dog days are over

299 32 12
                                    

Aurelia stała przed lusterkiem w łazience na trzecim piętrze. Albo raczej - jego pozostałościami, które leżały rozsypane na kafelkach. W dłoni ściskała ostry kawałek szkła, a ciepła krew wiła się pomiędzy jej drżącymi palcami i skapywała leniwie po nadgarstku. Ból przeszywał jej ramię, jakby ktoś rozrywał jej skórę zardzewiałym nożem.

Tam gdzie jeszcze chwilę temu widniało jego odbicie była pustka. Zanim zdążyła zrozumieć co się dzieje i dlaczego umorusana jest we własnej krwi, do środka ktoś wbiegł, wydał z siebie głuchy pisk, a potem zniknął.

Aurelia obejrzała się przez ramię, upuściła pozostałości po lustrze i jak w amoku wyszła na korytarz. Czuła na sobie spojrzenia przerażonych uczniów; słyszała jak szepczą między sobą w niedowierzeniu, jak w powietrzu roznosi się odgłos migawek ich telefonów. Chciała prosić ich o pomoc, ale nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Mrugała bezradnie, z przyśpieszonym oddechem i rozszalałym sercem.

Znowu go widziała.

Skrywał się w łazience, czekał na nią po drugiej stronie lustra, a ona spanikowała. Gołą dłonią roztrzaskała wszystko w drobny mak, byle tylko nie spoglądać w jego demoniczne oczy, lśniące zdradzieckim szkarłatem. Wiedziała, że go nie powstrzymała. Prędzej czy później do niej wróci, wyciągnie swoje ramiona i wciągnie ją w mrok. Pragnął od niej czegoś, co nieświadomie musiała posiadać.

Sądziła, że ma to związek z jej zdolnościami, które przypadkowo odkryła w późnym dzieciństwie. Potrafiła dostrzegać aspekty, nieuchwytne dla przeciętnego człowieka. Czytać gwiazdy, zaglądać w przyszłość, poznawać prawdziwą twarz ludzi wyłącznie po dotyku ich dłoni. Jeszcze zanim zaczęła liceum, biegle posługiwała się kartami Tarota, praktykując wróżbiarstwo i białą magię. Zazwyczaj jej wizje ograniczały się do niewinnych snów, miniaturowych przepowiedni i w zasadzie były tak nieistotne, że nie zmieniłby niczyjego życia. Ostatnio jednak coś się zepsuło.

Jednej nocy obudziła się zalana potem i chociaż nie pamiętała wiele z tamtego koszmaru, w głowie zapadł jej obraz zakapturzonego mężczyzny o złych intencjach i nienawistnych oczach. Prześladował ją, ale robił to nagle, znienacka, wchodząc do jej głowy w tak niespodziewanych momentach jak przed minutą. Przyzwyczaiła się co prawda, że zabawa w maga, nawet takiego najniższych lotów, nie była bezpieczna. Jednak to widmo, ta postać... Coś podpowiadało jej, że nie był to byle wymysł wyobraźni czy przyjazny duszek zza tęczowego mostu.

Dlatego też szła przez hol, z wyciągniętymi dłońmi i obłędem w oczach. Podeszwy jej trampek skrzypiały na linoleum, odbijając się echem po ścianach i ginąc gdzieś w głębi szkoły.

— Czemu nikt jeszcze nie zamknął w zakładzie tego lunatyka?

Odwróciła się, słysząc męski głos. Nie była pewna kto to powiedział, zbyt dużo uczniów zebrało się wokół niej, prychając i szturchając się ramionami. Gdzieś wśród tego chaosu narodził się nowy dźwięk; stukot drewnianych obcasów, z każdą sekundą przybierający na sile. Aurelia westchnęła, odgarniając z twarzy włosy. Poczuła jak lepka maź pokrywa jej policzki.

— Hayes? Na Boga, dziecko, co ci się stało? — Przez tłum gapiów przepchała się nauczycielka literatury. Na widok Aurelii wciągnęła powietrze, a z twarzy odeszły jej wszelakie zdrowe kolory. — Dobrze się czujesz? Czy ktoś wezwał karetkę?

Aurelia pokiwała głową i chociaż wizje miała z lekka rozmazaną, na usta wpełzał jej zamglony uśmiech.

— Nie ma potrzeby, zaraz wrócę na lekcje. Mamy klasówkę z historii, a ja uczyłam się cały weekend, także nie mogę jej przegapić.

Na korytarzu zapadła cisza, gdzie wyczuwalna była lekka nuta groteski. Ktoś dzwonił właśnie na pogotowie i mimo szczerych chęci Aurelii, cała sytuacja została rozdmuchana do niebotycznych wielkości. Uciekając przed spojrzeniami, wbiła wzrok w podłogę, na której już zdążyły się uformować zalążki czerwonej kałuży.

Może jednak nie wszystko było w porządku. Gapiąc się zdezorientowana na zawartość swoich żył, która tak wdzięcznie spływała po jej skórze, próbując odpędzić pierwotny szok, przyznała przed sobą, że faktycznie, może nie jest najlepiej. Straciła nad sobą kontrolę i to jeszcze w dosyć widowiskowy sposób. Nie dość, że teraz czekało ją sporo tłumaczenia, to jeszcze chyba rzeczywiście będzie musiała przegapić tę nieszczęsną klasówkę z historii.

— Kręci mi się w głowie — przyznała.

Zanim jednak doczekała się jakiejkolwiek reakcji ze strony swojej widowni, na oczy opadła jej czarna płachta, a w nogi uderzył podmuch silnego wiatru. W głowie najpierw zakłębiły się myśli, następnie prysnęły i wsiąkły w eter. Opadała na niewidzialną chmurę, coraz cięższa i cięższa. Skurczyła się tak, że już w ogóle jej nie było.

Odpłynęła w ciemność, gdzie w zakamarkach podświadomości czaiły się na nią szkarłatne tęczówki i głęboki głos wołający ją po imieniu.


witam w pięknym miesiącu listopadzie, gdzie znowu zabieram się za urban fantasy. Jeszcze dzisiaj wpadnie pierwszy rozdział, także do zobaczonka x 

Crest AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz