-Stresujesz się- usłuszałem zza siebie rzeczowy żeński głos. Z pewnością nie było to pytanie, a ja doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Gdy znasz się z kimś praktycznie od urodzenia granica, miedzy przyjacielską relacją, a rodziną zaczyna się z czasem zacierać, by w końcu całkowicie zaniknąć. Tak też było i w moim przypadku. Nie musiałem odpowiadać, znałem Domi na tyle długo,abyśmy mogli bez problemu zrozumieć się bez słów. To nie byłoby jednak w moim stylu, więc i tym razem nie pozostawiłem jej uwagi bez odpowiedzi.
-Trochę - po chwili namysłu przyznałem dziewczynie rację.
To miała być moja pierwsza poważniejsza wystawa. Nie wspominając już o tym gdzie miała się ona odbyć. Luwr był celem wszystkich francuskich, a z resztą nie tylko, artystów. A dzisiaj moje prace miały zawisnąć zaraz koło tak wybitnych dzieł sztuki jak na przykład słynna Mona Lisa. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście.
-Hej, zasłużyłeś sobie na to- brunetka złapała mnie z rękę, chcąc tym samym dodać mi otuchy.- Rozejrzyj się tylko. Ci wszyscy ludzie uważają twoje obrazy za coś wspaniałego. Ja, uważam je za coś wspaniałego. Myślisz że dlaczego jesteś teraz tu gdzie jesteś?
-Bo miałęm szczęście zostać przygarniętym przez rodzinę prezesa firmy uważanej za jedną z potęg paryskiego przemysłu? - odparłem zaczepnie.
-Ty jesteś niemożliwy.- Domi przewróciła oczami z udawaną irytacją, podarowując mi przy okazji lekkiego kuksańca w żebra.-To tylko i wyłącznie twoja zasługa.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie wspierająco.
-Ale gdyby nie twój wuj nikt nie zwrócił by nawet uwagi na moje prace.- stwierdziłęm po chwili ciszy wzdychając lekko.
-Ale gdyby twoje prace nie były dobre to nikt nie zatrzymałby na nich wzroku na dłużej.- odbiła piłeczkę dziewczyna, krzyżując ramiona na piersi.
-Cóż, może masz rację...- odpuściłem nie mając siły na dalszą dyskusję.
Mimo to byłęm szczęśliwy, że przydarzyła mi sie taka okazja. Wuj Domi odkąd pamiętam był dla mnie jak ojciec. Dwa lata temu jeden z jego klientów wspomniał mimochodem, że szuka kogoś kto za niewieklkie pieniądze namaluje dla niego obraz do biura w firmie, której był przedstawicielem. Wuj polecił wtedy mnie i tak właśnie zaczeła się moja kariera. Klient wuja był jakimś sławnym i szanowanym biznesmanem i polecił moje usługi kilku swoim znajomym, a potem poszło już zaskakująco szybko. W świecie "ważnych osobistości" informacje rozchodzą sięw zastraszającym tępie. Coraz więcaj ludzi doceniało moje obrazy, byłem zapraszany najpierw na mniejsze wystawy, pokazy w szkołach i liceach, ażw końsu trafiłem tu- do samego Luwru.
Rozejrzałęm się po tłumie. Pomyśle, że ci wszyscy ludzie rzyszli tu dla mnie, no ściślej rzecz ujmując dla moich dzieł, ale mimo to byłem tym faktem wręcz oczarowany. Widziałem zarówno mężczyzn jak i kobiety. Dorosłych i dzieci. Ludzi starszych i nastolatków, chociaż tych ostatnich, trzeba przyznać było tyklo kilku.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Takie są uroki bycia młodym. Nie wiele nastolatków chodzi na takie wystawy, choć jestem pewien, że zdażają się wyjatki.
Przekierowałem wzrok na mojego faworyta, wśród obrazów, które wyszły z pod mojego pędzla. Kolorystyka obrazu miała w ciemne tony, co było w moich pracach rzadkością. Sytuacja na nim przedstawiona miała miejsce w wesołym miasteczku. Wiem, wiem pewnie spytacie jak wesołe miasteczko może być mroczne. Odpowiedż brzmi- nie mam pojęcia. Po prostu takie było w mojej głowie. W mojej wyobrażni. W centrum obrazu znajdował się on. Obdrapana i ubrudzona ziemią twarz, stanowiła idealne dopełnienie dla emocji, na niej się malujacych. Zdruzgotanie, strach, panika... zagubienie. W ręku trzymał on sztylet. Chociaż trzymał to być może za mało powiedziane. On dzierżył go panicznie, jakby od tego miało zależeć jego życie. Ale nie to w tej sytuacji było niezwykłe, nie to skupiało moją uwagę nie pozwalając mi oderwać wzroku od mojego tworu. Czynnikiem tym był fakt jak ktoś taki- poturbowany, załamany, z lekką dozą szaleństwa wypisaną na twarzy- jak ktoś taki mógł być zarazem tak piękny?
Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem ani sadystą ani psychopatą. Po prostu nie mogę się nadziwić, że mimo bycia uosobieniem rozpaczy i tragedii, można było być tak majestatycznym. To wszystko razem wzięte, te błekitne lśniące oczy, te czarne włosy tak wyraźnie kontractujące z alabastrową cerą jaką chłopak posiadał, ten proporcjonalny, lekko zadarty nos, te delikatnie malinowe usta, to wszysyko przekłądało się na powstanie człowieka idealnego. Anioła w ludzkim ciele.
Nie wiem dlaczego, ale zawsze kiedy chce coś namalowąć, to właśnie on pojawia się w moim umyśle. Sceny w jakich go widzę wydają się być tak wyraźne. Zbyt wyraźnie nawet jak na wytwory mojej, co trzeba przyznać, dość bujnej wyobrażni.
Każdy obraz przedstawiający owego młodego mężczyznę wywołuje we mnie różne emocje. W wiekszości są to pozytywne emocję, przeplatające sie na zmiane z irytacją, zdenerwowaniem i zmieszaniem lub też dezorientacją.
Ale nie tylko to było elementem wspólnym wszystkich dzieł dedykowanych błekitnookiemu chłopakowi. Na każdym z nich można ujżećjeden powtarzający się motyw- księżyc. A konkretnie, błękitny księżyc w pełni.
Ten jeden atrybut zawsze toważyszy mu w moich wyobrażeniach.
Zastanawiam się czy to dlatego od dziecka tak bardzo lubię pełnie księżyca...
Moje przemyślenia zostały brutalnie przerwane przez Domi, która bez krztyny empatii szarpała za rękaw mojej koszuli, którą założyć byłem zmuszony choć nie za bardzo mi się to podobało, chcąc zwrócic na siebie moją uwagę.
- Co jest, Domi?- spojrzałem na nią pytająco.
- Ta miła Pani spytała się właśnie czy może zrobić sobie z tobą zdjęcie.- powiedziała brunetka z naciskiem, a ja dopiero teraz zauważyłem starszą kobietę stojącą koło niej.
Wygładała na późną siedemdziesiątkę, albo wczesną osiemdziesiątkę. Była niska i drobna, jej pomarszczone przez czas dłonie lekko drżały, na twarzy również zauważyć już można było wiele oznak starości. Zapadłe oczy przyozdobione delikatnymi zmarszczkami w swoich kącikach, policzki które swoją jędrność prawdopodobnie straciły już jakiś czas temu. A mimo to starsi ludzie zawsze wywierali na mnie poczucie szacunku. W końcu chodzili oni po tym świecie o wiele dłużej niż ja. Widzieli więcej. Przeżyli więcej. Wiedzą wieciej.
- Oh, najmocniej Panią przepraszam, musiałem się zamyślić i zupełnie Pani nie usłyszałem- było mi wstyd za moją dekoncentracje, szczególnie, że staruszka wygładałą na bardzo podekscytowaną możliwością poznania mnie osobiście.
- Nic nie szkodzi, dziecko. Bardzo cieszę się, że istnieją jeszcze młodzi ludzie, którzy tworzą i doceniają sztukę.- posłała mi poczciwy uśmiech na widok którego od razu zrobiło mi się ciepło na sercu.
Jak to miałem w zwyczaju odwzajemniełem go, a chwilę później już schyliłem się delikatnie by zrobić sobie zdjęcie z moją tymczasową towarzyszką rozmowy. Po wykonaniu fotografi kobieta podziękowała mi i potruchtała zadowolona w tylko sobie znanym kierunku.
No nic, trzeba wrócić do rzeczy bardziej przyziemnych. To w końcu wystawa moich dzieł, a co za tym idzie wypadałoby chociaż częściowo w niej uczestniczyć. I tak nie będzie ona trwała nie wiadomo jak długo. To w końcu tylko dwie godziny. Miną jak ręką odjął i po problemie. A później czeka mnie kolejny spokojny wieczór, zakończony jak zwykle wyjściem z Domi do kawiarni na moje ulubione ciasto.
Oh, gdybym tylko wiedział wtedy jak wiele te dwie, pozornie nic nie znaczące, godziny mogą namieszać w moim życiu.
~~~
Słowa 1184
Witam was w nowym ff na moim koncie:)
Mam nadzieję, że podoba wam się tematyka mojego nowego opowiadania i że przyjmiecie z takim samym entuzjazmem jak poprzednie.
No nic, co tu więcej mówić...
Bez przedłużania,
Miłego dnia/nocki życzę i do zobaczenia, miejmy nadzieję, że niedługo;333
CZYTASZ
~•Namaluje cię ze wspomnień•~
RandomParyski sławny, a zarazem niebywale młody, bo zaledwie dwudziestojedno letni malarz, Noe Archiviste, jest znany głównie ze swojej kolekcji obrazów przedstawiających młodego chłopaka o długich, czarnych jak noc włosach i błękitnych jak bezkres nieba...