Rozdział 2

164 17 2
                                    

Z tego co pamiętałam, Juan miał zabrać Shelton dzisiaj do lekarza. Okazja do porozmawiania sam na sam z dziewczyną wydawała się wręcz idealna. Mimo wszystko nie mogłam tak od razu do niej podejść i normalnie zacząć rozmowy, bo zaczęłaby coś podejrzewać.

– Proszę, proszę... – zaczęłam, schodząc po schodach – Nasza mała Mel idzie na spacerek. Masz smycz? – starałam się brzmieć jak najbardziej ironicznie, jak tylko było mnie stać.

– Chcesz czegoś konkretnego, czy po prostu brakuje ci rozrywki? – nie powiem, imponował mi jej charakterek.

– Posłuchaj no mnie – zbliżyłam się gwałtownie i złapałam ją za ramię. Starałam się nie zrobić tego za mocno, żeby nie zostawić śladu po paznokciach na jej odkrytych ramionach.

– Byliście na balu u Rossiego? – zapytałam, ściszając głos, w obawie, że ktoś nas usłyszy. – Juan nic mi nie mówił, chcę wiedzieć tylko kilka rzeczy.

Widziałam, jak jej umysł pracuje na wysokich obrotach. Melanie starała się zrozumieć moje zachowanie, tylko że my nie miałyśmy na to czasu. Juan mógł w każdej chwili zejść na dół, a wtedy ciężko by mi było wymyślić jakąś wymówkę. Mój brat doskonale wie, że nie przepadam za tą dziewczyną, więc unikam jej jak ognia. A tu proszę, nagle zastaje nas stojące obok siebie i szepczące sobie nawzajem do ucha.

Wziąłby to za zdradę.

– Odpowiesz mi, czy nie? – delikatnie potrząsnęłam jej ramieniem.

– Byliśmy, co ci do tego? – nadal miała ten obronny ton w głosie. Chciałabym mieć tyle siły co ona.

– Był tam Romanov? Którykolwiek. Wiesz, jak wyglądają? – dopytywałam, chciałam wyciągnąć od niej jak najwięcej. Gdyby się okazało, że napadną również na dom, chce wiedzieć, z kim rozmawiać.

– O co ci chodzi, co?

– Oj, już nie strosz tak tych piórek. Przychodzę w pokojowych zamiarach. Podsłuchałam, jak Juan twierdził, że prędzej czy później ktoś po ciebie przyjdzie. Jeśli tak się stanie, zabiją nas wszystkich. Moje dziecko też – wzięłam głębszy oddech i spojrzałam jej prosto w oczy. – Proszę cię jako matka i jako kobieta wiem, że swoim zachowaniem nie wzbudzałam twojego zaufania, jednak gdy nadejdzie taki moment... Gdy moje życie będzie zagrożone... Postaraj się, by ta koperta trafiła do któregoś z Romanovów. To bardzo ważne.

Wcisnęłam jej w dłoń białą, zaklejoną kopertę, w której znajdował się mój akt urodzenia i kilka słów, które napisałam odręcznie. Zawarłam tam kilka swoich podejrzeń oraz opisałam, co zaobserwowałam w otoczeniu mojego brata. Same przydatne informacje, ale nie na tyle ważne, aby od razu podać Juana na złotej tacy. Jeśli ktoś z nich będzie chciał wyciągnąć ode mnie więcej, jestem w stanie sprzedać diabłu własną duszę za bezpieczeństwo mojego dziecka. Jeśli przyjdzie mi zdradzić własną rodzinę... Zrobię to, jeśli tylko takie działanie zapewni mi ochronę.

– Schowaj ją – syknęłam, gdy usłyszałam zbliżające się kroki. – Juan nie może się o niczym dowiedzieć, bo obie zapłacimy za to głową – ostrzegłam.

– Dlaczego miałabym coś dla ciebie robić? Nigdy nie okazałaś mi ani krzty zrozumienia. Skąd przypuszczenia, że mogę ci pomóc?

– Jesteś moją jedyną nadzieją – wyznałam. – Najbardziej zależy mi na bezpieczeństwie mojego dziecka. Jeśli będzie to równoznaczne ze zdradą rodziny, nie zawaham się.

Chwilę później na schodach pojawił się gotowy do drogi Juan. Poczułam, jak cała sztywnieję pod jego czujnym spojrzeniem.

– Co tutaj robisz? – już po tonie jego głosu mogłam się domyślić, że czego bym nie powiedziała, nie uwierzy mi.

– Czekałam na ciebie. Słyszałam, że jedziecie do tej kliniki przy Main Street, pomyślałam, że mógłbyś przy okazji odebrać moje wyniki. Ostatnio robiłam tam badania krwi, bo nie najlepiej się czułam... Uprzedziłam już recepcję, że ktoś się za mnie zgłosi – w ostatniej chwili przypomniałam sobie o tym fakcie. Co prawda, wyniki mogłam dostać na maila, ale Juan nie musiał o tym wiedzieć.

– Niech ci będzie – machnął ręką, po czym założył na nos okulary przeciwsłoneczne. – Idź do samochodu – kolejne słowa skierował do przyglądającej się nam z dozą niepewności Malenie.

Po tym jak dziewczyna opuściła hol, zostałam sama z bratem. Przez chwilę staliśmy w zupełnej ciszy, która przerwał dopiero Juan.

– Możliwe, że zostaniemy zaatakowani. Nie wiem dokładnie kiedy, ale prosiłbym, żebyś nie wychodziła z domu, nawet do ogrodu.

– Oczywiście, nie zamierzam ryzykować życiem dziecka. Przecież mnie znasz – dodałam, aby nieco uśpić jego czujność.

– Tak, znam cię – westchnął. – Uważaj na siebie, Ti – cmoknął mnie przelotnie w czoło i wyszedł z domu.

Tajemnica Kobiety- Dodatek I do Serii Siła KobietOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz