Rozdział 12

20 6 0
                                    

     Drzwi do tymczasowego mieszkania Elevena zostały gwałtownie otwarte. Lucas wszedł do środka. Z początku, po otwarciu drzwi, nie było słychać kompletnie niczego. Można było odnieść wrażenie, że to jakaś pomyłka... że nikogo tu nie ma. Aczkolwiek, to było celowe zagrania. Zmylenie. Zwodzenie z tropu. W rzeczywistości, zawodowy zabójca stał i powoli, a także niemniej dokładnie, rozglądał się. Oglądał to miejsce bardzo uważnie - cal po calu, nie chąc niczego przegapić. Przynajmniej niczego, co był w stanie zauważyć.

     Tak więc, niedługo po tym rozległy się kroki. Zabójca rozpoczął swą przechadzkę po mieszkaniu, które chwilowo wynajmował chłopak. Szukał. Szukał Elevena. A ten, chowając się, miał nadzieję, że ta wizyta jego rodaka nie będzie owocna, a Lucas nigdy nie zdoła go odnaleźć. Więc blondyn czekał. Ukrywał się. I błagał w duchu Lucasa, żeby ten nie otworzył szafy. Wiedział, że przybyły tego nie usłyszy (i był za to wdzięczny, paradoksalnie). Wiedział, a jednak wciąż nie ustawał.

     To wszystko trwało naprawdę długo. Bardzo długo. Co, jeśli ten człowiek miałby nie odpuścić? Przecież, prędzej czy później, chłopak musiał wyjść z ukrycia. A Lucas mógł tu trwać znacznie więcej czasu...

     Eleven oparł się plecami o zimne deski, tworzące tylną ściankę szafy. Miał wrażenie, że jego serce bije za głośno, a oddech rozlega się zbyt donośnie, zupełnie jakby te czynniki miały lada chwila go zdradzić, wydając jego życie w bezwzględne łapska Lucasa.

     Kroki. Wciąż tylko te przeklęte kroki. Blondyn miał dziwne wrażenie, że zabójca się z nim bawi; że doskonale zna jego marną kryjówkę.

     W międzyczasie, Lucas przeszedł przez mieszkanie, równolegle do szafy. Smuga światła, która wpadała do wspomnianej kryjówki, została na moment przecięta, a Eleven zmuszony był, by trwać w mieprzeniknionym mroku. A wtedy, Lucas znów się zatrzymał. Chłopak drżał. Bał się. Był wręcz przerażony.
Lucas po chwili oddalił się nieco. Eleven jednak był tak skupiony na tym, by się nie zdradzić w żaden sposób, że przestał przykuwać uwagę do dźwięku tych kroków w tak dużym stopniu, jak powinien. Nie wiedział więc, w którą stronę udał się Lucas, choć mógłby się założyć, iż oddalił się na lewo. Ale jak daleko? Czyżby ruszył już w kierunku wyjścia?
Owszem. Przypuszczenia okazały się być trafne. Już w następnym momencie, Eleven usłyszał dość donośny odgłos zamykania drzwi. I już miał opuścić swą - jak się okazało - bezpieczną przystań, gdy jego dłoń zamarła na wewnętrznej części drewnianych drzwiczek od szafy.
Przypomniał sobie, że przecież w swoim tymczasowym mieszkaniu ma więcej niż tylko jedne drzwi, z czego te inne zamykają się niemalże z tym samym dźwiękiem. Przecież była jeszcze łazienka... Co, jeśli Lucas wcale nie wyszedł na korytarz? Co, gdy w rzeczywistości on po prostu udał się do łazienki?

     Ale jeśli rzeczywiście był w łazience, oznaczałoby to, iż w jakiś sposób byłoby go słychać... A z mieszkania, dobiegała wyłącznie złowieszcza cisza.

     "Nie... Przecież on nie zrobiłby czegoś podobnego" - Pomyślał Eleven. I już rzeczywiście miał opuścić to miejsce, któro służyło mu za kryjówkę, gdy do jego uszu dobiegł cichy dźwięk zamykania drzwi. Teraz, mógłby się założyć, choćby o własną rękę, iż zamykane były drzwi na korytarz.

     Nie mogąc wytrzymać silnych emocji, które targały jego wnętrzem, Eleven po prostu opadł na tylną ściankę mebla. Miał gdzieś, że towarzyszyło temu ciche stuknięcie. Nie obchodziło go nic w obecnej sytuacji. Przez moment tak trwał w niezmiennej pozycji, głęboko przy tym oddychając, gdy w końcu zdołał mniej więcej się opanować i wyjść z ukrycia.

     W mieszkaniu nie było najmniejszego śladu, który świadczyłby o wcześniejszej obecności Lucasa. Było tu kompletnie pusto. Nawet światło zdawało się jakieś spokojniejsze, niż zazwyczaj, choć chyba straciło coś że swej zwyczajnej, cieplej barwy.

     Chłopak złapał za klamkę. Doskonale wiedział, że gdyby nie fakt, iż zamykał drzwi na klucz, morderca znalazłby się w środku, jeszcze zanim on osobiście zdołał wejść do szafy; swoje przeżycie zawdzięczał zamkniętym drzwiom.

     Jednak gdy blondyn pociągnął za klamkę, wspominane drzwi nawet nie drgnęły. Lucas musiał zamknąć je za sobą, posługując się własnym wytrychem. Co sprawiało, że to wszystko było tylko jeszcze bardziej przerażające... Oznaczało, że ten mężczyzna mógł sprawić mu podobną wizytę w każdej chwili, o czym on mógł później nawet nie mieć pojęcia, bo wszak wszystko pozostawione zostało idealnie, zupełnie jakby dane wydarzenie nigdy nie miało miejsca.

     Eleven opadł na krzesło. Przetarł oczy dłońmi. Nie wiedział, po co on się wplątał w to wszystko. Nie. Czemu, tak właściwie się okłamywał? Wiedział. Miał cel, podchodząc do tego zadania. I nie zaniechał go, gdy miał jeszcze czas, choć wiedział, że będzie to dlań bardzo stresujące przeżycie. Przeżycie, z którego w rzeczywistości wcale nie musiał wychodzić żywo. Chociaż teraz, zamierzał już wątpić w powodzenie tego całego przedsięwzięcia. Tego wszystkiego było zbyt dużo... Jeszcze ten cholerny zabójca. Jak on, człowiek, który zazwyczaj w miarę starał się przestrzegać prawa, miał sobie z tym poradzić?

     Ale nie mógł już się cofnąć. Te drzwi, którymi tu wszedł, zdawały się teraz być zamknięte, a wręcz nie mieć klamki. Musiał iść naprzód. Nawet miał w tym wszystkim cel. Trzeba mu było uratować dwie osoby - Amelię i jeszcze jedno życie. Musiał jeszcze uratować samego siebie. A teraz, zaczął się obawiać, czy te postanowienia są w ogóle wykonalne w co, z jakiegoś powodu, zaczynał szczerze wątpić.

     Jeszcze te wszystkie chore strony... Czemu on musiał tu przebywać? Dlaczego musiał przeglądać akurat czegoś takiego? Przecież o wiele łatwiej byłoby, gdyby kody poukrywane zostały w katalogach ze zdjęciami piesków - na przykład cześć kodu ukazywałaby się po kliknięciu na nosek danego słodziaczka. Ale nie... Zamiast tego, otaczali go religijni fanatycy pokroju pojebanego do reszty Ojca Donalda, płatni zabójcy jak Lucas, który o mało co nie zastrzelił go we własnym mieszkaniu, narkotyki, bomby i wiele gorszych - A wręcz znacznie gorszych - rzeczy, w tym nawet handel ludźmi.

     Jeszcze gdyby Dark Web nie miał aktualizacji... Gdyby nie dodano tylu nowych storn... Gdyby nie pozmienianio godzin ich otwarcia... I tak dobrze, że miał wiedzę, którą zdołał dotąd pozyskać. Bez niej, to wszystko stałoby się znacznie trudniejsze. Bez tych wszystkich informacji, nie poradziłby sobie ani trochę. A tego, był już zdecydowanie pewien.

     Eleven zmienił sieć Wi-Fi. Nie wiedział, który to już raz było, ale miał świadomość, iż jest to potrzebne. Bardzo potrzebne. Ostatnią rzeczą, której obecnie potrzebował, było znalezienie się w areszcie, na dodatek, w areszcie za granicą. Musiałby zapłacić za swoje nielegalne poczynania. Za to, co zrobił teraz oraz za wszelkie wcześniejsze grzechy. Mimo, iż wtedy nie musiał zajmować się tak wieloma sprawami.
Tak. Poprzednio było łatwiej - i to znacznie.

     Odrychowo, choć nie usłyszał niczego podejrzanego, Eleven rozejrzał się po mieszkaniu. Serce mu stanęło w gardle, gdy ujrzał, że zaledwie kila metrów od niego stoi Noir, mając ręce nonszalancko skrzyżowane na klatce piersiowej. Był o krok od zamordowana blondyna. Wystarczyłaby tylko chwila. Jeden moment nieuwagi dłużej...

    Eleven natychmiast odwrócił się do niego plecami. Zamarł w bezruchu i, zmuszając się, żeby nie obejrzeć się przez ramię, policzył w głowie do dziesięciu. Znów, podobnie jak za pierwszym razem, niczego nie usłyszał, jakby Noir nawet nie drgnął z miejsca w przeciągu tego całego czasu. Dał mu więc dodatkowe siwe sekundy i, zaciskając pieści tak mocno, iż paznokcie właściwie wbiły się w skórę, odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Zobaczył, że jest sam. Lucas przynjamniej sprawiał, że rozległ się dźwięk kroków i zamykania drzwi. Noir z kolei był niczym jakieś dziwaczne widmo. Ani nie dawał o sobie znać jak się pojawiał, ani też w żaden sposób nie sygnalizował własnego oddalenia się. Ot tak znikał. I go nie było.

"Ale komu aż tak na tym wszystkim zależy?" Pomyślał Eleven, zasiadając do komputera. "Czemu akurat ja? Przecież oni się chyba uwzięli..." I bez względu na to, jak wnikliwie nie chciałby się doszukiwać celu w tym wszystkim i próbować dowiedzieć się, kto chciałby opłacić te wszystkie osoby, dochodził do wniosku, iż po prostu nie ma pojęcia. Ale kim była owa osoba, stała dwa kroki przed nim. Więc należałoby, żeby on nadrobił te odległość.

     I przystąpił do eksploracji Dark Webu, którego nienawidził ponad wszystko inne.

Witaj w Grze, ElevenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz