NOAH
Kocham cię, Bee.
Czy ja naprawdę nie potrafię zamknąć swojej niewyparzonej gęby, kiedy wymaga tego sytuacja? Co sobie myślałem? Że Bee odpowie mi tym samym? Oczywiście, że nie. Minęły dwa lata. Nie mogę głupio zakładać, że jej uczucia się nie zmieniły. Chyba po prostu wydawało mi się, że szczerość będzie dla nas dobra.
W obliczu tylu kłamstw i niedopowiedzeń mówienie otwarcie o naszych uczuciach mogłoby być uwalniające. Szkoda tylko, że nie ruszyłem głową, kiedy wymagała tego sytuacja. Nawet nie zapytałem jej, czy ma chłopaka. No i proszę... jest i on. Pan idealny w najczystszej postaci stoi przede mną i ściska moją rękę, jakby sugerował, abym pomyślał, zanim wykonam kolejny ruch. Słuszna uwaga.
– Jak minął lot? – pyta po tym, jak wymieniliśmy się imionami.
Udaję, że zazdrość nie przysłania mi widoku na rzeczywistość. Jestem niewzruszony. Nie obchodzi mnie, że koleś wygląda jak wyjęty prosto z magazynu. Jestem pieprzoną oazą spokoju – właśnie to sobie wmawiam, odkąd go zobaczyłem.
– W porządku, dzięki – rzucam dużo chłodniej, niż zamierzałem.
– Zostajesz w Nowym Jorku do niedzieli?
Kątem oka obserwuję Bee, która zmierza do bagażnika, a potem go otwiera. Chwyta za moją walizkę, jednak zanim choćby spróbuje ją unieść, sam wrzucam bagaż do samochodu. Posyła mi uśmiech i zamyka klapę.
– Do przyszłej niedzieli – mówię. – Przyleciałem na tydzień.
– O, to dobrze, będziesz miał czas, żeby zapoznać się z miastem. Jesteś tutaj pierwszy raz?
Jezu, czy ja naprawdę zamierzam prowadzić small talk z chłopakiem Bee? A może wcale nie są razem? Cholera wie, ale przecież nie zapytam jej o to tutaj. Dopóki nie znajdziemy się sami, zamierzam torturować się myślą, że Bee pozostaje dla mnie nieosiągalna. Tylko że kiedy wyobrażam ich sobie razem, mam ochotę komuś przywalić. A ten betonowy słup obok wygląda, jakby tylko czekał na mój cios.
– Tak – odpowiadam zdawkowo.
Bee zajmuje miejsce na przodzie, a ja siadam z tyłu. Uważnie ją obserwuję, chociaż nie zrobiła jeszcze ani jednej rzeczy, która sugerowałaby, że naprawdę są razem.
– Przepadniesz dla tego miasta – kontynuuje Mam Nadzieję, Że Nie Chłopak Bee. – Któregoś dnia możemy gdzieś razem wyskoczyć. Znam Nowy Jork lepiej od Bee, bo się tutaj urodziłem.
– Potwierdzam – wtrąca się Bee. – Carter jest najlepszym przewodnikiem ever.
– Tak się poznaliście? Oprowadził cię po Nowym Jorku?
Ale ze mnie idiota. Zazdrość w moim głosie usłyszeliby nawet na drugiej półkuli.
– Mniej więcej.
– Tak naprawdę to zaczęło się od błagalnego wzroku Bee na pierwszych zajęciach z historii literatury – wyjaśnia chłopak, wyjeżdżając na zatłoczone ulice Nowego Jorku. – Widząc ją taką bezbronną, nie mogłem odejść, dopóki się nie upewniłem, że wie, w jakich latach rozpoczął się renesans.
– Przestań mnie poniżać w obecności innych.
– Malutka, ja tylko stwierdzam fakty.
Czuję gorzki posmak na języku. Zauważam również, że moja obecna zazdrość i chęć wybicia komuś zębów ani trochę nie przypomina uczucia, które towarzyszyło mi w związku z Bradem. Wtedy byłem napędzany furią. Czułem, jakby powoli wyrywano mi serce, które potem pozostawiono na pastwę losu. Teraz też nie jestem zadowolony i najchętniej wydłubałbym sobie oczy, aby nie widzieć ich razem, ale mimo wszystko jest jakoś inaczej. Myślę nawet, że mógłbym z tym żyć, gdyby Bee faktycznie wybrała Cartera.
CZYTASZ
Let me love you [WYDANE]
Teen FictionMinęły dwa lata odkąd Noah wyjechał z Kalifornii. Beztroskie wakacje dobiegły końca, a w życiu Bee i Noah zmieniło się wszystko: miasto, praca, studia... Już teraz mogłoby się wydawać, że przeszłość jest tylko niezbyt przyjemnym wspomnieniem. Jedna...