Mętlik

14 0 0
                                    

  - Czyli jest w śpiączce?- zapytał wuj.
- Tak, a odwiedziny dopiero jutro.
Wujostwo poszło w ciszy spać, bo rankiem, tuż przed godziną szóstą czekała ich pobudka i podróż do szpitala. Nie chcieli jej przemęczać, lecz było to silniejsze od wszystkiego.
                       
                           *
-Przepraszam- szeptałam.
- Ale za co, kochanie? To nie twoja wina.
Ciocia jak zawsze starała się mnie pocieszyć.
Wujek siedział cicho w kącie patrząc się na swoje czarne obuwie. Jakoś nie był zaangażowany w rozmowę.
    W tym czasie wszedł lekarz.
- Mer- mówił ciepłym głosem- pies, który cię ugryzł miał wściekliznę i będziesz musiała przyjąć serię zastrzyków.
    Wzdrygnęłam się na samą myśl. Ogólnie nie boję się igieł, ale sam fakt na codzienne nakłucia mnie przerażał.
- Musisz zostać jeszcze kilka dni na obserwacji.
Lekarz opuścił salę, co sprawiło, że w pomieszczeniu zapadła kłopotliwa cisza.
- Będziemy już wracać, trzymaj się, słońce.
Gdy wyszli, opadłam z westchnieniem na poduszkę. Nie mogłam ruszać nogą, bo rana była zbyt świeża. Nie rozumiem tyle zachodu o jedno dziabnięcie. Kiedyś było tak, że robiłeś sobie niewiadomo jaką krzywdę i żyłeś dalej. Dzisiaj skaleczysz się w paluszka i wszyscy wokół Ciebie latają.
    Wtem ktoś zapukał do drzwi. Jakaś pani weszła do sali i usiadła koło mojego łóżka. Szepnęłam dzień dobry, na co odpowiedziała uśmiechem i zaczęł mnie zagadywać. Była to młoda kobieta z blond włosami, bardzo szczupła i ubrana elegancko. Złociste włosy spięła w warkocza francuskiego, a niebieskie oczy lekko pdkreśliła tuszem. Ogólnie była bardzo ładna.
    Coś mi tu nie pasowało, bo skądś znałam tę gadkę.
[...]
Mer, lekarze znaleźli coś niepokojącego.
- Tak, proszę pani?
- Hmm... możesz mi powiredzieć co to za blizny na twoich rękach?
- Ach, te- powiedziałam po krótkim namyśle- a to nic takiego, kiedyś wpadłam na taką maszynę u kolegi i strasznie się wtedy poobijałam.
- Mer...
- Naprawdę, proszę pani.
     W duchu się szczerze przeklinałam. Dlaczego jak ktoś to robi, to nikt tego nie widzi, a jak ja ledwo zacznę, to zaraz pół świata o tym wie?
- Jeżeli cokolwiek się dzieje, to od razu o tym mów, dobrze?
- Dobrze.
- Do widzenia- odpowiedziała kobieta, trochę zrezygnowanym głosem.
Dlaczego wszyscy się tak czepiają? Wszystko dzieje się tak szybko, nie mogę nawet otrząsnąć się po narkozie. Jeszcze za wcześnio. Za wcześno na wszystko.
     Zasnęłam, albo straciłam przytomność, sama nie wiem. Lekarze byli bardzo mili i pozwolili mi od dzisiaj mieć ze sobą telefon... czego od razu pożałowałam, bo koło osiemnastej rozległ się dzwonek:

I'll take the Western train
Just by the side of Amsterdam
Just...

Okej, lubię Imagine Dragons, ale teraz to bym chętniej pospała.
- Halo..?- powiedziałam smętnie.
- Mer?- rozległ się dziwnie znajomy głos.
- No tak. Kto mówi?
- Dan. Wszystko u ciebie dobrze?

Nie wiem dlaczego, ale dowiadując się, że to Dan, poczułam dziwne szczęście na sercu.

- Bywało lepiej- zaśmiałam się.
Chyba się trochę uspokoił słysząc mój śmiech.- Skąd masz mój numer?
- Twoja ciocia mi go dała. Byłem u ciebie i opowiedziała mi co się zdarzyło. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?!
- Hmm, może byłam w śpiączce?
- A... wybacz, ale cały dzień jestem poddenerwowany. Po prostu się martwię.

Wtedy coś we mnie pękło. Dawniej byłam znana, ze swojej słabej psychiki i z tego, że płaczę można powiedzieć z byle powodu. Właśnie teraz poczułam ucisk w gardle i łzy same zaczęły napływać do moich oczu. Zamilkłam na chwilę.
- Halo? Mer? Jesteś?
- Takk.. po prostu... jak tylko wrócę do domu to od razu się spotkamy, okej?
- Będę czekać.
- Muszę kończyć, jak chcesz to dzwoń kiedy chcesz. Do zobaczenia.
- Zapamiętam, cześć.
 
Gdyby jakiś jasnowidz przepowiedziałby mi, że kiedykolwiek ktoś będzie się tak o mnie martwić- nie uwierzyłabym. Całe życie byłam traktowana jak jakiś odmieniec. Nie miałam powodów do uśmiechu, a dom dziecka przypominał mi bardziej psychiatryk. Do tego słabe nerwy- idealne połączenie.

                            *
Wyszłam dwa dni później z jakimś dziwnym opatrunkiem i zestawem tabletek. Kładąc się z powrotem na ciepłe i miękkie łóżko, chwyciłam telefon i napisałam do Dana:
Jestem
Dosłownie pięć minut później usłyszałam dzwonek do drzwi.
Delikatnie siadłam na łóżku, a po chwili znalazłam się w objęciach kolegi. Jeja, aż tak się stęsknił? Po chwili wybuchnęłam śmiechem, bo mam tego pecha, że łaskotki mam dosłownie wszędzie. Wkrótce śmieliśmy się oboje. W końcu mogłam porozmawiać z kimś komu przynajmniej trochę zaufałam.
- Jak tam w szpitalu?- zapytał żartobliwie.
- Nie no, świetnie, nie ma co.
- Ile zastrzyków dostaniesz?
- Skąd wiesz?- odpowiedziałm pytaniem na pytanie.
- A nie wiem. Taki wróżbita M.
- Działo się coś ciekawego?
- Nie zabardzo. Ale chyba ci twoi znajomi mają lekkie wyrzuty sumienia.
- Aha, no to ich problem.
-Mer?
-Mhm?
- Kiedy będziesz mogła tak normalnie chodzić?
- Nie wiem, może za jakiś tydzień? A co?
- A nic... Masz czas za tydzień w sobotę?
- No pewnie.
- Będę czekać na zekręcie na brukową drogę o czternastej.
- Okej, postaram się być cierpliwa.

Wieczór minął bardzo miło.


Smutny los MerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz