4.

271 20 12
                                    

Przez większą część nocy nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, wierciłem, a to naciągałem na siebie bardziej kołdrę, a to ją nieco zsuwałem. W pewnym momencie, ni z tego, ni z owego, zacząłem płakać. Dlaczego? Nie wiem. Tak po prostu. Poczułem, że zbiera mi się na płacz. Łzy popłynęły samoistnie. W takim stanie zasnąłem.

Obudziły mnie głośne słowa przyjaciela.

— Wstajemy!

Otworzyłem niechętnie oczy, sięgając po telefon. Wyświetlacz wskazywał dziesięć po piątej.

— Czy przypadkiem nie walnąłeś się w głowę, wstając z łóżka? — wymruczałem zaspanym głosem, przylegając ponownie twarzą do poduszki.

— Wstajemy! — powtórzył Charlie.

— No to wstawajcie! Ty i twoje wielbłądy! A teraz daj mi jeszcze spać!

— Zapomniałeś, co kazał nam mój alfa? Mamy mu przygotować śniadanie!

— Jak... — Odchrząknąłem, oczyszczając gardło. — Jak dobrze zauważyłeś... twój alfa. Twój alfa, twój problem.

— No weź! Tobie też kazał! Wstawaj, Leo. Prooooszęęęę...

Jęknąłem cierpiętniczo i westchnąłem głośno. Kogo ja muszę znosić!

— Nie uważasz, że przygotowywanie śniadania od piątej rano to lekka przesada? Wystarczy wstać dwadzieścia minut wcześniej, wrzucić chleb do tostera i gotowe. Ciepnij swojemu alfie jeszcze... nie wiem... jakiś dżem do tego i będzie zadowolony. Pomogłem? Cieszę się, a teraz dobranoc.

— Jakie dobranoc? Dzień już się zaczął!

Spojrzałem sugestywnie za okno. Ciemno, choć oko wykol!

— Nie zauważyłem — burknąłem smętnie.

— Kto rano wstaje, temu Wielki Alfa daje... No wstawaj...

— Kto rano wstaje, tego alfa szybciej zerżnie. Jakbyś nie zauważył, nie mam alfy. Więc wyjdź stąd i mnie nie denerwuj.

— Jak nie wstaniesz, to będę cię denerwował przez cały dzień. A ja potrafię być bardzo denerwujący.

Wielki Alfo, za jakie grzechy?

Z miną wyrażającą chęć mordu, zwlokłem się z łóżka. Moje zwłoki przemieściły się do łazienki w celu ogarnięcia się. A zeszło mi z tym wyjątkowo długo przez moją niemrawość. W pewnej chwili w lustrze zobaczyłem brązowawy czerep Charliego.

— Długo jeszcze?

— Dłużej, jak stąd nie wyjdziesz. Prywatności trochę.

— Jakoś w szkole nie przeszkadzał ci prysznic po ćwiczeniach we wspólnych prysznicach i świecenia zadem przed innymi omegami.

— Won! — Rzuciłem w niego patyczkiem do uszu. Niech się cieszy, że niezużytym. Jak się łatwo domyślić, patyczek nie przeleciał nawet połowy trasy, ale chyba szatyn zrozumiał, że nie jest w tej chwili tu mile widziany.

Gdy zeszedłem do kuchni jakieś pięć minut później, już w pełni ubrany i ogarnięty po nocy, ten głupek już kręcił się przy garach.

— Dobra, to tak... Ty pieczesz chleb i bułki, zaczyn już przygotowałem wczoraj wieczorem, a ja...

— Odbiło ci?! Jest za dwadzieścia szósta! Nie masz lepszych rzeczy do robienia, niż bawienie się w piekarnie od rana?!

Ta jedna noc. Yaoi. OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz