ROZDZIAŁ 7

175 23 0
                                    

Zakładanie konta w banku poszło sprawniej niż myślałam. Starsza pani, która mnie obsługiwała była przemiła i wybrała najlepszą dla mnie ofertę. Gdy dała mi umowę do podpisania, oczywiście przeczytałam ją dwa razy, te najmniejsze druczki trzy. Tak dla pewności. Wyszłam z banku zadowolona, ze wszystkimi niezbędnymi dokumentami. Stresowałam się tym, ponieważ pierwszy raz miałam do czynienia z takimi rzeczami, a poza tym musiałam to załatwić sama. Nie raz przeszło mi przez myśl, że Madie proponowała mi pomoc, ale miałam dwa argumenty za tym, że muszę załatwić to sama. Pierwsze było to, że była w pracy, a drugi – ten ważniejszy, że najpierw musiałam z nią porozmawiać. Gdy podjechałam na parking pod uniwersytet, zaniemówiłam. Dosłownie. Byłam tam pierwszy raz, a widok któy zastałam zdecydowanie różnił się od tego na zdjęciach. Budynki były w kolorze białym, a pomiędzy nimi widniała wysoka wieża z zegarem. Wysiadłam z auta zabierając moje rzeczy i skierowałam się drogą do wejścia na główny teren. Była nim nieduża brama w kolorze zielonym. Już wtedy poczułam się jak prawdziwa studentka i nie mogłam uwierzyć, że to wszystko naprawdę się dzieje. Wokół było równie zielono, co dodawało więcej pozytywnej energii. Wokół nie zauważyłam nikogo i to nieco mnie przestraszyło, bo nie wiedziałam, gdzie mam iść. Jednak z drugiej strony było to dziwnie przyjemne, bo mogłam podziwiać to miejsce bez gapiów. Weszłam do największego budynku licząc na to, że albo od razu trafię do celu, albo spotkam kogoś, kto mi pomoże. Druga opcja nie zadziałała, ponieważ wokół nie było żywej duszy. Westchnęłam i zaczęłam przemierzać pierwszy korytarz od lewej. W moim liceum to właśnie tam znajdował się sekretariat, więc jakaś głupia nadzieja tliła się w mojej głowie, że z dziekanatem może być tak samo. Przeczucia mnie nie zawiodły, ponieważ chwilę później stałam pod właściwymi drzwiami. Zapukałam w nie dwa razy, a po usłyszeniu ,,proszę" weszłam do środka. Wnętrze również było w kolorach białych, a okienka przy których siedziały kobiety gotowe pomóc studentom były jeden obok drugiego. Od razu skierowałam się do tego, przy którym nikogo nie było i przedstawiłam powód, dla którego jestem. Kobieta przede mną miała kruczo czarne włosy do ramion i okulary na nosie. Nie wyglądała bardzo przyjaźnie, ale nie zraziło mnie to, ponieważ miałam z nią spędzić tylko chwilę. Wpisała moje dane do komputera, a gdy wszystko się zgadzało wydrukowała potrzebne dokumenty do podpisu. Tak jak w wypadku banku, przeczytałam wszystko dwa razy. Musiałam podać swoje imię i nazwisko, potwierdzić datę urodzenia oraz tak jak sądziłam - podać numer konta. Na końcu złożyłam swój podpis, a kobieta poinformowała, że pieniądze zostaną przelane w ciągu dwóch tygodni. Całość zajęła może 20 minut, więc gdy zabrała ode mnie papiery dla pewności zapytałam czy to tyle. Spojrzała na mnie nieco zdziwionym wzrokiem, ale kiwnęła głową, a ja wycofałam się z pokoju. Gdy zamknęłam drzwi stojąc już na korytarzu, przed moimi oczami pojawiła się już znajoma dla mnie osoba.

- Cześć Layla.

- Oh, Tony. Hej - powiedziałam, nieco się pesząc.

Chłopak stał przede mną w białych, krótkich spodenkach i błękitnej koszulce polo. Jednak co mnie zdziwiło to to, że zamiast okularów korekcyjnych miał te przeciwsłoneczne.

- Co tu robisz? - zapytał, uśmiechając się lekko.

- Cóż. Musiałam podpisać dokumenty do stypendium. A Ty?

- Też dostałem stypendium i jestem w tej samej sprawie co Ty – jego uśmiech się poszerzył.

Nie mogłam się powstrzymać i mój uśmiech też się powiększył. Wyglądał całkiem uroczo w takim wydaniu jak teraz.

- Gdzie masz okulary? - zapytałam, bo cholernie mnie to ciekawiło.

- Dziś wybrałem soczewki - powiadomił, jednak widziałam po nim, że lekko się speszył.

PROTECT MEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz