~ Niona ~
Państwo — Malatar
Miasto — Torkert18 wrzesień 2024 rok
Życie łamie najsilniejszych, rzucając ich na kolana, żeby udowodnić, że mogą wstać. Słabych nie rusza, ponieważ oni i tak spędzają całe życie na kolanach — Mistali.
Niona zaśmiała się cicho pod nosem, czytając kilka razy karteczkę, którą jak się okazało, przyjaciółka schowała do kieszeni jej kurtki. Mistali od zawsze miała, wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, poczucie humoru. Większość ludzi uważała, że kobieta była sarkastyczna i wredna, ale trzeba ją bliżej poznać, by zrozumieć jaką wspaniałą osobą była. Niona pokręciła głową, chowając świstek papieru na pamiątkę i chciała przemknąć niezauważona do swojego pokoju, ale nie udało się. Nastolatka wypuściła głośno powietrze skumulowane w płucach, które do tej pory starała się wstrzymać w nadziei, że kobieta jej nie usłyszy.
— Niona, to ty? — usłyszała głos matki z salonu, gdy tylko przekroczyła próg domu.
Dziewczyna zmięła wiązankę przekleństw, ściskając dwoma palcami nasadę nosa by zebrać myśli. Przyodziała swoją twarz w szeroki uśmiech, po czym weszła powoli do salonu, w którym siedziała jej matka, jej zmora i największy koszmar senny. Niona nie chciała tego spotkania i wolała, z dwojga złego, towarzystwo Huntera niż własnej rodzicielki.
— Tak, wróciłam przed chwilą... — zaczęła, ale ta, od razu jej przerwała. Patrzyła na nią z wyrzutem, co oczywiście nie działo się pierwszy raz. Bez względu na to, czy wykroczenie szesnastolatki było drobnym przewinieniem, czy raczej jednym z większych, reakcja była za każdym razem taka sama.
— Gdzie byłaś? Dzisiaj masz jechać do Huntera, zapomniałaś o tym?! Zapomniałaś, że masz obowiązki względem swojego męża jako przykładna żona?! — warknęła niemiło kobieta, zaciskając mocno szczękę by pokazać córce swoje nerwy, których Niona jak zawsze była największym powodem. I do tego już przywykła i stało się to szarą codziennością.
— Nie, nie zapomniałam o tym, mamo. Na każdym kroku mi skrzętnie o tym przypominasz. Byłam u Mistali i po prostu straciłam poczucie czasu. To chyba nie jest zbrodnia, mylę się? — powiedziała Niona z kamiennym wyrazem twarzy, by matka nie przejrzała jej kłamstwa.
Gdyby prawda ujrzała światło dzienne, skończyłyby się spotkania z Dyrkonem. Nie byłoby wolności i ucieczki w inne zajęcia. Gdyby rodzice odkryli, że nastolatka ma romans, Niona zostałaby zamknięta w domu na cztery spusty, a Hunter zamontowałby kraty w oknach, by ukazać swoją dominującą stronę. W tym przypadku szybka śmierć, egzekucja na oczach pozostałych mieszkańców, by pokazać przykład, nie wchodziła w grę, bo stanowiłoby to ukojenie i ucieczkę dla dziewczyny, a na coś takiego, Hunter nie mógł pozwolić. Niona zostałaby ukarana w gorszy sposób i każdy o tym wiedział.
— U Mistali?! A ile ty czasu spędzasz z Hunterem?! Na litość boską, to twój mąż i to on powinien być na pierwszym miejscu, moja droga. Twoje zachowanie bardzo mnie rozczarowuje. Biedny chłopak widuje cię tak rzadko. Masz ogromne szczęście, że rozmawiasz ze mną, a nie z ojcem młoda damo — powiedziała, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia, a Niona zacisnęła delikatnie pięści, oddychając mocno by się opanować i nie wybuchnąć.
Gdy nie było w domu taty, to ona przejmowała kontrolę zarówno nad córką, jak i domem. Kobieta zdawała sobie sprawę z tego, że w obecności męża, nie miała najmniejszego prawa odzywać się, chyba, że zostanie jej udzielona zgoda. Czterdziestolatka była jedną z ze stada owiec, które bez zmrużenia oka, wykonywały wszystkie polecenia swojego pana. Niona nigdy nie dostrzegła by matce przeszkadzała taka sytuacja, albo kobieta skrywała swoje drugie oblicze, nawet przed mężem. Jakoś nie zauważyłam by Hunter narzekał.

CZYTASZ
Czerwony Obsydian 1 ✅
Misteri / ThrillerGatunek - Mroczny Thriller Paranormalny W świecie znieczulicy i brutalności, grupa niezadowolonych nastolatków odnajduje swoje przeznaczenie w szajce rewolucjonistów. Nieświadomi tego jak mocno są splecione ich losy, zaczynają burzyć fundamenty panu...