Całym moim ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz dokładnie w momencie, w którym moje plecy uderzyły z rozpędem o pokrytą błotem i licznymi kałużami ziemię.
Twarz przysłaniała mi mieszanina błota i krwi, wiec spodziewam się, że wyglądałem wtedy jak tysiąc nieszczęść, jeśli nie gorzej. Czułem jak przemoczone do suchej nitki ubranie z każdym najmniejszym ruchem nieprzyjemnie odkleja się od mojej opalonej skóry, co tylko prowokowało wystąpienie zjawiska gęsiej skórki. Choć przyznać muszę iż sam nie wiem czy główną jej przyczyną był przenikliwy chłód panujący na dworze, czy paraliżujące uczucie strachu, stanowiące naturalną reakcję organizmu na sztylet, którego ostrze zawisło teraz zaledwie kilka milimetrów od mojej krtani.
Pomimo ogarniającej mnie w tamtej chwili pokaźniej mieszani uczuć; przerażenia, złości, determinacji; nawet nie drgnąłem. Wiedziałem, że prawdopodobnie byłbym w stanie zabić właściciela ostrza, nim ten zdążyłby choćby pomyśleć o poderżnięciu mi gardła, a mimo te nie zamierzałem wykorzystywać tej oczywistej przewagi.
-...aczego...- poczułem jak na mój policzek spada kropla wody, znacznie cieplejsza niż te pochodzące z chmur, górujących teraz nad całą tą scenerią. -...dlaczego...nie mogę...ja...
Głos chłopaka, którego ciężar ciała, choć sprawnie przygniatał mnie do ziemi, w porównaniu z moją wampirzą siłą stanowił raczej obciążenie nie wiele różniące się od zwykłego koca, ledwo przebijał się spośród odgłosów deszczu uderzającego z głuchym stukotem o ziemię.
Fiolet i błękit mieszały się teraz, uwięzione w nieprzerwanym spojrzeniu, odkrywając przed sobą nawzajem wszystkie emocje, ból i obawy, swoich właścicieli.
-....czemu nie....nie mogę...cię zabić...- do moich uszu dochodził, z każdą chwilą coraz bardziej zrozpaczony i łamiący się szept ciemnowłosego, na którego dźwięk moje oczy również się zeszkliły.
Twarz chłopaka prezentowała się teraz, nie lepiej od mojej. Łzy spływające kaskadami po delikatnie zarumienionych z emocji i chłodu policzkach młodszego, wymywały wąskie, jasne ścieżki, odsłaniając bladą skórę, do tej pory szczelnie pokrytą grubą warstwą brudu i jeszcze nie zaschniętej krwi.
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie załamani, nie mając pojęcia jak postąpić, wyczekując odpowiedzi w postawie tego drugiego. Nie jestem pewien czy kiedykolwiek w życiu czułem się tak bezsilny. Pomyślałem wtedy, że gdyby tylko Vanitas miał w tej chwili więcej odwagi, albo mniej emocji względem mnie, i zdecydował się jednak opuścić błyszczące ostrze ku mojej szyi- prawdopodobnie nawet bym nie zaoponował.
Byliśmy teraz jak dzieci zagubione we mgle, czekające na ratunek który być może nigdy nie nadejdzie.
W momencie kiedy usłyszałem szczęk metalu, zacisnąłem mocno powieki, czekając na dalszy rozwój wydarzeń, ale ku mojej uldze i zdziwieniu żaden ból nigdy nie nadszedł. Ani wtedy, ani po odczekaniu następnych kilkunastu sekund.
Spojrzałem niepewnie na chłopaka górującego nade mną, nie zawracając sobie głowy sztyletem porzuconym w błocie gdzieś po naszej prawej stronie.
Błękitnooki wpatrywał się we mnie z niemocą i wyrazem całkowitego braku woli walki, a jego ręce opuszczone były wzdłuż ciała, a sam Vanitas niebezpiecznie zachwiał się w miejscu, by chwilę później opaść głową na moją klatkę piersiową.
Zareagowałem instynktownie, jednym ramieniem obejmując wyczerpanego chłopaka, a drugim zakryłem twarz pozwalając łzą w końcu popłynąć.
Na początku była to tylko jedna kropla ale już po paru sekundach dołączyły do niej kolejne tworząc teraz strumienie mieszające się na moich policzkach z kroplami deszczu.
CZYTASZ
~•Namaluje cię ze wspomnień•~
RandomParyski sławny, a zarazem niebywale młody, bo zaledwie dwudziestojedno letni malarz, Noe Archiviste, jest znany głównie ze swojej kolekcji obrazów przedstawiających młodego chłopaka o długich, czarnych jak noc włosach i błękitnych jak bezkres nieba...