Chapter 14

531 46 14
                                    

Kolacja przebiegła bez zakłóceń, poza tym, że Ron przewrócił dzbanek z sokiem i zakrztusił się szynką po tym, jak złapał błysk polerowanego srebra w świetle ognia. Hermiona i Dean musieli bić go po plecach, dopóki nie odzyskał oddechu. Rzucił Harry'emu niedowierzające spojrzenie, ale mądrze nic nie powiedział.

Tak było, dopóki nie dotarli do pokoju wspólnego i nie poprosił o trochę czasu sam na sam w dormitorium z Harrym. Spodziewał się jakichś słów dezaprobaty lub nawet protestu w stylu "ale obaj umieracie, jaki to ma sens", ale nawet Ron nie był tak nietaktowny. Zamiast tego przyjaciel przytulił go i pogratulował, klepiąc po plecach i rzucając podejrzany komentarz na temat tego, czy to czyni Snape'a jego honorowym szwagrem. Harry powiedział, że tak, tylko po to, by zobaczyć, jak Ron się krzywi.

Tej nocy posłusznie pomaszerował do lochów, dopiero w połowie drogi uświadamiając sobie, że dziś wieczorem spotka się z nim pielęgniarka. Tak bardzo przyzwyczaił się do łagodnego sposobu, w jaki Severus się nim zajmował, że niemal szorstka praktyka zupełnie go zniechęciła. W drodze powrotnej zatrzymał się przy gabinecie Snape'a, ale nie zobaczył światła dochodzącego spod drzwi. Zastanowił się, czy nie pójść sprawdzić, czy jest w swoich pokojach, ale zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie jest w ambulatorium, jak zawsze w środowy wieczór. Zwykle w celu uzupełnienia zapasów... nie chciał myśleć, po co jeszcze.

Wybrał długą drogę powrotną do wieży, która akurat przechodziła obok skrzydła szpitalnego, gdzie wychylił głowę przez drzwi. Miał nadzieję tylko rzucić okiem na Severusa, upewnić się, że nic mu nie jest i wymknąć się po cichu. Ale Pomfrey go zobaczyła.

- Panie Potter! - , warknęła, - Co pan robi o tej porze? Jest niemal cisza nocan! - , Harry wyprostował się i zamknął za sobą drzwi.

- Pielęgniarka nie dała mi plastra. Nie chcę, żeby mi się wyślizgnął. - Pomfrey spojrzała na niego podejrzliwie, po czym wzdrygnęła się i wskazała mu miejsce.

Rozejrzał się, ale nie zobaczył śladu Severusa. Może był w swoich pokojach, Harry wzruszył ramionami. Odchrząknął, gdy pielęgniarka szukała plastra, który dobrze pasowałby na cewnik. Wróciła uśmiechając się triumfalnie i dobrze wyćwiczonym ruchem umieściła go na jego ramieniu.

- No i proszę. - powiedziała, najwyraźniej zadowolona z siebie. Harry uśmiechnął się do niej w podziękowaniu i już miał zejść, gdy drzwi na drugim końcu ambulatorium otworzyły się i wyszedł z nich dyrektor. Zasunął drzwi z cichym kliknięciem i podszedł do nich. Harry zauważył, że zawsze obecny błysk zniknął z jego oczu.

- Jak on się czuje? - zapytała Pomfrey.

- Teraz śpi. - Dyrektor brzmiał na zmęczonego, jego spojrzenie przeniosło się na Harry'ego. - Co cię tu sprowadza tego wieczoru? - zapytał wesoło.

- Potrzebowałem plastra. - powiedział rozkojarzony - Czy to profesor Snape? - zapytał, wskazując pokój na końcu. Dumbledore skinął głową. - Wszystko z nim w porządku? - zapytał, a jego serce zaczęło przyspieszać.

- Nic mu nie jest. Jest tu tylko po to, by go obserwować, każdy musi to zrobić, jeśli przyjmuje coś nowego. -  Miało to sens, ale nie uspokoiło nerwów Harry'ego.

- Mogę go zobaczyć? - Zsunął się z łóżka i spojrzał z niepokojem na drzwi.

Kiedy mówił, poczuł na ramieniu ciężar dłoni Dumbledore'a. - Nie teraz, Harry. Severus potrzebuje odpoczynku. Jutro będzie zdrów jak ryba. Masz Eliksiry, prawda? - Harry skinął głową, wpatrując się w swoje stopy. - W takim razie zobaczysz się z nim.

Dumbledore musiał wyczuć zaniepokojenie Harry'ego. - Jest silniejszy, niż na to wygląda, Harry. Nic mu nie będzie. Teraz powinieneś iść do łóżka, odpocznij trochę.

At The End Of All Things/Snarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz