliśmy do końca. Mam nadzieję że nie macie mi za złe, że opóźniony rozdział. Wattpad mi usunął cały rozdział i nie miałam jak go odzyskać.

dbajcie o siebie kochani

mwah <33

I NEVER WISH 'BOUT YOU | PANDORA GATE | | KONOPSKYY X WARDĘGA |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz