Wraz z końcem drugiej klasy mam zamiar skończyć, nie tylko z siatkówką...
Mam zamiar skończyć ze sobą ostatniego dnia szkoły. Podjąłem taką decyzje już kilka lat temu. Nie mam zamiaru żyć...Od lat nienawidzę zżycia, bycie omegą to koszmar, mam zaledwie siedemnaście lat, a już teraz alfy polują na mnie jak na jakaś zwierzynę. Niedawno jeden z nich nawet próbował mnie wykorzystać na szczęście udało mi się uciec, uderzyłem go butami do gry w głowę, gdyby nie to nie wiem co b y ze mną było. Szczerze mówiąc bałem się o tym komuś powiedzieć bo w tym kraju zapewne uznali by, że to moja wina...Szedłem właśnie przez szkole miałem na uszach słuchawki ale nie miałem nic odpalone, chciałem ostatni raz wysłuchać rozmów tych debili z drużyny. Kuroo znów mówił o tym co zamierza zrobić dla Daishou... to takie słodkie , Kuroo i Daishou mają się ku sobie od kilku dobrych lat. Kiedy pójdą na studia maja zamiar razem zamieszkać. Kuroo jest jednym z nie wielu normalnych alf, zapewne dlatego, ze jego tata wychował go tak dobrze, oczywiście z pomocą mojej kochanej mamy... szczerze mówiąc nie chce jej zostawiać jej samej dlatego bardzo cieszę się , że niedawno wzięli ślub mam nadzieje, że doczeka się lepszego dziecka niż ja. Nagle podbiegł do nas Lev, niby dołączył do szkoły dopiero w tym roku ale naprawdę dobrze zgrał się z wszystkimi...poza mną , ale nie przeszkadza mi to, wkurza mnie jego głos jego twarz... jego smród i jego zachowanie. Wpycha mi na siłę jedzenie, ubiera mi swoje łachy bo uważa, że mi zimno, kradnie mi telefon jak mam niską baterie, oddaje go dopiero kilka godzin później, Nosi moją torbę jak mamy trening poza szkołą bo uważa mnie za słabego i zapewne nie dałbym według niego rady. Niedługo będzie miał już spokój. Jedyna osoba o która się martwię po tym jak odejdę to Akaashi...jest taki kochany, na szczęście on trafił na Bokuto, który obroni go przed wszystkim co najgorsze.Dni miały coraz szybciej, już dziś to ten dzień w którym odejdę, Kuroo , Yaku i inni trzecioklasiści odeszli ze szkoły. Powiedziałem im, że chce iść jeszcze trochę posiedzieć w szkole przed wakacjami. Poszedłem na dach szkoły i usiadłem. Podniosłem głowę, ostatni dzień w którym będę grzać się w słońcu, ostatni dzień w którym ciepłe powietrze drażni moja twarz... ostatni dzień bycia omegą. Delikatnie uśmiechnąłem się na ostatnia myśl. Siedziałem tak sam aż nastała ciemność, wstałem i zdjąłem z siebie marynarkę, stanąłem na krawędzi dachu... spojrzałem w dół chciałem skoczyć, ale nie mogłem... tak bardzo tego chciałem marzyłem by umrzeć ale zamiast tego nie mogłem się ruszyć . Zamiast polecieć w dół upadłem na plecy. Kurwa nie mogłem tego tak zostawić, zszedłem z dachu i ruszyłem przed siebie. jak nie dach to się kurwa z rzece utopię, albo wskoczę pod pociąg w metrze...ja po prostu musze dziś odejść nie wiem jak. ale musze. Stanąłem przed rzeką już miałem wskoczyć ale tym razem ktoś inny pociągnął mnie do tyłu. KUrwa mać co tym razem?!
- co ty wyprawiasz?! prawie wpadłeś! ty nie umiesz pływać- usłyszałem głos, który mnie tak denerwuję. Spojrzałem na Lev'a... pękłem łzy naleciały mi do oczu... nienawidzę kiedy ktoś na mnie krzyczy...
- miałem wpaść miałem utonąć dlaczego musisz mi przeszkadzać ?!-pchnąłem go. Nie był na to gotowy... wywalił się , wkurzony złapałem go za marynarkę - Daj mi kurwa umrzeć! daj mi skoczyć!- krzyczałem na niego zły.
- czyli nie wydawało mi się, że widzę cię na tym dachu... ty naprawdę chcesz się zabić?- złapał mnie za rękę. - ja ci na to nie pozwolę. Kenma ja ci nie dam umrzeć- kim on jest by o mnie decydować?! za kogo on się uważa.
- ja nie chce żyć. Lev daj mi spokój. będziesz miał w końcu spokój jak wszyscy... a zwłaszcza ja. - patrzyłem na niego poważny. Ale on nie miał zamiaru odpuszczać. Wziął mnie na ręce i wstał ze mną z ziemi. Chciałem krzyczeć, ale nie miałem siły, ugryzłem go w szyję by mnie puścił. - no puść mnie...
- nie ważne co zrobisz, nie puszcze cię... zamierzam powiedzieć Kuroo co zamierzałeś zrobić. powiem też Akaashie'mu. - od razu się uspokoiłem
-nie mów im...błagam- powiedziałem, przestałem się rzucać, dałem się nieść jak worek ziemniaków. Nie obchodziło mnie co ze mną zrobi. Gdzie mnie zaniesie, przyniósł mnie do swojego domu. O dziwo nikogo tu nie ma...nawet jego pudla. Wylądowaliśmy w jego łóżku.. czułem się tak okropnie, nie zależy mi już na niczym...może mnie nawet traktować szmacianą lalkę ...- co mi teraz zrobisz? mam się już rozebrać czy ty to zrobisz? - powiedziałem patrząc na sufit
- o czym ty mówisz ? Kenma ja nie zamierzam nic ci zrobić...kiedy ty to zrozumiesz?- spojrzałem na niego.
- Lev nie kłam, wy wszyscy myślicie tylko o tym. Jesteś alfą... a ja jestem tylko zabawką takich jak ty...- zmarszczył brwi i zawisł nade mną
- tak uważasz? że tylko do tego jesteś ?- spuściłem wzrok w dół - jesteś idiotą wiekszym niż ja. - pchnął mnie znów na plecy i położył się na mnie głowa na mojej klacie, spojrzałem na niego... ma mocny ślad po ugryzieniu ... przejechałem po nim palcem
- powinieneś mi dać umrzeć, jestem okropny...- ugryzł mnie w palec
- zamknij się już...- zamknąłem oczy zmęczony nim i tym wszystkim ....
CZYTASZ
koty •|LevKen|•
Fanfiction"Wraz z końcem drugiej klasy mam zamiar skończyć, nie tylko z siatkówką..."