Do końca dnia unikałam spojrzeń "przyjaciół". Dalej miałam za złe to, że mnie wydali już na samym początku. Lekcje minęły szybko, ale po ich zakończeniu zdecydowałam się na powrót przez łąki, nie jazdę autobusem. Nie wytrzymałabym pół godziny dłużej siedząc bezczynnie.
Szłam powoli, przyglądając się zmieniającemu się krajobrazowi. Po drodze napotkałam lasek w którym ptaki wyśpiewywały najróżniejsze symfonie. Po wyjściu z tego jakże cudnego miejsca, założyłam słuchawki i włączyłam losową piosenkę z odtwarzacza. We all are living in a dream... Piosenka Imagine Dragons rozbrzmiewała w moich uszach, kiedy oczom ukazało się cudne, małe jeziorko. Na brzegu był gwałtowny spadek terenu, na którym postanowiłam usiąść.
Z plecaka wyciągnęłam pudełeczko z moją ulgą, a od dzisiaj problemem. Bawiłam się tym kawałkiem metalu rozmyślając nad obecną sytuacją. Auć! Czubek niespodziewanie wbił mi się w kciuka, z którego momentalnie popłynęła krew. Patrzyłam jak powolutku skapuje jedna, druga kropelka robiąc ślady na nieskazitelnej do tąd piaszczystej powierzchni.
- Tak nie może być- usłyszałam głos za swoimi plecami.
Oczom ukazał się wysoki chłopak z naszego gimnazjum. Chodzi bodajże do II d. Spojrzałam na niego przestraszona.
- Mogę usiąść?- zapytał.
Kiwnęłam głową na znak zgody.
- Jestem Dan. Zapewne mnie nie pamiętasz?- zapytał nagle.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Po kilku sekundach mnie olśniło. Tak! To on był jednym z tych osób w domu dziecka z tymi "kreskami" na rękach.
- Mały jest ten świat- szepnęłam.
Uśmiechnął się.
- No widzisz? Słyszałem o tej dzisiejszej awanturze... jak oni się dowiedzieli?
- Livia i Tom zobaczyli je jak obsunął mi się rękaw bluzy.
- Następnym razem bardziej uważaj. Tak to jest jak się nosi męskie bluzy- parsknął. Taka młoda, a już tyle problemów na głowie...
Siedziałam cicho, jakoś nie miałam ochoty na rozmowy.
- Odprowadzić cię trochę? Gdzie mieszkasz?
- Przy Różanej.
- O kurcze, wiesz, że ja też? Jeja, ale mamy szczęście.Szczęście, albo pech.
*
Rzuciłam plecak na łóżko, a ja poszłam w jego ślady. Ciocia weszła do pokoju i powiedziała, że za pół godziny obiad.
Kilka minut później przyjechał wujek. Po szesnastej zasiedliśmy do stołu.
- To jak z... e... twoim nazwiskiem, Mer?
- Hmm... chyba jednak zostanę ze starym.
W naszym kraju jest możliwość zmiany nazwiska w takiej sytuacji, lecz ja po prostu nie skorzystam. Stare sto razy lepiej mi się kojarzy. No i jak zawsze jestem pierwsza w dzienniku.
Około szóstej zadzwonił dzwonek do drzwi.
Otworzyła ciocia.
- Mer, to do ciebie!
Zaskoczona wyszłam na przedpokój i ujrzałam Dana.
Gestem zaprosiłam go do pokoju. Wskazałam mu pufę, a ja opadłam na łóżko.
- Więc co tam?- zapytał.
- Nic ciekawego, kończyłam szykować się do szkoły. A u ciebie?
- Wujostwo wyjechało, a nie chciałem się nudzić. W szkole uważają mnie za dziwaka, więc nie mam przyjaciół. Pomyślałem, że chociaż ty okażesz chociaż trochę sympatii.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
Ciocia weszła z całą tacą ciasteczek. Szepnęłam dziękuję i poczęstowaliśmy się.
Delikatny smak czekolady pobudził moje kubki smakowe i jakby mnie uspokoił. Z westchnieniem opadłam na drugą połowę łóżka. Po chwili odezwał się Dan.
- Jak zamierzasz sprostować tę sprawę z Livią?- zapytał.
- Jeszcze nie wiem. To wszystko plącze mi umysł. Zawsze miałam pecha co do znajomych.
Od strony Dana usłyszałam jakby cichy śmiech.
- No co?- powiedziałam i rzuciłam w niego poduszką, którą akurat miałam pod ręką.
Przeszył mnie wzrokiem, demonstracyjnie przeczesał palcami blond włosy i zamknął niebieskie oczy jakby kumulując energię. Po chwili oberwałam w nos poduchą, nie mówiąc jeszcze o tym, że zachciało mu się użyć dodatkowo pufy.
Walka na poduszki trwała w najlepsze, aż niespodziewanie przyszedł do mnie SMS.
Hej, Mer tutaj Tom. Możesz jutro przyjść do parku koło 18:00?
Odpisałam "OK" i padłam zmęczona na pufę. Ściskałam jej róg, czując kuleczki pod palcami. Bałam się. Bałam się rozmowy z Tomem. Wolałabym już zamknąć sprawę.
- Skąd masz mój adres?- zapytałam nagle, przypominając sobie, że Dan ciągle tu jest.
- Podejrzałem gdzie skręciłaś, jak się rozdzieliliśmy- odpiwiedział z chytrym uśmieszkiem.
Przewróciłam oczami parskając śmiechem.
- Kolejny 007- dodałam półgłosem.
- Kurcze, już dwudziesta pierwsza, będę musiał wracać bo zaraz przyjadą opiekunowie.
- Okej, ale odprowadzę cię. Teraz ja pobawię się w agenta.
Wyszliśmy na dwór, a wiosenne, chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz. Może jednak przyjaźń istnieje?
CZYTASZ
Smutny los Mer
RandomMer jest czternastolatką, którą spotkała ogromna tragedia. W nowej szkole poznaje znajomych, którzy już na wstępie ją zdradzają. Jaką rolę odegra Dan? Czy Mer pogodzi się z Livią i Tomem? Czy ,,przyjaźń" z Annabeth coś wniesie? Śledźcie ich losy na...