Decyzja

2K 168 55
                                    

Alessia

Przyglądając się, jednemu z pracowników rancza należącego teraz do Lake odpoczywałam od gorącego słońca. Oskar, bo tak chyba a miał na imię brunet, zajmował się przerzucaniem siana dla koni. Mimo tego, że znajdowałam się w pewnej odległości od stajni, wciąż mogłam zauważyć jak przy każdym uniesieniu balotu z sianem, mięśnie na jego przedramionach, kryte pod muśniętą słońcem skórą, prężą się z wysiłku. Obserwowałam go w ciszy, siedząc na huśtawce na ganku domu i popijając herbatę. Ranczo, jakie dla Lake kupił Federico, było cudownym miejscem. Robotnicy wciąż zajmowali się drobnymi naprawami, ale zielone pastwiska i stawy gdzie poiły się zwierzęta, dodawało wyjątkowego klimatu. 

- Jest całkiem niezły co? - drzwi trzasnęły cicho, gdy Lake ubrana w zwykle szorty i koszulkę usiadła obok mnie. Wyglądała jak stworzona do takiego życia, czego nie można było powiedzieć o mnie. Mimo tego, że panował tu spokój, wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do tego, ilu obcych mnie otacza. Od wyjazdu z Werony minęło sześć dni, a ja dopiero dzisiaj odważyłam się wyjść na zewnątrz. Nie byłam do tego przyzwyczajona, jako córka i żona mężczyzn na wysokiej pozycji moimi stałymi towarzyszami byli ochroniarze. 

- Kto? - Lake zaśmiała się cicho i skinęła lekko głową w stronę stajni. 
Wzruszyłam ramionami, czując, jak na policzki wkrada mi się rumieniec. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz, mogłam bezkarnie przyglądać się zwykłemu mężczyźnie i zastanowić się, czy jest w nim coś pociągającego. Moim ostatnim wyborem był Fabio, którego zabiłam, ponieważ maczał palce w spisku mającym na celu wyeliminowanie Vinceta, którego mężczyzny nakazano mi poślubić. Mężczyzny, który odwrócił się ode mnie i mnie zdradził. Uniosłam do ust kubek i upiłam łyk herbaty, czując, jak serce pomija uderzenie, na myśl o tym, co się z nami stało. Kochałam Vincenta, wybaczałam mu rzeczy, których nie powinnam. Uwierzyłam, że on również mnie kochał, aż wszystko runęło jak domek z kart. Odkąd opuściłam dom, każdy telefon, jaki otrzymywałam, stawiał mnie do pionu. Znałam Vincenta, znałam go lepiej niż siebie samą i wiedziałam, że czas, jaki tu spędzam, kurczy się z każdą sekundą. Do tej pory, byliśmy nierozłączni, nawet jeżeli bywały ciche dni. Udawałam silną, gdy pojawiała się Lake. Jej strata wydawała się o wiele większą, niż to, co przechodziłam ja. Vincent, chociaż był zdrajcą, przynajmniej oddychał. 

Najgorzej znosiłam noce, kiedy brak ciepła jego ciała, stawał się niemal nie do wytrzymania. W takich momentach miałam ochotę zrobić cokolwiek, by znalazł się przy mnie i wziął mnie w ramiona. Powiedzieć, że oboje z Vinnim okropnie za nim tęskniliśmy. Obracając się lekko w stronę Lake, stwierdziłam, że będzie pierwszą osobą, z jaką podzielę się swoimi obawami. 

- Chyba jestem w ciąży... - wyrzuciłam z siebie na wydechu. 

- Dobrze wiedzieć, że w najbliższych tygodniach nie tylko ja będę cierpieć... - stwierdziła, nawiązując do swojego samopoczucia. 

- Ciążę z dziećmi Castellów, bywają dość męczące, ale nie mam pewności, po prostu się spóźniam — mruknęłam. 

- On wie? 

- Nie, jesteś pierwsza. 

- Jeżeli jesteś, nie ukryjesz tego długo, najwyżej kilka miesięcy. Ich ochrona wciąż się tu kręci, a ja mam wrażenie, że twój mąż pojawi się tu wcześniej, niż obie byśmy chciały.
 
- Zdaję sobie z tego sprawę... - przyznałam, mając mętlik w głowie.
 
- Podjęłaś już decyzję, co dalej? 

- Nie zmieniłam zdania. Nie mogę z nim być, nie po tym. 

- Każdy popełnia błędy Alessia, uwierz mi, wiem coś o nich... - Lake wstała i przeciągnęła ciało-a twój mąż nie wygląda na kogoś, kto łatwo się poddaje. 

ZŁĄCZENI PRZEZ KREW| Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz