Prolog

790 41 8
                                    

NOAH

Rok 2012

Zakrywam twarz poduszką, marząc o tym, aby przestały do mnie docierać wrzaski rodziców. Kłócą się już od jakiegoś czasu i co chwilę wyłapuję z ich ust swoje imię. Tata się wściekł, że mama zapisała mnie na letni obóz piłkarski. Zrobiła to, bo odkąd dowiedziałem się w szkole, że wszyscy koledzy na niego jadą, błagałem ją o to każdego dnia. No i w końcu mi uległa.

– Nie mamy na to pieniędzy! – krzyczy wkurzony tata.

Nie słyszę odpowiedzi mamy, która mówi dużo ciszej i spokojniej. W przeciwieństwie do taty rzadko kiedy się złości. I za to ją właśnie kocham.

– Alice, już do reszty zwariowałaś. To jakaś głupia kolonia, która zdziera z takich naiwniaków jak ty kupę forsy. Noah na nią nie pojedzie.

Wzdrygam się, przygryzając ze zdenerwowania wargę. Tak mocno wbijam w nią zęby, że jeszcze chwila i poleje się z niej krew. Tata zadecydował, że nie pojadę na kolonię i teraz bez względu na to, co powie mama i tak wakacje spędzę w domu.

Wygrzebuję się spod sterty poduszek, a następnie wyglądam przez okno. Gapię się na dom naprzeciwko, jakbym samą siłą woli mógł wywołać z niego Bee. Niestety pokój mojej przyjaciółki pozostaje pusty.

– Mam już tego po dziurki w nosie – mówi dalej tata, sprawiając, że chce mi się płakać. Wiem, że jestem chłopakiem i nie powinienem tego robić, ale przez długi czas marzyłem o obozie piłkarskim. Ostatnio na niczym nie zależało mi tak, jak na tym wyjeździe. – Jeśli dalej będziesz mu pozwalać grać w tę durną piłkę, to skończy się na tym, że przestanie przykładać się do nauki. To już najwyższa pora, żeby Noah dorósł.

Wychodzę na korytarz, starając zachowywać się najciszej, jak potrafię. Nie chcę, żeby tata mnie teraz zobaczył. Gdyby dostrzegł ślady łez na moich policzkach, najpierw by na mnie nakrzyczał, a potem kazał wrócić do pokoju. A ja muszę zobaczyć się z Bee.

– Dorósł? Czy ty się słyszysz? – odzywa się mama. Ona też jest zdenerwowana tą sytuacją. – Noah ma dopiero dziesięć lat. To jeszcze dziecko.

– Sport to naprawdę nie jest coś, w czym chciałbym widzieć w przyszłości swojego jedynego syna.

– Ale on kocha grać w piłkę.

– No to niech sobie za nią gania po podwórku. Ale nie pojedzie na żaden obóz. Ani teraz, ani nigdy.

– Jesteś niedorzeczny.

– Jestem jedyną osobą w tym domu, która aktualnie zarabia pieniądze i dlatego to ja będę decydował, na co je wydamy! – tata znowu krzyczy i jestem pewien, że mamie jest teraz tak samo smutno, jak mi.

– Dobrze wiesz, że próbuję znaleźć pracę...

Ruszam w dół po schodach, a moja dolna warga drży od powstrzymywanego szlochu. Nie słyszę odpowiedzi taty, bo szybko wychodzę na dwór, zamykając za sobą drzwi. Przebiegam przez ulicę, a następnie pukam do domu Davisów. Rzadko kiedy to robię, ale dzisiaj nie chciałbym, żeby ktoś jeszcze się na mnie zdenerwował. Czekam, aż zostanę zaproszony do środka. Po chwili na szczęście widzę przed sobą uśmiechniętą twarz mamy Bee.

– Cześć, Noah – wita się, uchylając szerzej drzwi. – Wejdziesz?

Kiwam tylko głową, przestępując próg jej domu. W środku dociera do mnie smakowity zapach jedzenia. Pewnie pan Robert znowu piecze jakieś niesamowicie słodkie i pyszne ciasto.

– Coś się stało? – mama Bee patrzy na mnie z troską.

– Nie, wszystko w porządku – odpowiadam, a kiedy na chwilę odwraca wzrok, dyskretnie wycieram mokre oczy. – Czy jest Bee?

– Tak, kochanie. Siedzi w ogrodzie.

– Mogę się z nią zobaczyć?

– Oczywiście – odpowiada ciepłym tonem, przechodząc do kuchni. – Zjesz później z nami kolację?

– Chętnie.

Lubię spędzać czas w domu Bee. Jej rodzice nigdy się nie kłócą i zazwyczaj jest tu bardzo cicho i przyjemnie. Tylko Maison czasami nam przeszkadza, ale ostatnio bardzo dużo przebywa z Samem i Jay'em, więc nie jest już tak nieznośny, jak kiedyś.

W ogrodzie zastaję Bee siedzącą pod drzewem. Ma na sobie różową sukienkę, włosy zaplotła w dwa warkoczyki, a w ręce trzyma książkę. Jest tak pochłonięta historią, którą czyta, że nawet mnie nie zauważa.

– Cześć – mówię, by zwrócić na siebie uwagę, a następni ruszam w kierunku przyjaciółki.

– Noah! – piszczy podekscytowana, jakbyśmy nie widzieli się przez co najmniej kilka dni. Zawsze reaguje w ten sam sposób na moją obecność i bardzo mi się to podoba.

– Co czytasz? – zagaduję, próbując dostrzec tytuł na białej okładce książki.

Siadam w cieniu obok niej tak blisko, że stykamy się ramionami. Na razie nie chcę przyznawać się do tego, że nie pojadę na obóz piłkarski. Ta wiadomość zepsułaby nasz cały dzień. Bo kiedy ja jestem smutny, to Bee też. Na szczęście nie zauważyła jeszcze moich zaczerwienionych oczu, dlatego mogę udawać, że wszystko jest w porządku.

Małego Księcia.

– Poczytasz na głos? – pytam, zginając kolana.

Bee uśmiecha się słodko, kiwając ochoczo głową. Uwielbia, kiedy ją o to proszę. Nie przepadam za książkami, ale czytanie z przyjaciółką jest dużo fajniejsze, niż samemu, więc czasami spędzamy czas właśnie w ten sposób. Ona czyta na głos, a ja siedzę i słucham.

Niedługo będę musiał iść do domu. Jutro jest szkoła i tata się zdenerwuje, jeśli znowu wrócę późno od Bee. Ale na razie się tym nie przejmuję. Dopóki rodzice się kłócą, mogę tutaj być. Dlatego układam się na ziemi, zerkam w bezchmurne niebo i słucham uspokajającego głosu przyjaciółki.

Nie powinienem był jej słuchać. Powiedział mi któregoś dnia. W ogóle nie należy słuchać róż – Bee zaczyna czytać, a ja przymykam oczy. – Trzeba na nie patrzeć i je wąchać. Moja róża napełniała zapachem całą planetę, lecz nie umiałem się tym cieszyć. Ta historia z pazurami, która tak mnie rozzłościła, powinna była mnie rozczulić... Zwierzył mi się jeszcze z tego. Wtedy zupełnie nie potrafiłem jej zrozumieć! Powinienem był oceniać ją po czynach, nie po słowach. Pachniała dla mnie i cieszyła blaskiem. Nie powinienem był uciekać! Należało się domyślić, że za jej nieporadnymi wybiegami kryje się czułość. W różach jest tyle sprzeczności! Ale byłem za młody, żeby umieć ją kochać...

Do zobaczenia jutro, Słodziaki  <3 

Let me love you [WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz