8.

266 16 12
                                    

— Jak to w ogóle możliwe, że tak działasz na to coś? Że jak go dotykasz to... on jakby... się pali? — zapytałem swojego alfy, wtulając się w jego bok. Myśl o tym, że znów miałbym go stracić, paraliżowała mnie całego. Wlewała też w moje drobne ciało niespotykaną determinację, aby raz na zawsze rozprawić się z tym Slendermanem.

— Nie mam pojęcia. Może to, że jesteśmy sobie przeznaczeni, ma jakiś wpływ? A może fakt, że dotykał MOJEJ omegi sprawił, że uaktywniła się we mnie jakaś dziwna moc? Może jest to mieszanka tych dwóch. Najważniejsze jest to, że jak go dotykam, to skwierczy jak kawał mięsa. — Mój alfa zatrzymał się nagle, jakby coś go olśniło. Jego mina wyrażała zaniepokojenie. Ścisnął mnie za ramiona, a potem przytulił jeszcze mocniej. — Mnie może nie chcieć dorwać, ale ciebie i owszem. Obiecaj mi, że nie będziesz się narażał... Że uciekniesz, jak ci powiem.

— Ale ja nie mogę, alfo... Proszę... Nie chcę cię znów stracić.

— To nie jest prośba! — podniósł głos Lucas. Nie użył jednak na mnie głosu alfy. — Masz robić, jak mówię!

Mój wewnętrzny wilk podkulił ogon i położył uszy po sobie. Chciał być posłuszny alfie, ale ja wiedziałem, że będę musiał skłamać.

— D-dobrze...

— To dla twojego dobra skarbie. — Cmoknął moje usta. Delikatnie. Tylko na krótki moment. Ja chciałem więcej. Nie dał mi więcej... Szliśmy w ciszy dalej. Oddalaliśmy się coraz bardziej od cmentarza. Drżałem na myśl tego, co będzie mogło się wydarzyć. Czy ten Slenderman naprawdę aż tak zaciekle będzie bronił tego, co zabrał?

— Pokonamy go — wyznałem na głos, chcąc sobie dodać odwagi. — Prawda? — Uniosłem spojrzenie na twarz Lucasa. Chciałem usłyszeć to zapewnienie. Że wszystko się uda, będzie dobrze, a my... będziemy mogli już zawsze być razem.

— Tak. Pokonamy maleńki — wyszeptał głosem pełnym przejęcia. — To tutaj.

Nawet nie wiedziałem, gdzie się znajdowałem. Niby patrzyłem na drogę, ale świadomość obecności mojej alfy blisko mnie, po tylu miesiącach rozłąki, sprawiała, że nic się nie liczyło. Patrzyłem, gdzie idę, ale nie widziałem drogi. Ten wspaniały obezwładniający zapach dominacji działał na mnie jak narkotyk. Bardziej.

Miejsce, w którym się znaleźliśmy, to zaniedbane podwórko, jednego z niezamieszkałych domów w nieco podupadłej dzielnicy. Nie był to jednak dom jak z archetypowej powieści grozy. Nie był stary. Duży. Budzący grozę, gdy się na niego spojrzało. Jego bryła była typowo nowoczesna, z dużymi oknami, białą fasadą, choć nieco przybrudzoną. W domu tym po prostu nikt nie mieszkał. Zresztą nas i tak nie interesował dom. Lucas pociągnął mnie na tyły podwórka, gdzie znajdował się kopczyk ziemi, z którego jednej strony wyłaniały się metalowe połyskujące drzwi. Piwnica.

— Stój tutaj. Nie podchodź. — Alfa ruszył w kierunku tych drzwi. Nim jednak zdążył znacznie zbliżyć się do wejścia do leża Slendermana, metalowe pojedyncze skrzydło samoistnie otworzyło się z hukiem. Zaciekawiony i przerażony jednocześnie z daleka zerknąłem do wnętrza rozświetlonego tak mocno, że mrużyłem oczy. Nie spodziewałem się tego.

Ujrzałem kilkanaście stopni w dół, a na ich końcu krzesło. Na krześle tym zaś siedział on. Smętny, z poparzoną szyją, z przerażającym uśmiechem i ślepiami jak reflektory. Slenderman we własnej osobie.

Zerwał się z miejsca i jak błyskawica pognał ku górze. Drogę zastąpił mu Lucas, ale on niewiadomym sposobem zdołał go wyminąć i pędził dalej ku mnie. Nim zdążył mnie dotknąć, rozpłynął się w powietrzu. Z oszalałym sercem patrzyłem w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą stał stwór. Przemożne uczucie ulgi i niezrozumienie sytuacji owładnęło mym ciałem. Nogi się pode mną ugięły. Nieomal zemdlałem.

Ta jedna noc. Yaoi. OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz