5.

283 17 16
                                    

Charlie siedział zmęczony na sofie, dysząc po intensywnym wysiłku, jaki stanowił dla niego około godzinny masaż jego alfy. Patrick składał stół do masażu, który ze sobą przyniósł. Ja bez słowa śledziłem wzrokiem wzorzysty dywan. Niezręcznie się czułem z powodu wydarzeń wczesnego poranka.

Alfa odstawił składany mebel pod ścianę i usiadł koło swej omegi, przyciągając go do siebie. Położył głowę mniejszego na swoich kolanach, gładząc ją spokojnym jednostajnym ruchem. Widocznie zbierał się, żeby coś powiedzieć. Przyszłe słowa miały być skierowane do mnie.

— Za ponad dwadzieścia minut przyjdzie do ciebie doktor — zaczął bez emocji. — Masz zachowywać się odpowiednio. Rozumiemy się?

— Tak — odparłem potulnie.

— Po twoim ostatnim... twojej ostatniej przygodzie... jestem zmuszony dookreślić, co rozumiem poprzez „odpowiednie zachowanie". Powiem krótko i prostymi słowami. Masz być miły, kulturalny, wykonywać polecenia doktora. Zada ci kilka pytań, masz na wszystkie odpowiadać zgodnie z prawdą i wyczerpująco. Może się zdarzyć, że każe ci wypełnić jakiś test. Tutaj podobnie. Zrozumiałeś?

— Yhy... — potaknąłem.

Alfa wstał, ściągając z siebie mniejszego wilka. Podszedł do mnie. Uniósł mi podbródek dwoma palcami. Mimo tego zabiegu nadal unikałem jego wzroku.

— Spójrz mi w oczy.

Nie miałem wyjścia. Spełniłem to polecenie.

— A teraz powiedz: Tak, zrozumiałem, alfo.

— Tak, zrozumiałem, alfo.

— Niezmiernie się cieszę. Wiedz, że jeśli jeszcze raz dopuścisz się jakiegoś ekscesu... ukarzę cię. — Chwycił się ostentacyjnie za pasek u spodni. — I nie będę zważał na to, że jesteś omegą. Bo głos alfy, owszem, działa, ale nie działa aż tak widocznie na omegi. Ja jestem zwolennikiem... bardziej fizycznego zapewniania sobie posłuchu u podległych mi omeg.

— Nie będziesz miał powodów, aby mnie karać. Będę zachowywał się odpowiednio... alfo.

Patrick puścił mnie i wrócił na poprzednie miejsce. Szatyn znów chciał położyć głowę na jego kolanach, ale ten go powstrzymał.

— Idź zrobić mi kawę. Taką jak lubię. Ciasto powinno już ostygnąć. Ukrój mi średni kawałek. Sobie też możesz — zakomenderował swojej omedze. — A ty idź do gabinetu swojego ojca i poczekaj tam na doktora. Weź sobie może szklankę wody. Może zaschnąć ci w gardle... od mówienia.

Skinąłem głową i zrobiłem, co mi kazał. Kiedy tak siedziałem w pustym przytulnym pomieszczeniu, urządzonym nieco po staroświecku, w ciemnych barwach, z ciężkimi meblami zabierającymi wiele przestrzeni, kilkukrotnie przeszło mi przez myśl, aby zwyczajnie zwiać. Nie zrobiłem tylko z powodu strachu przed ewentualnymi konsekwencjami. A także dlatego, że atmosfera po jego kolejnej ewentualnej eskapadzie byłaby nie do wytrzymania. Alfa prawdopodobnie wpadły w taki szał, że mógłby mieć problemy z kontrolowaniem się, a to mogłoby się negatywnie odbić nie tylko na nim, ale także na Charliem. A tego w żadnym razie nie chciał.

Wstałem z wygodnego skórzanego fotela naprzeciwko biurka ojca i podszedłem do okna. Przyjrzałem się stanowi kilku kaktusów na parapecie, których ojciec był wielkim fanem. Nie wyglądały, aby czegokolwiek im brakowało. Matka regularnie o nie dbała.

Jeden z tych kaktusów zawsze go śmieszył. Wyglądał po prostu jak penis. A gdy zakwitał czerwonawym kwiatem na samym swym czubku, to już w ogóle. Trzeba dodać, że przypominał prącie dosyć pokaźnych rozmiarów. Mógłby zawstydzić niejedną alfę, jeśli o rozmiar chodzi.

Ta jedna noc. Yaoi. OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz